Idź pod prąd" to prawdziwe arcydzieło, którego głębi i wartości nie sposób zmierzyć zwykłymi rankingami. To nie jest film, który ogląda się dla rozrywki – to podróż do serca buntu, do Bieszczad, do korzeni prawdziwego punk rocka. Ludzie spoza tego świata, zwłaszcza mieszkańcy Warszawy, nigdy nie zrozumieją, co tak naprawdę kryje się za historią KSU.
Ten film oddaje nie tylko ducha epoki, ale również niezwykłą autentyczność życia w cieniu PRL-u, gdzie bunt miał prawdziwe znaczenie. Każda scena, każda nuta i każde słowo przenoszą nas do rzeczywistości, w której marzenia zderzały się z brutalnością systemu.
Jeśli ktoś tego nie docenia, to dlatego, że nigdy nie czuł na własnej skórze tej wolności, o którą walczył zespół. KSU to symbol Bieszczad, wolności i niezależności – a nie kolejny produkt popkultury. Warszawiacy i inni "wielkomiejscy krytycy" powinni mieć blokadę na ocenianie filmów o życiu, którego nie rozumieją. To film dla ludzi, którzy wiedzą, czym jest prawdziwa wolność i bunt!