Dla niezorientowanych w temacie - naziści faktycznie pracowali nad pojazdami w kształcie dysków. Nie trzeba daleko szukać, bo w Polsce, w Górach Sowich, po dziś dzień tam są jeszcze instalacje. Jednak nie zdążyli ich zastosować w wojnie, podobnie jak większości nowych broni nad którymi pracowali.
Co się później stało z prototypami tych pojazdów, tego nikt nie wie, prawdopodobnie zostały ewakuowane do Argentyny lub na Antarktydę, do tajnej bazy u-bootów na Ziemi Królowej Maud.
Amerykanie zdobyli prototyp silnika do takiego pojazdu (tzw. "bączek", są na to fotografie i dokumenty) oraz niższej rangi naukowców pracujących przy tym projekcie.
W 1947 roku Amerykanie zorganizowali "ekspedycję badawczą" na Antarktydę, brało w niej udział m.in. 2000 komandosów i lotniskowce. Z powodu "złych warunków atmosferycznych" ponieśli straty, w tym kilkadziesiąt samolotów. Nic więcej nie wiadomo na temat tego zdarzenia.
Wiadomo, że Niemcy dysponowali ekipą badawczą, którą wysyłali w różne zakątki świata w poszukiwaniu informacji i artefaktów bo zamierzchłej cywilizacji przodków rasy aryjskiej. W świętych księgach ludzkości, rzeźbach i obrazach też są wizerunki takich pojazdów (m.in. w chrześcijaństwie, buddyzmie, hinduizmie).
Po II Wojnie światowej na Śląsku krążyły plotki o niemieckich eksperymentach, ukazywał się nawet komiks z ich przygodami.
Jakiś czas temu był na ten temat program na DISCOVERY , te pojazdy miały bardzo ciekawy kształt w formie "dzwona".
Problemem było chyba to że w czasie wojny procowali na milionem programów badawczych od V1-V2 itd po czołg Mause , bombę atomową, myśliwce odrzutowe i inne cuda wianki. A tępi Rosjanie i Amerykanie klepali T-34 czy inne Shermany w tysiącach sztuk.
Jak ktoś ma czas to polecam: książkę Jerzy Rostkowski "Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju".