Film miał potencjał na thriller psychologiczny z wyższej półki, jednak pod koniec zdecydowano się na wplecenie niepotrzebnego wątku z Babcią, jako próbę montażu dobrego horroru.
Niestety, skutek był odwrotny. Film przestał trzymać widza w napięciu, a do obejrzenia go do końca, trzymała jedynie ciekawość.
Byłam wręcz przekonana, że Meyers nie da sobie rady z wcieleniem się w rolę 'umysłowo chorego', jednak po zobaczeniu go w akcji, byłam mile zaskoczona.
No i Julianne, jak zwykle, perfekcyjna.
Oceniam na 8/10, gdyż lubię takie klimaty, chociaż zakończenie zbiło mnie z tropu.
Uważam, że happy end w tym wypadku był surowo zabroniony, co reżyser, niestety, zignorował.
Przeciez tutaj nie bylo happy endu, on sie odrodził w ciele jej córeczki - Sammy. To, że ona cudownie się odrodziła an poczatku moglo sie wydawac dziwne, ale to On sie w niej odrodził.
Aż musiałam ponownie zerknąć do filmu. I muszę przyznać Ci rację. Najwyraźniej byłam zbyt szybko wyłączyłam Sheltera, zniesmaczona 'cudownym powrotem córeczki', że nie zauważyłam, iż dziewczynka zaczyna nucić tę znaczącą melodyjkę... Zwracam honor i przyznaję się do błędu ;) W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi ...
Aczkolwiek oceny nie zmieniam. Według mnie to jest max. dla tego typu produkcji.
Uważnie oglądamy, uważnie ;) co do Meyersa też jestem mile zaskoczona, bo kreacja nie była łatwa. Film miał potencjał ale został średnio wyreżyserowany.