,,Jak zostać królem" wylansowano na film inteligentny, wyrafinowany, ambitny, artystyczny
itd. Prawda jest taka, jest to zwykła prościutka historyjka, nie przedstawiająca sobą
żadnych wartości oprócz coelhowskim truizmów typu ,,nie poddawaj się", ,, przezwyciężaj
swoje słabości".
Gra aktorska- podobny mechanizm. Poszła opinia, że został świetnie zagrany i wszyscy
zaczęli się podniecać Firthem i Rushem. O ile ten drugi był naprawdę świetny (Bale
troszeczkę lepszy), o tyle Firth zagrał bez fajerwerków. On się nawet nie jąkał - to było
zacinanie. Jego rola była solidna, ale w żadnym wypadku nie genialna. Carter natomiast
powinno zapomnieć, że nie każdy film nagrywa z Burtonem.
Scenariusz - bardzo schematyczny, tak samo jak dialogi. Chyba każdy zresztą wiedział
jak film się skończy (wiem, że oparty na historii, ale nie sądzę, by więcej niż 5% kojarzyło
w ogóle Jerzego VI). Najbardziej sztampowy był motyw na początku, gdy Rush polecił
Firthowi czytanie Szekspira, nie słysząc przy tym siebie. Banał i jeszcze raz banał.
Muzyka - dobra, nic ponad to.
Ogólnie rzecz ujmując, film bardzo dobry i bardzo przeceniany (jak np. Forrest Gump). Po
prostu nic w nim nie ma, żadnej drugiej warstwy jak w choćby Prostej historii Lyncha.
Obejrzy się , wszystko jest całkowicie jasne, film nie wymaga specjalnego
zaangażowania neuronów. 8/10 bo bardzo dobry, ale do miana arcydzieła sporo
brakuje.
Spojler
Na pewno nie można się przyczepić, że mowa końcowa wcale nie powalała. Przecież z
powodów oczywistych nie mogła. Firth wciąż ze sobą walczył, taka przemiana z jąkały
(bardziej zacinacza) w niesamowitego oratora nie nastąpi w dzień. Scenę naładowano
patosem, aby ostateczne przełamanie było jak najbardziej wzniosłe. Zakończenie byłoby
znacznie słabsze, gdyby Firth odstrzelił jakąś genialną przemowę.
Dokladnie, arcydzielo to napewno nie jest.
Ogolnie to 7/10, ale za gre Timothy'ego Spall'a wcielajacego sie w postac Churchill'a podniose ocene conajmniej do 8. Nie moge wyjasnic, poprostu swietnie wygladal.
Też mi się bardzo podobał Spall, mimo, że było go tak mało. W tych kilku scenach był taki... barwny.
Zgadzam się. Film mocno średni jak dla mnie 5/10. Nie rozumiem za co te nagrody, może żeby połechtać ego rodzinie królewskiej i oddać hołd królowi? Nuda. Lubię filmy... obyczjowe ale ten był poprostu nudny. Musiałem się naprawdę zmuszać z racji, ze nie ogladałem sam, nie na swoje życzenie.
Mam podobne zdanie. Choć rola Firtha podobała mi się, może nie na Oskara, ale Hollywood zaliczyło już większe wpadki:)
Ten film to dobre rzemiosło, z dobrą muzyką, fakt, ale te "achy i ochy" zdecydowanie przesadzone.
Ot, dość banalna historyjka, nie wymagająca od widza uwagi, czy jakiejś pobieżnej choćby analizy - nie sposób wyjść z kina poruszonym, albo wspominać przez kolejnych kilka dni jako "coś" co poruszyło jakąś strunę, czy przewartościowało pewne poglądy.
Pewnie spodziewałam się arcydzieła, a takie nie zdażają się co roku i stąd moje rozczarowanie...
PS. Też kocham Lyncha:)
Podobał mi się ten film. Ciekawa historia, dobrze nakręcona, z grą aktorską i muzyką na naprawdę dobrym poziomie. Czy zasłużył na tyle Oscarów nie będę oceniał, bo na obecną chwilę nie obejrzałem większości filmów które były nominowane. Może do końca nie jest to gatunek filmowy, który preferuje, ale pomimo to film mnie zainteresował i dobrze się go oglądało.