Zrobienie prequela... To mi przypomina gwiezdną sagę. Pierwsza część nowej trylogii miała być arcydziełem i tak dalej, a okazała się klapą. Dlaczego? Bo tam były motywy które widzowie już poznali. Tak samo będzie z "Hobbitem". Będzie dużo efektów i pewnie mało fabuły i innych rzeczy. Wszyscy mówią, ze jak kręci Peter Jackson to będzie hit. Przy nowych "Gwiezdnych wojnach" tez tak mówiono o ich twórcy.
Nie jestem znawcą Tolkiena, ale chyba tylko ignorant nie zdaje sobie sprawy, że ,,Hobbit" będzie filmem opartym na książce o tym samym tytule, autorstwa właśnie Tolkiena (autora ,,Władcy Pierścieni", jakbyś nie wiedział) -.-
*** -No, to mi wystarczy za wstęp do wypowiedzi.
Otóż Hobbit, obie części, powstają na podstawie książki ("Hobbit, czyli tam i z powrotem"), więc fabuła i akcja są już od wielu, wielu lat. To po po pierwsze. Po drugie, Hobbit został napisany i wydany na długo przed Władcą Pierścieni, więc to WP jest kontynuacją, a nie Hobbit prequelem. Po trzecie, argument drugi jest bardzo uproszczony i skierowany jedynie do tych, co nie mają zielonego pojęcia o twórczości Tolkiena. Nic nie jest niczego kontynuacja ani prequelem. To nie komercha ani współczesna literatura(mam na myśli wszelakie Zmierzchy itp).
Po czwarte wreszcie, Hobbit(książka) jest tak napchany wydarzeniami a fabuła tak barwna i wciągająca, że nie ma co się martwić, nawet na efekty specjalne zostało im niewiele miejsca.
Czytałem i "Hobbita" i "Władcę pierścieni". Dobrze wiem, które zostało pierwsze napisane i wydane. Ale w przypadku kręcenia najpierw "kontynuacji" a potem początku, to będzie wyglądało jak prequel. Dla mnie powinno się najpierw robić "Hobbita", a dopiero potem "Władcę pierścieni". Albo zostawić "Hobbita" w spokoju. Poza tym nawet jak coś powstaje na podstawie książki, to i tak scenarzysta i reżyser dorzucają wiele od siebie. W każdym razie nie wierzę, żeby "Hobbit" powtórzył sukces "Władcy". Od premiery "Władcy" minęło już prawie dziesięć lat. Przez ten czas ludzie widzieli multum produkcji usiłujących powtórzyć ten sukces. Dekada filmów fantasy już się kończy, a sam temat wyczerpuje. Poza tym ludziom powoli się to przejada już...
Najpierw zekranizowano Władcę Pierścieni, bo książka jest obszerniejsza, bardziej dojrzała, więcej wątków, postacie znacznie bardziej rozbudowane, no i temat jest zdecydowanie bardziej odpowiedni do sfilmowania i zaciekawienia ludzi. "Hobbit" to powieść dla dzieci i to całkiem niedużych, zaś Władca jest dla osób zdecydowanie starszych niż 9-latki. Dlatego, moim zdaniem, najpierw zrobili filmową wersję WP a dopiero później, po sukcesie filmów, Hobbita. Z tego co pamiętam, chcieli robić Hobbita zaraz po nakręceniu WP ale coś im wtedy nie wyszło i odłożyli.
Absolutnie zgadzam się co do stwierdzenia, że sukces trylogii filmowej spowodował rozruch przemysłu książkowego i filmowego spod znaku fantasy. Podobnie jak sukces książki i filmu Wywiad z wampirem, czy Draculi(film z 1992) zapoczątkował złoty okres rozwoju literatury i filmu wampirycznego(choć czy taki złoty, to nie wiem...)
Jednakże, w tłumie miernot i średniawych filmów obu rodzajów, trafiają się czasem bardzo dobre produkcje, podobnie jak wciąż może się trafić całkiem interesująca propozycja dla fanów s-f. Dlatego nie skazuję Hobbita na niepowodzenie, wręcz przeciwnie, wróżę mu spory sukces, choćby dlatego, że tak wiele osób pisze na tym forum i ma wątpliwości. Bo często filmu 'skazane na sukces' lądują na śmietniku, zaś te, o które nawet twórcy się obawiali, stają się wielkimi hitami.
Szczera prawda to raz , dwa to to ze w porównaniu z Władcą ,Hobbit będzie o wiele wiele dokładniejszy.Wszyscy ktorzy czytali WP i Hobbita wiedzą dlaczego będzie dokładniejszy .
A ja liczę na to że może kiedyś zekranizują Silmarilliona, to byłaby dopiero klapa idąc tokiem twojego rozumowania.
Poczekaj aż film wyjdzie i potem oceniaj.
"Silmarilion" raczej wątpliwy. Moje wnioski wynikają z obserwacji tego, co się dzieje. Tematyka fantasy już się wyczerpuje. Powstało tyle filmów i żaden nie powtórzył sukcesu filmu, który zapoczątkował modę na ten gatunek. nawet jeśli "Hobbit" odniesie sukces, to będzie to ostatni udany film na koniec mody na te filmy.
Zauważcie jak było w latach osiemdziesiątych XX wieku: multum filmów science-fiction po sukcesie gwiezdnej sagi. Teraz jest tak samo. Możemy powiedzieć, że "Władca pierścieni" to "Gwiezdne wojny" początku XXI wieku. Jeśli chodzi o sukces, rzecz jasna.
Problem nowych filmów fantasy polega na tym, że wielu widzów myśli: "coś podobnego już widziałem". Cały czas powtarza się pewien schemat, od czego jednak ciężko uciec, ale wychodzi na niekorzyść po dłuższym czasie.
Dziś, niestety, ciężko o jakimkolwiek gatunku powiedzieć, że dopiero się rozkręca. 3D króluje w kinach, niszcząc, niestety, prawdziwy klimat filmów, jaki znam z przed jeszcze paru lat. Siedzenie z wielką paką popcornu i w śmiesznych okularkach, mając wrażenie, że zaraz coś we mnie wleci jest super i odjazdowe, ale nie zawsze pasuje. To tak, jak dubbing. W kreskówkach, skierowanych głównie o maluchów, jest bardzo potrzebny, sama pamiętam, jak gubiłam się w tym, kto mówi, gdy jako dziecko oglądałam bajki z lektorem. Ale przy filmach z "prawdziwymi" aktorami bywa irytujący, jak np przy najnowszej Alicji w Krainie Czarów, czy filmach o Harrym Potterze.
Ale nie miało być o 3D tylko o kinie fantasy... Więc, wciąż jest szansa i wierzę w nią z całych sił, łażąc do kina i przed TV na wszytko co się da, szukając powiewu nowości. Nie oczekuję wielkiego skoku w ewolucji tego kina po Hobbicie. Oczekuję, że on sam będzie niewiele gorszy o trylogii LotR, a co potem-zobaczy się.
Prawdziwy klimat filmów niszczy przede wszystkim kolor i głos aktorów.
Najpiękniejsze fotografie są czarno-białe i takie powinny być wszystkie filmy. Kolor jest dla ciemnych, tępych mas.
A widziałeś kiedyś film czarno-biały? Lub niemy? Bo ja tak i mogę szczerze powiedzieć, że kiedy nie było takich udogodnień jak teraz, ludzie o wiele bardziej się starali. Ale też nie chodziło mi o to, że 3D jest złe, zawsze i wszędzie. Być może nie wyraziłam się zupełnie jasno, ale do niektórych filmów 3D nie pasuje. Avatar bez 3D byłby najprawdopodobniej nudny, a ludzie nie wytrzymaliby 3h w kinie, przy tak mizernej fabule. Filmy, gdzie główną rolę grają efekty specjalne, 3D jest jak najbardziej wskazane. Ale nie chcę, żeby w Hobbicie tak właśnie było. Albo w Alicji według Tima Burtona. Tu chcę mieć klimat, aktorów, fabułę, wydarzenia, geniusz płynący z pracy ludzi, a nie komputerów.
"geniusz płynący z pracy ludzi, a nie komputerów."
Pewnie jesteś jednym z tych ignorantów, co to twierdzą, że ten tysiąc niezwykle utalentowanych artystów pracujących 4 lata nad Avatarem po prostu cały czas dłubało w nosie, a film zrobiły komputery.
W ogóle użycie określenia "praca wykonana przez komputer" w odniesieniu do twórczości artystycznej świadczy kompletnie o autorze takiej wypowiedzi - ignorancja i jeszcze raz ignorancja, a to gorsze niż głupota, bo to nawet nie jest zabawne, tylko przykre.
Avatar to nie efekty specjalne, nie przypominam sobie żeby ktokolwiek zachwycał się wybuchami w tym filmie.
Wykreowana przez artystów przyroda i animacje w tym filmie to NIE SĄ EFEKTY SPECJALNE. To po prostu środek artystyczny, taki sam jak rzeźba rzeźbiarza i malunek malarza. Arcydzieła PIXARA typu Wall-e to też nie są pokazy efektów specjalnych, a użyto tu ten sam środek artystyczny.
Panie, daj Pan na luz.... Poczekajmy na spokojnie, aż film zostanie nakręcony- kto wie, może spotka Cię miłe rozczarowanie i ekranizacja okaże się kapitalna, tak jak "Władca..." ;) Moim zdaniem plus to to, że zaangażowała się w produkcję większość twarzy znanych z trylogii (dzięki temu uniknie się porównań poprzednich ról typu: "Aaaa, Legolas grany przez Blooma to było coś, a ten "nowy" jest do bani"). Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Na pewno nie wszystkie wątki z książki będą wiernie przedstawione, ale myślę, że osoba P. Jacksona daje tu gwarancję dobrego filmu. Pozdrawiam! :D
Na pewno obecność Petera Jacksona to gwarancja. Ale pewnie tak samo myślano o nowych "Gwiezdnych wojnach", kiedy zaczęto je robić. Wiem, że "Hobbit" to długo oczekiwana ekranizacja książki, a "Wojny" pomysł filmowca z Kalifornii, ale chodzi mi o to, że jednak nie pomogła obecność cenionego reżysera. W dodatku wiele, jeśli nie zdecydowana większość, filmów powstałych od roku 2001 bardziej stawiała na efekty, niż fabułę, aktorstwo itp. Tego boję się i teraz.
Znam inny przykład ekranizacji popularnej książki. To "Diuna" Davida Lyncha na podstawie powieści sf Franka Herberta. Zebrano obsadę, która miała zagwarantować sukces (min. Max von Sydow, Patrick Stewart czy Jurgen Prochnow). W efekcie jedyne co uchodzi temu filmowi, to soundtrack autorstwa Toto...
No tak tylko że z Lucasa jest takim reżyserem jak cholera , jedynie przy Nowej Nadziei miał jakiś przebłysk geniuszu i nakręcił film który przeszedł do historii a reszta to dla mnie dno.A Jackson ma już na koncie 10 filmów i każdy jest według mnie genialny a Władce nazwał bym nawet arcydziełem więc Obecność Petera Jacksona jest dla mnie , daje mi 100% pewności że Hobbit będzie czymś wyjątkowym
może kultury trochę? Naucz się szanować, że ktoś może mieć odmienne zdanie. Wulgaryzmy to trochę poniżej poziomu, nie sądzisz?
Tylko że autor tematu to nie poprawny pesymista i mnie też lekko wkurza bo ludzie widzą taki temat i uciekają od zamiaru oglądnięcia hobbita.
No wiem, nawet rozumiem. Ja tam jestem niepoprawnym optymistą, i nadal twierdzę, że na P. Jacksonie i "Hobbicie" raczej się nie zawiedziemy. Też się nie zgadzam więc z autorem, ale wkurza mnie czasem, że nawet spokojnie się wypowiedzieć tu nie da, bo zaraz ktoś wyzywa od takich nie takich z całym rodowodem.... :/