Film może nie powala, ale jest na pewno przyzwoitym kawałkiem sztuki kinematografii. Dwie uwagi odnośnie dystrybucji: 1) wiem dlaczego nazwano go komedią - poza jedną postacią (logopeda), która wprowadza tam elementy humorystyczne, jest to mało zabawna historia. 2) skąd takie dziwne tłumaczenie tytułu na język polski?! Co było nie tak w tytule "Mowa królewska"? Nie jest to przecież poradnik o tym, jak stać się monarchą, więc polski tytuł pasuje jak pięść do oka.
Fabuła skupiona jest przede wszystkim na walce głównego bohatera z samym sobą - tj. ze swoją formą, jaką przybrał na skutek bardzo trudnego dzieciństwa. Rywalizacja z rodzeństwem, ambicje rodziców i sztywna etykieta dworska - wszystko to stłamsiło osobowość głównego bohatera, przez co podświadomość daje o sobie znać odbierając zdolność artykułowania myśli. Głównemu bohaterowi pomaga w tej walce samozwańczy, a przez to wyzuty z monarszych kompleksów logopeda rodem z Australii.
Ogląda się z przyjemnością.