"Dwa trujące grzyby i wredny rudzielec" Wstaję z rana, uruchamiam Netflixa i grzebię w tym śmietniku poprawności politycznej aż tu nagle wpada przez czysty przypadek najbardziej naćpany polski film jaki było mi dane obejrzeć ostatnio. Tu wcale nie chodzi o żadną prawdę naszych czasów. Reżyser bez sensu i celu porozbierał najpiękniejsze kobiety. Klimat koszmaru wynika z przedawkowania melanżu w postaci Łysiczki. Prawdziwa jest tylko dekadencja środowiska celebrytów : to ich świat, podchody, lęki, rozdroża. Urzekają kreacje, fryzury. Muzyka cudownie dopełnia się z obrazem. Koszmar senny z pozoru nie ma sensu, on trwa do rana, do przebudzenia. Frank Lloyd Wright nafaszerowany retro modernizmem tworzy ramy przestrzeni w której ludzie ciągle wracają do kluczowych momentów swojego życia ale wszystko toczy się dalej w nurcie wielkiej rzeki kłamstwa i złudzeń. Jedynie prawdziwe są "Dwa trujące grzyby i wredny rudzielec".