Biorąc pod uwagę fakt że film jest oparty na faktach - aktualnie małżeństwo ma dwoje dzieci i chyba są razem szczęśliwi - to myślę że każdy prawdziwie kochający facet by to jednak zniósł, chociaż było ciężko - każdemu by było.

Stanowczo się z Tobą nie zgadzam. Rozumiem, że film mógł Ci się nie spodobać, ale według mnie każdy facet, który na prawdę kocha swoją kobietę postępowałby tak samo. Trzeba jeszcze dodać, że byli oni małżeństwem i ślubowali sobie tytułowe: "I, że Cię nie opuszczę". Jak dla mnie, jest to jeden z najlepszych filmów jakie widziałem.

Może nawet nie czepiałabym się biednego Leo jak dziwacznemu zachowaniu Paige. Byli małżeństwem, ale jak tatuś na nią wpłynął to jakoś szybko zgodziła się na pozew rozwodowy. To ślubowanie o którym wspominacie stało się bezwartościowe. Lubie melodramaty, ale ten podobnie jak Dear John mi się nie podobały.

No dobra, ale zauważ, że ona tego ślubowania NIE PAMIĘTAŁA, więc ciężko chyba jej było dostrzegać jego wartość. Ja się tak w sumie zastanawiałam, co bym czuła na jej miejscu. Przecież z punktu widzenia Paige, Leo był dla niej kompletnie obcym facetem! Wyobraź sobie, że ktoś Ci mówi po wypadku, że jest Twoim mężem, powinniście razem zamieszkać i żyć jak dawniej ('dawniej', którego nie pamiętasz). Mi by było trudno. Zwłaszcza, że wkracza 'były', który dla Ciebie jest 'aktualnym'.