Pretenduje to miana najlepszego filmu roku 2010. Reklamuje się go jak komedię, a dotyczy bardzo bolesnego i intymnego problemu.
Posiada momenty pełne optymizmu i ciepła (poznanie się królowej z żoną "doktora"), a zarazem są w tym filmie sceny, które mnie ścięły (próba wyśpiewania najgorszych przeżyć z dzieciństwa, powitanie nowego króla z córkami).
Ma doskonałych aktorów, którzy wyciągają z roli maksymalnie dużo, a zarazem nikt nie kradnie ekranu tylko dla siebie.
Gdybym podeszła do tego obrazu bez obciążenia wiedzą o tych wszystkich nagrodach i oczekiwaniach względem niego, to bym była bardzo zadowolona z seansu. A tak? Czuję się troszeczkę zawiedzona. Jest to film dobry, ale czy najlepszy w poprzednim roku...?
Masz trochę racji. Mnie osobiście film ten bardzo się podobał głownie ze względu na muzykę, kostiumy, role Firtha i kameralny klimat, wbrew wielkiej reklamie i fajerwerkom. Ale parę scen faktycznie trochę "śmierdzi" nie do końca nawet wiem dlaczego.