Film bardzo udany, oszczędny w scenografię, skąpiący wizualnych fajerwerków w postaci luksusu wnętrz, przepychu dworu, czy ( chroń nas Boże) patetyzmu łopoczących sztandarów, za to niezwykle bogaty znakomitą grą aktorską, sprawnym scenariuszem ogniskującym się na osobistym wątku i przemyślanych, lecz naturalnie brzmiących dialogach.
Kolejny film ostatnich czasów ocieplający chłodny wizerunek monarchii brytyjskiej, nie piedestałowym zwycięstwem nad inkwizytorami, czy blaskiem samego image'u, ale wizerunkiem króla, który też ma swoje problemy. A dziś to chyba jedyny sposób zjednania sobie poddanych, bo w pomazańców bożych, dających słońce tudzież deszcze w zależności od potrzeb już dawno przestaliśmy wierzyć. Firth świetnie gra twarzą, a to rzadkie w dzisiejszych czasach, dlatego uważam, że to oskar zasłużony. Co do innych- się nie wypowiadam, bo nie widziałem innych nominowanych, ale w przypadku aktora pierwszoplanowego robię wyjątek w ciemno:)
Całość wygląda jak sztuka teatralna skupiajaca się na zmaganiu z ludzkimi słabościami, ale traktująca temat w sposób humanitarny, nie doprowadza bohatera na skraj egzystencjalnej przepaści, stąd zaufanie widza jest twórcom łatwo osiągnąć.
Oto nadchodzi król- wprawdzie bez "Te deum", bez korony i trochę się nawet jąka, ale dziś mógłby liczyć na wielu znajomych na facebooku:) God save the cinema!