Byłem szczerze ciekaw jak wielki Al Pacino wypadnie w filmie telewizyjnym. Do tego swoim nazwiskiem firmuje historię tak kontrowersyjną. Al Pacino (zresztą nie tylko on, bo też chociażby Sussan Sarandon i John Goodman) wypadł jak zwykle świetnie, film mu niestety nie dorównał.
Postać Jacka Kevorkiana jest warta poznania. Był znanym rzecznikiem za eutanazją w Ameryce, przeprowadził wiele zabiegów na chorych, wielokrotnie też był za to sądzony, a nawet skazany na więzienie. Była to postać kontrowersyjna, ale też nie pozbawiona ideałów i misji której podporządkował swoje życie. Ciężko by znaleźć lepszy materiał na film i część potencjału tej historii udało się wykorzystać.
Niestety - wbrew polskiemu tytułowi (oryginalny stwierdza tylko fakt że go nie znamy) - film wygląda bardziej jak przedstawienie faktów, niż portret bohatera. Pierwszy zabieg Jacka w filmie ma miejsce, zanim moglibyśmy zrozumieć co nim powoduje. Wystarczyłoby się przenieść w czasie kilka lat wstecz i pokazać jakiegoś nieuleczalnie chorego pacjenta dr Kevorkiana, którego by mijał na korytarzu od dłuższego czasu. Zamiast tego jednak film pokazuje nam bohatera z siostrą kupujących części do mechanizmu, aby za chwilę sprezentować go pacjentowi. O tym że Kevorkian malował dowiadujemy się gdy wystawia obrazy na aukcji. O tym zaś, że jest emigrantem z nic nie wnoszącej do filmu i umykającej w tle rozmowy. Jeśli zaś chodzi o temat eutanazji, jakiekolwiek wątpliwości względem nadużyć po jej zalegalizowaniu są tylko zasugerowane, ale też nie rozwinięte.
Strona techniczna przedsięwzięcia była dla twórców zapewne znacznie mniej istotna od pokazywanej historii - i to także widać. Zdjęcia są nijakie, chłodne, jakby odsycone z barw. O muzyce mogę napisać tylko tyle, że się pojawia.
Po obejrzeniu filmu mam poczucie zmarnowanego potencjału. Nie rozwinięty należycie scenariusz, szczątkowa muzyka i nieatrakcyjna strona wizualna pozostają w tyle za świetnym aktorstwem i interesującą historią Kevorkiana. Zamiast dzieła, nie wyróżniający się dramat biograficzny.
2/5
Zgadzam się z Tobą w kwestii czysto technicznej. Ale spójrz na przekaz z innej strony. To, że film jest skonstruowany w oparciu o "chłodne" zdjęcia, pozbawiony muzyki (takiej czysto filmowej) wg. mnie pozwala bardziej przybliżyć temat eutanazji, bo to jest moim zdaniem cel zrobienia filmu. Może właśnie decyzja o śmierci taka właśnie jest? Chłodna, "odsycona z barw"?
Właśnie sęk w tym, że przez ten zabieg zamiast wejść głębiej w historię, czułem się od niej i jej bohaterów zdystansowany. Nawet wtedy gdy pokazywany był przypadek pilota, kamera pokazywała pożegnalną rozmowę pary, oraz dawne i nieodwracalnie utracone życie utrwalone na fotografiach. Co dziwniejsze, niekiedy bardziej uczuciowe, ciepłe zdjęcia towarzyszyły podżółconym nagraniom rodzin zgłaszających się do Jacka, niż scenom z nim samym - trochę mi to przeszkadzało zwłaszcza w ostatniej scenie z Sarandon. Możliwe że Masz rację, że ten zabieg był celowy, ale na mnie nie zadziałał tak jak powinien.