Już od jakiegoś czasu nie widziałam w kinematografii czegoś, co byłoby tak dobre. Role Rusha, ale przede wszystkim Firtha są genialne i bezbłędne - nie zmieniłabym nich ani jednego oddechu, ani jednej głoski. Bonham Carter akurat nie zabłysnęła tutaj jakoś szczególnie, ale mam do niej wielką słabość, więc jej obecność w filmie też idzie na plus. Nie chcę się rozpisywać co do fabuły, bo i tak by tego nikt nie przeczytał, więc do sedna... Dla części film był nudny, co jestem w stanie zrozumieć - nie każdy lubi tego rodzaju obrazy, ale dla mnie był intrygujący, poruszający i do ostatniej chwili zapatrzona byłam w niego strasznie. Więcej tak dobrych filmów proszę :)
PS. Moim zdaniem Rush zasłużył na Oscara bardziej niż Bale.