Można by napisać epopeję, ale pokrótce w punktach:
1) Ilona Ostrowska - zbyt współczesna bym mogła umiejscowić ją w roku 1987. Jej osobę znam z tv ekranów od trzech, czterech lat. Kojarzę ją głównie z "Ranczem" (bardzo dobra rola), gdzie jej współczesny styl grania rzutuje na odbiór kolejnych ról. Lubię jej amerykańską charyzmę, polską w roku 2000 i w czasach PRL kompletnie mi się nie widzi.
2. Maciej Marczewski - kolejna postać bez filmowego drygu. To jest ten książę, za którym uganiała się przez pół filmu??? Dziękuję, zostałabym już przy mężu miłośniku "wszelkiej" rogacizny. Przynajmniej był postacią bardzo wyrazistą.
3. Błędy międzyczasowe w scenografii, kostiumach, a nawet fryzurach. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo jest już wątek poświęcony błędom, od siebie dodam tylko tyle, że chociaż rzadko zmieniam fryzury, to przez 13 lat, miałam ich ok. 5-6. Nie wierzę, że Zosia przeniosła się w czasie a w lustrze nie zmieniła się nawet o jeden włos.
4. Brak wyraźnego kontrastu między rokiem 1987 a 2000.
5. Świetny scenariusz, ale ogólne wykonanie nie powala. Machulskiego stać na więcej. Z każdej jego komedii jestem zawsze zadowolona, a to było zbyt mocno naciągane, nawet pomijając przenoszenie się w czasie czy duża liczba niedociągnięć.
Owszem można się było pośmiać, ale film obniżył loty nawet w stosunku do najsłabszych produkcji Machulskiego.