Film zapowiadał się ciekawie i naprawdę nie mogłem się doczekać kiedy go obejrzę- miałem zobaczyć go z narzeczoną ale nie mogąc się doczekać obejrzałem go sam- i chyba drugi raz tego nie zrobię. Naprawdę bardzo interesujący pomysł, który mógł być ciekawie rozwinięty- bo tak naprawdę oglądając ten film czeka się na zakończenie- co to wyjdzie z tego powrotu do przyszłości, a tu widz zostaje uraczony plastikowo słodkim szczęściem. Powiedziałbym nawet że film został źle zakwalifikowany, bo zamiast do komedii romantycznych powinien być włożony pomiędzy bajki- ujęcia z dobrą wróżką pewnie wycięto, żeby widz dopiero na koniec się zorientował, że ten film nic z realnym życiem nie ma wspólnego. Przez moment wydawało się że jakaś akcja jednak będzie- rozterki Zosi, czy da się odmienić los, czy nie pogodzić się z byciem żoną Darka- jednak szybko okazało się że w tej konfiturze jest to jedyna smaczna wiśnia w pozostałych 2 kg cukru. Odniosłem wrażenie że ktoś inny miał pomysł na film, a ktoś inny go zrobił (wstyd panie Machulski- zepsuć taki dobry pomysł).
Plusy:
+ dobra obsada aktorska- znaczny powiew świeżości, brak aktorów "wszystko-i-wszędzie-grających", bardzo dobrze się oglądało grę aktorską
+ klimat- kawa "Turek"- taka sama była u nas w domu:) i te ubrania, fryzury- rewelacja
+ ciekawy początek- pierwszą połowę ogląda się z ciekawością, jak dalej się potoczy akcja; rok 2000, a nie tendencyjnie nam współczesny
+ uśmiech Zosi- naprawdę bardzo ładny i promienny
Minusy:
- płycizna- film nie dający wiele pozytywnych refleksji, brak poruszenia jakiegoś ciekawego problemu
- zakończenie- taki happy end, że aż rozczarowuje- jednym słowem sztuczne, najgorsze z możliwych. Właściwie mimo podróży w przeszłość niewiele się zmieniło- babcia, staż małżeństwa z Kubą, bodajże nie doszło do małżeństwa koleżanki- odnosi się wrażenie że Zosia wróciła do tego co było
- postacie czarno-białe, obdarzone jedną cechą główną i w zależności od częstości pojawiania się na ekranie kilkoma cechami pobocznymi; wyjątkiem jest Kuba, który modelowany jest na potrzeby akcji- z delikatnego romantyka zmienia się w zawadiakę, który i z główki umie przywalić pomniejszym bandytom, i wspinać się potrafi
- Zosia jako człowiek z przyszłości ma liczne przywileje- nie potrzebuje pracować, więc czas spędza dowolnie; pieniądze same się jej pojawiają, tak że może kupić wszystko, co chce; jedzenie też nie jest jej problemem- widocznie olała stanie w kolejkach do i tak pustych sklepów
- taki malutki minusik za mówienie o przyszłości- tendencyjne, płytkie, naiwne- motyw Kubicy, Tuska, filmu we Francji- malutki bo czasami to było zabawne
- myślałem że babcia choć trochę się zestarzeje, będzie mieć Alzheimera lub umrze po drodze w godziwych warunkach- a tu nic- gdyby nie wypadki ludzie żyli by wiecznie (i nawet ten wypadek mogliby wymyślić ciekawszy)
- brak scen z dobrą wróżką
Ocena 3/10
Dodatek religijny (kto nie jest zainteresowany niech lepiej nie czyta) 1. Pytam się- czy małżeństwo to taka straszna rzecz? Jedyne szczęśliwe małżeństwo w tym filmie to Zosia i Kuba. Widocznie receptą na szczęście w małżeństwie jest: (wersja dla Pań, ale dla Panów jest taka sama tylko zmiana płci w odpowiednich miejscach w opisie)
- wyjdź za mąż- nie jest ważne z kim, bo i tak jest to cham, który nie jest ciebie warty- ale bez niego nie ruszysz z dalszą procedurą
- godzina ślubu- jeśli uważasz że mąż nr. 1 ma dobre geny dla TWOICH dzieci, jest to kwestia nieistotna- ważne żebyś była płodna w noc poślubną- tylko schlej się wódką ile wlezie, żeby było łatwiej przez to przejść- następnego dnia złóż pozew o rozwód. Jeśli ma złe geny, bierz ślub w godzinach rannych, żeby jeszcze tego samego dnia zdążyć ze złożeniem pozwu o rozwód
- w czasie gdy trwają formalności z rozwodem, ty szukaj zamężnych facetów- następnie z tej puli wyselekcjonuj tych, którzy mają wredne żony (w domyśle jest to para: wredna żona- dobry mąż) i z tych wybierz tego, który podoba Ci się najbardziej
- przekonaj go, że jesteście dla siebie stworzeni
I szczęśliwe małżeństwo gotowe.
2. Jestem praktykującym katolikiem ale przyznaje się że papieża bardziej oglądałem niż słuchałem. Ale Zosia, choć zdaje się że niewiele z Kościołem ma wspólnego recytuje papieża z pamięci. Chylę czoła.
3. Wątek "in vitro"- przecież naprawdę mogło obyć się bez niego, a już na pewno bez stwierdzenia "to będzie świetny biznes"
4. Najlepsze co można zrobić dla swojego dziecka to "zrobić je sobie" po pijaku z mężczyzną, którego się nie kocha. Encyklika (bodajże) "Humanum vitae" mówi, że decyzje o poczęciu dziecka mają być podejmowane w prawym sumieniu tzn. dziecko nie może być przedmiotem manipulacji i egoistycznych rachub. Dziecko nie jest własnością rodziców.
Ocena 2/10 (dla dzieci demoralizujący)
Musze przyznać, że zaskoczyłeś mnie tą analizą, z którą właściwie zgadzam się do końca, z jednym wszakże zastrzeżeniem.
Odnośnie najciekawszej w tym filmie, bo najbardziej kontrowersyjnej kwestii. Mam na myśli to, co ująłeś w punkcie czwartym, a więc na samym końcu.
Taka w istocie jest wykładnia nauczania Kościoła. Myślę jednak, że w tym wypadku mamy raczej do czynienia z pewnym konfliktem wewnętrznym Zosi. Ona wie, że zapłodnienie (inaczej tego nazwać się nie da), konsekwencją którego będzie urodzenie dziecka, ale zapłodnienie przez mężczyznę, z którym nie chce się być, bo się go nie kocha, ona wie, że to jest moralnie złe. Z drugiej strony jednak rozumie, że bez tego jej ukochana córka zwyczajnie nie przyjdzie na świat.
To całkiem konkretny i realny wewnętrzny konflikt między porzuceniem wszelkich kontaktów z byłym mężem a porzuceniem córki. Faktycznie byłoby to przecież świadomym zrezygnowaniem z dziecka, tego konkretnego, kochanego, czującego dziecka, z którym Zosię łączyło trzynaście lat wspomnień i wspólnych przeżyć. Zosię na to nie stać. I pewnie dlatego idzie z Darkiem do łóżka po pijaku...
Szczerze mówiąc ten motyw w filmie uważam za najmocniejszy, bo zawiera w sobie pewną sprzeczność i moralny problem. Nie jest płaski i daje do myślenia.
Pozdrawiam
Zgadzam się z Tobą w kwestii tego wątku - najciekawszy dylemat związany ze zmianą przeszłości. Szkoda, że film konsekwentnie nie podąża w kierunku podobnej konkluzji, że na przyszłe szczęście wpływa teraźniejszość z całym swym dobrodziejstwem jak i wyrzeczeniami.
Z autorem też się zgadzam, chociaż dla mnie ten specyficzny klimat i jakieś ciepło bijące z tej historii było warte trochę wiięcej. Takie 2/5 ode mnie.