Witam. Moim zdaniem Cooper wpadając w czarną dziurę zginął. Świadczy o tym po pierwsze sama wizja spotkania z córką jak i cała sielanka ze stacją na Saturnie (walka dr. mann z cooperem gdy ten mu mówi że gdy będzie umierał zobaczy swoje dzieci). Podobna sprawa to skąd stara murph wiedziała aby cooper leciał odszukać Amelie przecież ona jej nie znała oraz ich historii.)
Prawda jest taka że cooper zginał , wszyscy na ziemi też zginęli przeżyła tylko Amelia. Taki reset ludzkości. Pr. Brand miał racje od początku do końca.
trochę mi się to nie zgadza bo ok powiedzmy zgodnie ze słowami manna widział swoją córkę przed śmiercią to tutaj powinien skończyć się film ale na ostatku wsiadł w statek i poleciał do laseczki no chyba że do nieba :)
Nie, to tylko Paradox ex machina.
Ostatnimi czasy synonimem staje się Nolan ex machina :)
a mnie ciekawi co innego. może już było na forum ale nie chce mi się tyle czytać, a wiec pod koniec filmu Cooper mówi, ze ma dość odtwarzania przeszłości ? co o tym sadzicie ?
"pod koniec filmu Cooper mówi, ze ma dość odtwarzania przeszłości ? co o tym sadzicie ?"
Umknęło mi to. Kiedy to mówi? Kontekst?
jest to scena zaraz po tym jak naprawia Tarsa i ustawia mu nowe poziomy szczerości itp. Siedzi wtedy przed domem i popija (piwo?) jak na początku filmu. Mówi coś w stylu "mam już dosyć odtwarzania przeszłości, chce wiedzieć gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy"
Nie przykładałbym dosłownego znaczenia do tych słów. A według Ciebie na co one wskazują?
nie wiem może na to ze w którymś momencie następuje reset i zaczynamy od nowa nie dowiadujemy się co tutaj jest grane ? a może ma to coś wspólnego z naszym obecnym życiem... na pewno bez powodu to tam nie jest.
Nie rozumiem tego motywu z resetem. Obawiam się, że w momencie wpadnięcia do czarnej dziury zwyczajnie zginął a wszystko "po" to jego wizje przedśmiertne. Przypominam znaczący tekst, że "człowiek przed śmiercią widzi swoje dzieci".
Ale z czym chodziło o nas nie o film? Z tym tekstem? Nie. Takie znaczące teksty ZAWSZE mają jakiś głębszy sens DLA DALSZEJ FABUŁY. Tak samo jak ta książka, która spadła na glebę jak on akurat wychodził już z domu. Od razu wiedziałem, że coś z tą książką będzie ważnego później i miałem rację :)
Chodziło tu chyba o to, że (chcąc mu ułatwić przystosowanie się do nowej rzeczywistości) pokazali mu wnętrza zrobione na podobieństwo znanych mu lokacji - dom itd. A on po prostu powiedział, że tego nie chce / nie potrzebuje :) Tak ja to odbieram.
A ja uważam, że Cooper został poddany incepcji i to wszystko był sen. Jego totemem był statek, który testował i widzimy go w pierwszej scenie filmu a potem motyw ten sie wielokrotnie powtarza. Gdy nie spał misja sie nie udała- pierwsza scena, a gdy spał to przemierzył nasz układ słoneczny, wleciał do wormhole przedostajac sie do innej galaktyki i ostatecznie do czarnej dziury tym właśnie ''wahadłowcem totemem swoim''. I koncówka filmu wskazuje, że jest w limbo w stanie permanentnej śpiączki, bo zrobili mu lobotomię. A zrobili mu dlatego, że myślał iż jest pilotem a był farmerem i stał sie niebezpieczny wymyślając sobie w swoim schizofrenicznym świecie, że pracuje dla NASA i ma uratować ziemian przed nieuniknioną śmiercią. Jego choroba polegała na tym, że łamał kody odczytując z układu piasku szerokości i wysokości geograficzne, czyli miejsca przerzutów skazonej LSD kukurydzy, która to natomiast po zmodyfilowaniu genetycznym zmieniała sie w sadzonki marihuany. Za moją hipotezą przemawia fakt, że gdy rozstawał się z córką i synem to byli oni dziećmi a potem widział córkę dorosłą, nastepnie jako babinę na łozu śmierci a sam był młody. To dowód, że był w limbo po zabiegu lobotomi.
No właśnie mnie też się zdaję,że Cooper zginął wlatując w czarną dziurę,ale jest jedno ale...Mianowicie,kto dawał znaki jego córce?Duch Coopera?Może to znaczyć,że czas się zapętla i Nolan odwołał się tutaj do teorii powtarzania się w nieskończoność wydarzeń.Bo przecież książki były poruszane przez jego ducha w momencie jak jego córka była dzieckiem,jak i kilkadziesiąt lat później.Myślę,że to też ma znaczenie,bo przecież sam początek filmu oraz dobre jego kilkanaście to właśnie roztrząsanie,czy istnienie duchów jest racjonalne,czy nie.Nie wiem,czy się jasno wyraziłem.
ludzie...jakiego ducha...co wy !!! :-)) Murphy tak sobie nazwała z braku laku...książki same spadały i stwierdziła że to duchy...potem jak się wyjaśniło że to fale grawitacyjne wysyłane z tesseraktu to Cooper z Murphy (koniec filmu) śmiali się z tego że Murphy myślała że to duchy.
Jak sam Murphy skoro on zginął przechodząc przez czarną dziurę?Kto wysyłał te fale z tesseraktu?
To teraz kiedy usłyszymy jakieś dziwne dźwięki w domu, znaczyć to będzie że to nie duch, tylko ktoś (bądź MY SAMI) z innego wymiaru próbujący się z nami skontaktować!! :P
w ogóle po przeanalizowaniu sytuacji stwierdzam, że kluczem do rozszyfrowania tego, czy Cooper przeżył czy nie, jest postać grana przez Tophera Grace'a, czyli ten przyjaciel-lekarz od Murph. Gdyby ostatnie 20 minut filmu było wizją umierającego Coopera to nie mogłoby tam być tego lekarza. A dlaczego? Ponieważ on go nie poznał, nie widział, a my - widzowie, poznaliśmy go jeszcze za czasów konającego prof. Branda, czyli jeszcze daleko przed końcówką. Przynajmniej do momentu zamknięcia się sześcianu Cooper żył - to jest pewne. A skoro przeżył w czarnej dziurze, to i zapewne końcówka na stacji wcale też nie była jego wizją.
To tylko jeden z powodów dla których to nie może być wizja. Patrz na komentarz 'mikeshu' - cały film straciłby sens. I sprostowanie - od wpadnięcia Coopera w czarną dziurę do końca filmu mija nie 20, a co najmniej 40 minut... Czyli prawie 1/4 filmu...
Ja nie mówię, ze to jest wizja, tylko próbowałem właśnie przedstawić fakty mówiące, że Coop przeżył :)
No nie mogło by go być we śnie, skoro Cooper go nie poznał ani nic o nim nie wiedział.
Ok brzmi sensownie. JEŚLI nie poznał. A trzeba wziąć poprawkę na to, że jednak to "towarzystwo" już znał bo latał kiedyś dla NASA. Więc nadal mamy 50/50.
Dokładnie miałem o to zapytać. Patrzcie tyle od premiery, tyle razy film widziałem a to przeoczyłem - to ten sam aktor co "przyjaciel Murph"?! No to raczej wszystko jasne, na Ziemi z czasem nie miało prawa się nic zadziać. Skoro on dalej młody to coś nie gra i raczej tylko wizja...
Poprawka: "przyjaciel Murph" i "lekarz na stacji Cooper" są grani zdecydowanie przez DWÓCH RÓŻNYCH aktorów...
Wybaczcie brak mojej pewności, późno było jak oglądałam i od pochłaniania informacji przekazywanych w filmie oraz próbie ogarnięcia go nieco rozbolała mnie głowa, ale o ile dobrze pamiętam to TARS chyba wyjaśnił dosyć czysto sytuację? ONI to nie był Cooper, tylko ludzie z przyszłości, którzy odkryli wszystkie 6 (?) wymiarów. Oczywiście jest to jedna z zagadek wszechświata, którą naruszył Nolan i zmusił nas do refleksji, ale nie możemy odrzucać takiego prawdopodobieństwa. Owszem: Cooper porzucał sobie książkami, zaprogramował zegarek i uścisnął rękę Brand. Ale to przecież nie on ustawił tunel czasoprzestrzenny obok Saturna. Tylko ONI - ludzie z przyszłości. I to nie musiała być ich jedyna ingerencja. Jak sugeruje teoria mostu Einsteina-Rozena: czarna dziura wsysa - biała wysysa. Być może gdy Cooper wpadł do dziury, zatrzymał się w tesserakcie, a po jego zniszczeniu wypadł "białą dziurą" obok Saturna. Ciężko to jakkolwiek ogarnąć w sposób logiczny, bo wiadomości jednak dochodziły do nich, a od nich już nie.
W każdym razie można również przyjąć, że ONI ocalili mu życie, w dodatku 2 razy. Gdy leciał do czarnej dziury wrzucili go do tesseraktu aby mógł doprowadzić sytuacje do porządku, a gdy już to zrobił to wyrzucili go przy Saturnie. Ta dam!
Jezuuuu. Jak tylko w jakimś filmie koniec jest skomplikowany i niejednoznaczny, to musi pojawić się jakiś mądrala co powie "bohater umarł, reszta to jego wizja". To żałosne i śmieszne ;)
Patrz na komentarz 'mikeshu'. Film byłby całkowicie bez sensu, gdyby Cooper umarł wraz z wpadnięciem do czarnej dziury!!! A w filmwebowej skali zasługiwałby co najwyżej na naciąganą 5 od fanów sc-fi.
Interstaller jest wielki, ma sens i wręcz zaczyna się na nowo od tego wpadnięcia, te ostatnie 40 minut dopiero tworzy całość i stwarza Interstallera jako dzieło co najmniej na 8/10.
Zresztą, zupełnie zadziwiające (a w mojej ocenie świadczące o wręcz - wybacz - nierozgarnięciu twoim) jest, że przy takiej interpretacji dajesz filmowi 8/10;) Czyli film jest twoim zdaniem bardzo dobry mimo braku zakończenia (bo sama śmierć głównego bohatera to trochę mało na zakończenie, jak są jeszcze inne wątki) i sensu;) Super;)
Ps. Ale jak widzę nie jesteś jedynym, który lubi (albo intelektualnie nie ma innego wyjścia;) sobie historię uprościć na zasadzie "umarł, reszta to wizja". Jest was wielu;)
Jak mógł przeżyć ktoś kto wpadł w czarna dziurę? Zastanów się na tym. On nie miał prawa przeżyć. Chyba ze miał jakieś tajne moce jak w gwiezdnych wojnach ale nic mi o nich nie wiadomo ;)
Normalnie. Skoro czarną dziurę przedstawiono jako "więzienie czasoprzestrzenne" to musiało się stać to co się stało. Przypominam - ludzkość nie ma pewności co do tego czym są czarne dziury i co właściwie dzieje się jak się w nie wpadnie, są różne teorie.
Nie wytłumaczone jest za to jakim cudem go z niej wyciągnięto... To fakt, to jest zupełnie bez odpowiedzi i trzeba sobie dopowiedzieć, że taka możliwość istnieje i już.
Ludzkość nie ma pewności nawet, czy czarne dziury w ogóle istnieją. A rozmawia o nich, jak by już miała pewność. Tak bardzo przywykliśmy do tej koncepcji, że traktujemy czarne dziury, jak by już były udowodnione.
A środowiska naukowe zaczynają ostatnio przebąkiwać, że być może one wcale nie istnieją. Ups!
Podobny los spotkał podróże w czasie. A niebawem prawdopodobnie spotka Ciemna Materię i kilka innych teorii. My ludzie - a zwłaszcza naukowcy - uwielbiamy mówić o przypuszczeniach (teoriach) tak, jak by już były udowodnione. Potem trudno się od teorii uwolnić, nawet gdy już chwieją się u podstaw. Bo tak przywykliśmy, jak by już żyły. Wiele teorii, to tylko "ciąże urojone". Ale zdążyliśmy juz je pokochać, jak włąsne dzieci.
W filmie było zaznaczone, że Gargantua to wirująca czarna dziura (zresztą widać to po dysku akrecyjnym), zatem istnieje szansa na dotarcie do horyzontu zdarzeń nie zamieniając się w spaghetti. To co już jest za horyzontem to już tylko czysta wizja Nolana.
Całkiem spójna zresztą. Cooper przekraczając horyzont zdarzeń zamienił się w obiekt pięciowymiarowy - zginąć raczej nie mógł, skoro dla niego upływ czasu zatrzymał się.
O sposobie powrotu z czarnej dziury raczej nie ma sensu dyskutować. Trzeba to przyjąć i tyle. Można się jedynie zastanawiać "po co?/dlaczego?".
Pozdrawiam
Robot powiedział że zostali uratowani przez ludzi z 5 wymiaru.Zostali transportowani to teseraktu.
W dodatku kiedy Cooper ogląda przeszłość córki będąc uwięzionym,oglądamy również sceny tego co dzieje się na Ziemi,oglądamy dorosłą córkę która planuje dowiedzieć się o co chodziło z anomalią w jej pokoju.Widzimy to z jej perspektywy bo Cooper oglądał co innego.
Córka dowiaduje się że anomalia to jej ojciec,to on przekazał wiadomość "stay" i to on zaczął przesyłać informacje przez zegarek,czyli to co przezywał Cooper było prawdziwe.
Jestem skłonny przyjąć dosłowną interpretację - przeżył, wrócił.
W tej sytuacji jednak zarzuciłbym twórcom "brak pełnego happy endu". Ja np. zrobiłbym tak, że główny bohater cofa się w czasie i wraca DOKŁADNIE w momencie, w którym poleciał - dla ludzi na ZIemi efekt byłby taki, jakby całej tej rozwlekłej podróży w ogóle nie było. Z drobnym "szczegółem" - Cooper przywiózłby ze sobą nową wiedzę o czarnych dziurach, bo przecież Z JEGO punktu widzenia ta podróż miała miejsce.
Jeśli to zbyt naciągane, to dałbym coś takiego, że wraca owszem dopiero po jakimś czasie, ale mimo wszystko SENSOWNYM. Była mowa o tym, że odległość ZIemia-Saturn pokonali w 2 lata? No dałbym 2 * 2 = 4 lata (bo w 2 strony) +/- parę dni/tygodni i cześć.
Z filmu wynikałoby, że taki manewr byłby możliwy (chociażby takie wstawki że "grawitacja pokonuje CZAS i przestrzeń").
Kto wie, w paru filmach były już alternate endings, może więc twórcy pod wpływem widzów dadzą się skusić na dokręcenie czegoś takiego?:) Dla mnie wtedy byłoby 10/10 z czystym sumieniem.
Nikt tu jeszcze nie zadał pytania: - jeśli Cooper przeżył, to czym oddychał w tesserakcie? I później, podczas dryfowania w przestrzeni kosmicznej, kiedy go "znaleziono"?
Miałoby dużo sensu gdyby Cooper faktycznie zginął w CD, ale jednak nie pasuje to do reszty narracji w filmie. Musiałby umrzeć podczas samego opadania ku niej, więc motyw z wysyłaniem wiadomości przez regał należałoby usunąć, bo kto je tam umieszczał?
Dlaczego Murphy miałaby nie wiedzieć o Brand? Przecież wysyłała jej wiadomość. Mówimy też o przyszłości, w której zupełną normą jest zaginanie czasoprzestrzeni i włażenie do czarnych dziur.
Dlatego mimo wszystko "wnętrze hipersześcianu" i WSZYSTKO później, mogło być tylko przedśmiertną wizją. Czarna dziura miesza z czasem, więc może mówiąc brutalnie to umieranie się "przedłużyło".
Jako zwolennik happy-endów nie jestem zadowolony :(
A co do "kwestii regału" to można jasno wyjaśnić - w filmie pada taka kwestia że "miłość (i chyba grawitacja?) jako jedyna siła w kosmosie pokonuje CZAS i przestrzeń". DLATEGO mógł wpłynąć na PRZESZŁOŚĆ jak Murph była jeszcze mała. A jak dodamy do tego, że podobno sam Nolan podkreślił znaczenie miłości ojciec-córka w filmie to jest to najbardziej prawdopodobne rozwiązanie.
Czyli, Twoim zdaniem "wnętrze hipersześcianu" tylko to wizja, a odpowiednie informacje do Murph zostały przeniesione siłą woli/miłości? :v Oh, wait, ale czy w takim przypadku cała ludzkość nie byłaby ocalona, a nie tylko dr Brand?
Ale ty nie wiesz czy Ziemia przetrwała :) W końcu NIE zostało wprost pokazane ani że przetrwała, ani że nie.
Po drugie, nie byłbym pewny czy WSZYSTKO już do końca nie było tylko jego wizją.