Przeczytałam książkę "Hobbit czyli tam i z powrotem". Książka jest napisana bardzo łatwym i przejrzystym językiem ,w końcu to lektura szkolna. Nie ciągnie się w nieskończoność jak trylogia. Jedne wydarzenia następują po drugich, nie ma tutaj nadmiernego skupiania się nad szczegółami.Nie chcę przez to krytykować Władcy Pierścieni, że jest zbyt rozbudowana ale zastanawia mnie tak zmiana stylu u Tolkiena od książki dla młodzieży do tak misternie skontruowanego dzieła jakim jest "Władca pierścieni"które jest przecież kontynuacją "Hobbita...". Widać, że zamysł Tolkiena aby Hobbit był książką dla dzieci ewaluował w perfekcyjnie skontruowany świat jaki możemy poznać w trylogii. Wracając do książki. Natknęłam się w Hobbicie na wzmiance o Morii.Już wtedy Gandalf wiedział, że Moria została spustoszona przez Gobliny. To dlaczego decydując się na przejście przez nią z drużyną pierścienia był bardzo zdziwiony zastając na miejscu nic poza trupami krasnoludów. A Gimli był przekonany, że zostaną powitani przez władcę Morii.(tak przynajmniej było w filmie). Może się czepiam za bardzo.
Bo na jakiś czas przed wydarzeniami z Władcy Pierścieni do Morii powróciła pewna grupa krasnoludów z Samotnej Góry (między innymi Oin). Przywódcą tej grupy był Balin. Przez kilka lat wysyłali do Samotnej Góry pomyślne wieści o wznowieniu wydobycia bogactw. Później już nie dostawali żadnych wiadomości. Gimli sądził, że cały czas pracują w Morii, dlatego był mocno poruszony gdy zobaczył że wszyscy zostali wybici co do nogi. Gandalf nie był tego taki pewien, ale nie było innej drogi. Góra ich pokonała a koło Isengardu było zbyt niebezpiecznie. Droga wzdłuż wybrzeża na południu zabrałaby im rok, co było za długim okresem czasu. Musieli wybrać gramolenie się przez Morię trzy dni. I tak nie gobliny okazały się najgorsze a Balrog :)