Moim zdaniem ten film jest nawet cięższy od 'Nieustających wakacji'. Akcja toczy się bardzo wolno - w sumie mamy chyba tylko 2 zabawne momenty ('cool guy' i węgierskie okrzyki ciotki Lotte), a reszta to pozbawianie złudzeń. Hipnotyczny nastrój wciąga, a zakończenie jest świetne, jednak film raczej dla nielicznych.
Dobrze ze to napisales: film dla nielicznych. Mysle ze cala tworczosc Jarmuscha moze sie podobac waskiemu gronu koneserow. Komercja jest dla mas, a kino artystyczne dla bardziej wyszukanych gustow? Byc moze ;) Ja sie zaliczam do tej pierwszej gupy i dobrze mi z tym :) Nie znaczy to jednak, ze nie potrafie odroznic ziarna od plewow ;)
wydaje mi się, że "Inaczej..." nie jest cięższe od "Nieustających...". Chociaż oba filmy klimatycznie i konceptualnie są do siebie zbliżone. "Inaczej..." jest o krok dalej od jego pierwszego filmu. Patrząc na całą filmografię widać stopniową ewolucję stylu Jarmuscha, powolne i łagodne otwarcie się na widza. Jarmusch zaczyna przemawiać do mnie dopiero od swojego następnego filmu ("Poza prawem").
Nieustające wakacje zupełnie mi się nie podobały. Inaczej niż w raju..inaczej, podobały mi się. Bohater chce być amerykanski na siłę, tylko że to do niczego nie prowadzi, wszędzie jest tak samo, człowiek staje się nudny jak tv obiad i film kung-fu (świetna scena nieprawdaż?).