To, że aktorstwo w tym filmie jest na najlepszym poziomie, nie podlega dyskusji. Scenariusz też można zaliczyć do bardzo udanych - w godzinie próby Wspólnota Narodów potrzebuje silnego, charyzmatycznego króla, który swoimi przemówieniami doda odwagi jej obywatelom, tymczasem król okazuje się jąkałą. Na uwagę zasługuje również rzetelne oddanie relacji między członkami królewskiej rodziny. Jednak zastanawiam się, czy ten film słusznie otrzymał aż cztery Oscary i pięć Baft. Czy rzeczywiście był on najlepszym filmem roku 2010? Mam wrażenie, że werdykty z ostatnich lat w kategorii najlepszego filmu są niezrozumiałe i filmy rzeczywiście dobre (ale czy najlepsze) są wyolbrzymiane do rozmiarów dzieła. A może to kinematografia tak bardzo się zmieniła, i nie ma za bardzo w czym wybierać? Moja ocena ,,The King's Speech" to 7 na 10.