Żałuję, że nie przeczytałem najpierw książki. Historia dzieje się w innym świecie, ale równie dobrze widz może odbierać, iż jest to nasza planeta za ileś dekad. Jest to zasadnicza różnica na tle choćby tak pompowanego Loopera, który miał dziać się w 2042 i gdyby nie informacja na ekranie widz myślałby, że tak naprawdę są to czasy współczesne. Sam przebieg śmiertelnej rozgrywki trzyma w napięciu, jest nieszablonowy, poza akcją na drzewie w sumie brak jest nierozsądnych decyzji uczestników. Jednocześnie nie jest to zwykła sieczka w stylu japońskiego Battle Royal. Znak czasów, że rolę obrońcy słabszych bierze na siebie dziewczyna, która musi zaopiekować się facetem a nie odwrotnie. Dawniej w Hollywood takie rozwiązanie autorki zmniejszałoby szanse na ekranizację. No i jeszcze pięknie pasująca piosenka Taylor Swift puszczona na napisy końcowe. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony, na pewno sięgnę po trylogię książkową.