Wybieram się do kina i mam dylemat.. Czarny Łabędź czy Jak zostać królem? :>
Dwa rózne gatunki-jeden ciepły,subtelny,lekki(król),drugi mroczny,niepokojacy,targający nerwami,wręcz na granicy obłedu
Odpowiem tak - Czarny łabędź znakomity - był moim kandydatem nr1 do momesntu gdy obejrzałem (niechętnie z uwagi na tematykę - jakiśtam jąkający się król) King's speech - niestety łabędziowi jakby skrzydła podcięło i spadł na łebi na szyję...Zdecydowanie Jak zostać królem (już mam bilety na czwartek - tak mnie zachwycił - choć widziałem tylko screener)
Podcięło skrzydła:D
Ale ja mogę jąkałe(bez zgryzliwości) obejrzeć w domu,w Królu główna role graja dialogi...
zgadza się - Black swan jako widowisko zyskuje w kinie, ale za tą przyjemność którą sprawiło mi "obcowanie z krolem" chcę podwojnie zapłacić twórcom (przed zakupem legalnego nosnika) -poza tym od Łabędzia i Incepcji nie byłem na niczym dobrym w kinie - chcę sprawić odrobine radochy żonie...
PS. a propo 127 godzin - pozostane przy piracie - już leży w koszu (strasznie mnie wymęczył - nie mam ochoty ponownie tego oglądać)
I to, i to :) "Black swan" - genialny, podejrzewam jednak, że głównie dla fanów filmów tego gatunku i Aronofskiego. A "Jak zostać królem".. też dobry, co prawda zupełnie inny klimat i ja akurat średnio oglądałam (pracuję w kinie także początek i koniec :) ale polecam - dobry film i ludziom bardzo się podoba.