1/10 Film może i wyrazisty, może i ma pewne elementy spójne, ale dla mnie to o wiele za mało, więc tak naprawdę nie jest wart uwagi. Poza plakatem, a tym samym końcową sceną nic nie przemawia na jego korzyść, jak już ktoś napisał, bez przewija nia obejrzeć trudno... 1,5h się dłużyyyyyyy....
Jak można filmowi dac 1/10. Od takich komentarzy mam zazwyczaj K.O. na plecy. Nie chce Cię uczyc jak oceniac filmy, bo to Twoje zdanie (ok), ale wez się zastanów. Przecież w tym filmie są świetne zdjęcia i muzyka. Kurde, no chyba że to też Ci do gustu nie przypadło ;o. Nie rozumiem takiego systemu oceniania, najlepiej podobał się to 10/10, nie to 1/10...
Wśród filmów, ktore obejrzałam naprawdę ten wypada samo, i na pewno nie kieruje się zasada, że jak zły to 1/10 a dobry 10/10. W swojej indywidualnej klasyfikacji chyba jeszcze nie było filmu, który zasłużyłby na ocenę maksymalną. Muzyka jest nużąca i usypiająca. Faktycznie do jazzowych utworów jestem sceptycznie nastawiona. Fabuła próbuje zalatywać romantyczną balladą, ale w rzeczywistości tylko odstrasza. Co do zdjęć, nawet jeśli dobre to czy automatycznie film musi zasługiwać na dobrą ocenę? Zwłaszcza, że ten naprawdę nie zasługuję na więcej, niż dałam.
Zdecydowanie przychylam się do pytania kolegi jedną wypowiedź wyżej - "Jak można oceniać film, kierując się jedynie emocjami?". Do niektórych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć (nie chodzi o wiek, a doświadczenie). Wiesz, są filmy, filmy lekkie, wielkie kino (klasyka) i szmira. Do szmir zaliczają się filmy "off your brain", czyli wszystkie bzdury klasy "zakupoholiczka", "women", "american pie" - od drugiej części po ostatnią, etc. i takim filmom daje się 1/10 lub 0, bo nie wnoszą absolutnie niczego nowego do kina. Dziwi mnie szalenie, że co raz więcej kinomanów ocenia filmy bardzo emocjonalnie, zwłaszcza kiedy nie rozumieją przekazu. Tak się składa, że Wong Kar-Wai zrobił naprawdę coś świetnego w dobie "histerycznie uproszczonego przekazu". Histerycznie, dlatego, że reżyserzy i scenarzyści wręcz prześcigają się w głupocie, byle przyciągnąć tłumy do kina. Bo prawda jest taka, że na 10 filmów komercyjnych tylko jeden jest dobry, a zarabia jedynie pozostała 9. Ludzie kochają wszystko, co nie wymaga myślenia. Kino w pewnym sensie wraca do swoich korzeni, czyli staje się jarmarczną rozrywką. Kar-Wai od tego ucieka, pokazuje kino realistyczne, proste w obrazie, proste w przesłaniu - proste, a nie prostackie, jak większość obecnie realizowanych filmów. Dodatkowo przepiękna muzyka - nudna?? Żartujesz, to praktycznie sama klasyka!! To tak jakby powiedzieć, że Buena Vista Social Club jest słabym zespołem, bo gra muzykę kubańską, sentymentalną, więc szmira! O albo o Sandovalu, bo jazz to tragedia. A taki Sandoval z Dizzym grał, jest światowej sławy muzykiem. Nie kumam jak można oceniać w ten sposób jakiekolwiek dzieło. Film nie jest hiper produkcją i owszem, są jednak duże szanse, że wpisze się w klasykę, bo brakuje dziś takich filmów, brakuje dobrego kina z wątkiem ameryki lat 50-60 tych i brakuje w kinie nawiązań do tych czasów. U Kar-Wai`a to mamy, piękna podróż do korzeni. Na Boga, to właśnie w stanach narodziło się wiele gatunków muzycznych, w tym jazz i blues! Film oceniam na 8,5. Zdjęcia nie są wysokich lotów, ale scenariusz, który sięga mocno w głąb człowieka (piękna historia Arniego), absolutnie znakomita gra aktorska, fantastyczna muzyka - muzyka, która przypomina o tej prawdziwej ameryce - poczytaj sobie jak rodziła się amerykańska muza, jakie ma tło. to nie są style, które powstały by czesać kasę, to są style często okupione hasłami wolnościowymi, krwią i potem, szeregiem ludzkich dramatów! Ten film zasługuje na więcej, niż na 1.
pozdrawiam
A czy nie tego oczekujemy od kina i filmu? Emocji? Myślę, że kierowanie się emocjami w odbiorze filmu to jeden z ważniejszych czynników. Ocenianie filmu tylko wg szablonu typu historia, scenariusz, muzyka, zdjęcia... itd jest niewystarczające. Jeśli ktoś uważa, że kino to jarmarczna rozrywka, po co chodzi do kina, skoro to mu przeszkadza. Że reżyser dostrzegł coś, czego w obecnym kinie nie ma - zastanówmy się dlaczego nie ma? I czy faktycznie jest to tak niezbędne... Klasyka nie musi być szmirą (osobiście nie nazwałabym tym mianem żadnego filmu), ale musi najpierw być klasyką... Więc nie róbmy z wróbla sowy.
Chyba nie rozumiesz /koleżanki?/ wyżej.
"Kino w pewnym sensie wraca do swoich korzeni, czyli staje się jarmarczną rozrywką."
Nie rozumiem co to ma niby oznaczac, a jak widzę sugerowałeś/łaś się cytatem wyżej ->
-> "Jeśli ktoś uważa, że kino to jarmarczna rozrywka, po co chodzi do kina, skoro to mu przeszkadza."
Po co? Po "jarmarczną rozrywkę" ?
"Że reżyser dostrzegł coś, czego w obecnym kinie nie ma - zastanówmy się dlaczego nie ma? I czy faktycznie jest to tak niezbędne... "
Dlaczego nie ma? No właśnie, jak wspomniano wyżej, kino zwraca się ku komercji, w większości przypadków - w złym tego słowa znaczeniu. To jest, ku uciesze mas. Czy są zatem niezbędne filmy takie jak ten o którym dyskutujemy? Myślę że jak najbardziej tak. Bo ludzie to nie tylko masa. Reżyser właśnie kieruje swój film do takich odbiorców o, powiedzmy delikatnie, nieco innej wrażliwości niż np. fani komedii romantycznych ( ot tak się uczepiłem ). I przepraszam za to co teraz napiszę, nie odbieraj tego docelowo. Uważam ( może nie tylko w Polsce, ale opisuję realia w których żyję ), że społeczeństwo w pewnym - powiedzmy sporym - procencie, nam się cofa. Co przez to rozumiem? Zainteresowania poszczególnych osób kończą się na tym co serwuje nam kultura masowa. Jak słuchac to radio/viva/mtv, jak oglądac to, to co reklamują, jak czytac to bestsellery empiku. Czy to jest złe? Na pewno w pewnym stopniu ograniczone i źle wpływa na wiedzę o danym temacie, danego osobnika. W pewnym stopniu wynika to pewnie z takiego jakby lenistwa, przyzwyczajenia ( przepraszam za chore porównanie, ale to tak jak z użytkownikami windowsa, który wszystko robi za nas, i z użytkownikami Linuxa ), bynajmniej nie głupoty takich osób. To jest co najmniej przykre. No..., dla osób pozostałych. Zapytaj kogoś na premierze filmu "Kochaj i tańcz" czego ostatnio słuchał. Pewnie "tego co ostatnio leci w radiu", bądź "hiciorów z vivy".
Co do robienia z tego filmu klasyki, oczywiście nie można :) Ale chyba nie to miała na myśli /koleżanka?/ ;]
Jeszcze jeżeli chodzi o emocje. Znów wychodzi "inna wrażliwośc", bo u mnie ten film wywoływał emocje. Uśmiech sam się pojawiał podczas świetnych dialogów w restauracji.
Oczywiście to wszystko moje zdanie i nie miałem zamiaru nikogo obrazic :)
Pozdrawiam.