W zapomnianym już filmie Josepha Losey’a „Posłaniec” padają słowa: „Przeszłość jest jak obcy kraj, dziwne panują w niej obyczaje” – cytat ten, urzekający swoją bezpretensjonalnością, znakomicie odzwierciedla w jaki sposób można poczytywać ów wymiar czasowości. Bo czy przeszłość nie jawi się nam jako niedostępna kraina, nieprzystawalna do teraźniejszości, pozbawiona możności ingerencji – zawierająca rejestr zdarzeń, którego w żaden sposób nie da się wyczyścić? Dlaczego zatem pomimo faktu, iż przeszłość charakteryzuje bierność i nieoswajalność, tak uporczywie do niej powracamy czy czasem wręcz w niej tkwimy? Na tego rodzaju pytania, już od ponad dziesięciu lat, próbuje odpowiedzieć Wong Kar-Wai.
Chiński reżyser urodzony w Szanghaju, a związany z Hongkongiem, objawił się światu jako manieryczny sentymentalista – snujący opowieści o życiowych rozbitkach, outsiderach – zagubionych gdzieś na ludnej pustyni wielkiej metropolii. Neonowe miasto(Hongkong) Kar-Waia wydaje się być z jednej strony: zawieszone w jakieś przedziwnej próżni, zahipnotyzowane, pogrążone w lunatycznym śnie; lecz z drugiej strony reżyser prezentuje je jako żyjący organizm – tętniący świetlistymi barwami. Natychmiast nasuwają się skojarzenia z „mitem wielkiego miasta” Rogera Caillois, albowiem miasto jest wiecznym aktem tworzenia: jego kamienice, wonie, odgłosy, ruch przynależą do królestwa ludzi i tak właśnie postrzega je Wong Kar-Wai. Oczywiście inherentną częścią każdego miasta są jego mieszkańcy – traktowani przez reżysera jako lustra, w których przyglądają się główni bohaterowie jego filmów.
W swoim najnowszym obrazie „Jagodowe noce”, reżyser postanawia zamienić Hongkong na kilka amerykańskich miast. Nowy Jork, Memphis, Las Vegas mają pełnić, podobnie jak Hongkong, rolę symbolu. Każde z nich obdarzone własną specyfiką i kolorytem, odzwierciedla inny rodzaj wrażliwości jego mieszkańców. Wong Kar-Wai posłużył się poetyką „kina drogi”, aby umożliwić swojej bohaterce konfrontację własnej osobowości z tym co/kogo spotyka w kolejnych amerykańskich metropoliach. Niewątpliwie cała podróż Elizabeth(Jones) wpisuje się w schemat scenariusza inicjacyjnego, bohaterka odkrywa prawdę nie tylko o otaczającym świecie, ale przede wszystkim o sobie – odbudowuje własną tożsamość(a być może dopiero ją odkrywa) która została zachwiana.
Oczywiście wszystko zamyka się w podróży w czasie. Mijający czas, pamięć, wspomnienia, przeszłość – to kategorie, z którymi mocuje się Wong Kar-Wai we wszystkich swoich filmach. Reżyser pragnie za pomocą kamery filmowej wydestylować z czasu to, co buduje naszą percepcję, tworzy znaczenia i znaki. Można powiedzieć, że dla artysty podstawowym wymiarem czasowości jest przeszłość, to ona nadaje sens teraźniejszości. W jednym ze swoich tekstów, Jean-Paul Sartre pisał: „Przeszłość jest, ponieważ jest nieodwołalna i egzystuje jako czysty przedmiot biernej kontemplacji; jednakże jednocześnie jest nieobecna nieosiągalna, z lekka wyblakła; posiada ów byt widmowy, który nazwany jest duchem”. Wong Kar-Wai doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż miniony czas można jedynie utrwalić na taśmie filmowej lub kliszy fotograficznej. Jeremy(Law), na pytanie Elizabeth: „Czy kamera zamontowana w rogu baru chroni go przed kradzieżami?”, odpowiada z nostalgią w głosie: „Nie, ale tak naprawdę lubię ją mieć bo...jest czymś w rodzaju pamiętnika. Czasem cofam taśmę i jestem zdziwiony, ile przegapiłem, ile działo się przed oczyma”. Taśma celuloidowa daje prawo do ponownego odczytania przeszłości, zagłębienia się w niej, możemy powrócić do minionych wydarzeń, aby uchwycić to co nam umknęło – odkryć ważny element, który przeoczyliśmy. Oczywiście nie jesteśmy w stanie nic już zmienić, możemy jedynie „biernie kontemplować”, pomimo tego jednak zyskujemy „namacalny” fragment czasu, który przeminął.
We wspaniałym filmie Wayna Wanga „Dym” – jeden z głównych bohaterów –Auggie Wren tworzy coś na kształt kroniki miejsca, w którym przyszło mu żyć. Codziennie rano fotografuje to samo skrzyżowanie ulic na Brooklynie. Z tysięcy zrobionych przez niego zdjęć powstaje, jak to sam określa, „dzieło jego życia”. Piotr Zawojski, w swoim tekście poświęconym „Dymowi” analizując sens projektu Auggiego, odwołuje się do myśli Rolanda Bathes’a na temat fotografii: „Fotografia jako dowód czegoś, co było, co „miało miejsce tylko jeden raz; [fotografia] powtarza więc mechanicznie to, co już nigdy nie będzie się mogło egzystencjalnie powtórzyć” i dalej Piotr Zawojski pisze: „I choć Auggie sam nie do końca wie, dlaczego realizuje swój projekt, to my możemy stwierdzić, iż chodzi właśnie o to, o utrwalenie zdarzeń, które już nigdy się nie powtórzą. Ale to one właśnie tworzą naszą pamięć o przeszłości.”.
W „Jagodowych nocach” mamy jeszcze jedną scenę, która wyraźnie ujawnia predylekcję Wonga Kar-Waia do zanurzania się w minionym czasie, do konfrontowania przeszłości i teraźniejszości – teraźniejszości i przeszłości. Katya(Power) – była dziewczyna Jeremy’ego – pewnego dnia odwiedza go w jego barze; na pytanie chłopaka dlaczego tu przyszła, odpowiada że chciała zobaczyć, czy przypomni sobie te uczucia(które przeminęły). W tym momencie na twarzy Jeremy’ego rysuje się tajemniczy uśmiech: rozżalenia, zrozumienia(?), a być może jest to uśmiech, który wyraża ludzką bezradność wobec ulotności zdarzeń i uczuć. Podobnie jest z zaledwie kilkusekundowym ujęciem Leslie(Portman), w chwili kiedy rozstała się z Elizabeth – jej wzrok sięga gdzieś daleko z nieokreśloną tęsknotą, tęsknotą uświadomioną tym, iż ludzka bliskość dana jest tylko na chwilę.
Wong Kar-Wai pragnie utrwalać przeszłość, gdyż jest ona integralną częścią naszej świadomości, która kształtuje teraźniejszość i przyszłość. Dla reżysera każda miniona chwila ma znaczenie, każde doznanie – także to pozazmysłowe – jest sensem samym w sobie. Jak pisał Jean-Paul Sartre: „Rzecz jest znacząca, gdy otwiera się na jakiś przejaw przeszłości i gdy pobudza umysł, wykraczając poza samą siebie, by otworzyć się na wspomnienie. Wonie, dusze, myśli, sekrety: to wszystko określenia świata pamięci.”