Strzelając od razu z grubej rury – najgorszy znany mi film Machulskiego!!
Pomysł zaiste niezły – bohaterka budzi się w czasach PRL i próbuje odnaleźć się w nowej-starej rzeczywistości układając swoje życie, naprawiając przy okazji stare błędy. Sytuacja wyjściowa daje ogromny potencjał, ale jej oryginalność kończy się na pozorach – reszta to już zwyczajna komedyjka romantyczna (zupełnie nie śmieszna), w zmienionym tle (Machulski wypuścił na ulice kilka starych samochodów, a operator zastosował odpowiedni filtr – ot cała różnica w świecie AD 1987, a tym AD 2000).
Ta opowiastka o poszukiwaniu miłości doskonałej ciągnie się dwie godziny i niebywale męczy. Na końcu serwuje nam zaś morał, że niezależnie od czasów, w których żyjemy i niezależnie od tego ile lat mamy (na początku filmu zmarszczki bohaterki to wielki dla niej problem porównywalny wręcz z gospodarczym kryzysem) najważniejsze jest ciepło rodzinne (model 2+2 i pies).
I po to była ta kiepska dwugodzinna farsa?
Moja ocena - 2/10