Według mnie aktorzy byli trochę drewniani, Wasikowska zaczęła mnie przekonywać dopiero wtedy, kiedy zaczęła płakać. Fassbender ma w oczach to coś. Dla mnie najlepiej zagrał Jamie Bell. Film ogólnie bardzo fajny, klimatyczny.
Aktorzy - moim zdaniem - grają tutaj dobrze, a tylko wykreowane przez nich postacie mogą sprawiać wrażenie dość sztucznych. Jednak weź pod uwagę, że w filmie całkiem starannie oddano realia wiktoriańskiej Anglii. To nie nasza współczesna obyczajowość. ;) W tamtych czasach ludzie z wyższych sfer powściągali swoje uczucia i starali się je trzymać - przynajmniej oficjalnie - w ryzach konwenansów. Bardzo pięknie widać to w zachowaniu St. Johna Eyre Riversa, który przecież namiętnie się zakochał w Jane.
St. John Eyre Rivers namiętnie zakochany w Jane? Bzdura:) Odsyłam do książki, naprawdę warto ją przeczytać.
Piszę o własnych wrażeniach z filmu - nie o książce. Książka i film to dwa różne światy. Zawsze się dziwię, jak można oglądać i oceniać film przez pryzmat książki. Czy kino podpisało pakt wierności literaturze? Czy każdy kinoman zobowiązany jest przychodzić do kina z książką pod pachą? ;) Oglądając dany film, oceniam tylko i wyłącznie ten film jako odrębną całość.
A w moim odbiorze filmowy St. John Eyre Rivers - zewnętrznie chłodny i opanowany - wprost emanuje płomiennym uczuciem do Jane. Jeśli inny widz tego nie dostrzega, nie mam żadnych pretensji. Pozdrawiam! :)
Film jest cudowny!!! Bardzo dobrze zrobiony od str. technicznej. W zasadzie niczego w nim nie brakuje, może jedynie zakończenie mogłoby być bardziej zbieżne z książką, chociaż filmowe, jest bardzo wyraziste i romantyczne... Tak długą powieść zamknąć w tak małym czasie... Gra aktorów bardzo dobra. Serial BBC także bardzo dobry, tutaj rozpiętość czasowa pozwoliła na uwydatnienie szczegółów i poruszenie większej ilości wątków... Mnie osobiście postać Jane bardzo podobała. To miała być bardzo młoda kobieta o gorącym sercu i temperamencie, a jednocześnie nieznająca świata,lękająca się ludzi... miała płonąć w środku, a na zewnątrz przypominać nieczułą rzeźbę. nie miała być pięknością, ale za to miała być ładna i mieć okresy lepsze i gorsze... Scena z płaczem Jane przed kominkiem bardzo dobra. Ogólnie młoda dama spisała się na złoto. Wyglądała ślicznie, a nie jak gwiazdeczka hollywood'u ze sztucznymi rzęsami i zębami. Naturalna i rzeczywiście wyglądająca na młodą pannę. Pan Rochester fantastyczny:) W serialu też był ten pan bardzo dobry, za to Jane nieco mniej mi się podobała... była charakterystyczna, ale miałam wrażenie, że jest ciut starsza niż powinna... St. John obsadzony bardzo trafnie. Obsadzie niczego nie zarzucę. Ekranizacja wspaniała, muzyka i zdjęcia piękne, nadawały klimat pasujący idealnie do książki... mroczny, tajemniczy, przygnębiający, melancholijny i przepięknymi przebłyskami światła... mała Francuzeczka także pocieszna... scena z kwiatkiem, jaki Rochester wręcza Jane, albo jak prosi ją o rękę po jej wybuchu emocji ego błyski w oku... :) ależ się rozpisałam... Film gorąco polecam. Jeden z tych, na który rzeczywiście warto iść do kina!!!
Zawsze przyjemnie się czyta, gdy ktoś z taką pasją pisze o filmie. Ale napisz proszę o swoim wrażeniu: czy według Ciebie filmowy kuzyn Jane - St. John Eyre Rivers (Jamie Bell) - był płomiennie w niej zakochany, czy też po prostu chciał mieć żonę-przyjaciółkę, ochronę przed samotnością?
Jeśli podobała się Tobie "Jane Eyre", to i może się spodoba inny, bardziej współczesny melodramat, który leci na Ale kino:
http://www.alekinoplus.pl/program/film/wieczor_26831
Mnie się podobał. Polecam! : )
Jeśli chodzi o postać kuzyna, tej książkowy St. John, jest tak bardzo skomplikowany, że trudno go przenieść na ekran. Moim zdaniem aktor zagrał bardzo dobrze, nie wiem, jakie też miał wytyczne czy sugestie reżysera, jeśli zaś chodzi o samą postać zabrakło mi jego płomiennego uczucia do panny Olivier. Tu byłoby pole do popisu gry aktorskiej naszego pana Riversa:) To ona przyprawiała go o dreszcze i Jane to widziała, to ona była kobietą, której pragnął z całych sił starając się jej nie pragnąć.... ... Odniosłam wrażenie, że był zbyt miły;) jak na tę postać... chociaż była w nim jakaś szorstkość... nie, nie widziałąm w nim namiętnej miłości do Jane, raczej pragnienie dopełnienia swojego planu, nieznoszący sprzeciwu...
upór w osiągnięciu celu... St. John był więc inny, ale wspaniale pokazał, to książkowe potępienie miłości namiętnej, wykraczającej poza konwenanse, scena, kiedy Jane słyszy głos, a John jej, że wciąż pielęgnuje bezbożne uczucie i scena w korytarzu kiedy mówi : Bóg chce, żebyś była żoną misjonarza, mniej więcej, chyba jednak nie odzwierciedlają jego namiętnej miłości do Jane, nie w moim odczuciu... Jane mu pasuje, jest do niego podobna, jego zdaniem i coś w tym jest, ale sama Jane wie, jak bardzo są różni, choćby w momencie, kiedy ona mówi, że z nim pojedzie, ale jako wolna kobieta, tu trafia na jego mur wolna? jak to wolna? ona mu pokazuje słuszność kompromisu, kiedy on widzi tylko swój plan... idealny plan do którego ona jemu zwyczajnie pasuje...
bardzo brakuje mi wątku panny Oliver... szczerze... myślę, że świetnie zagrany St. John byłby jeszcze lepszy, bardziej zróżnicowany emocjonalnie, miałby to brakujące oblicze, ale film jest krótki i o Jane, reszta to tylko dodatek:) mam nadzieję, że taka odpowiedź satysfakcjonuje Pytającego:)
Satysfakcjonuje. : ) Zachęcam do dalszego pisania o filmach, które Ciebie fascynują, i słonecznie pozdrawiam!
Wybacz, też mam pytanie. Czy znasz może serialową wersję BBC z 2006 roku? Jakie wrażenia? Polecam! A polecone przez Ciebie, dziękuję, zobaczę z chęcią:) Pozdrawiam!!!
The Evening, oczywiście widziałam... Tak, tam także epizod miała Meryl Streep... Szkoda mi było tych kobiet i sama już nie wiem, której najbardziej...
Mnie najbardziej żal Buddy'ego Wittenborna (znakomity Hugh Dancy). One jakoś poukładały sobie życie, natomiast on je stracił, nie poukładawszy niczego...
Owszem, jednak to głównie na siostrach skupiał się film, podobała mi się gra Toni Colette... ona pięknością nie jest,ale za to potrafi pokazać i przekazać za razem cały wachlarz uczuć i emocji... Jeśli chodzi o filmy to podoba mi się "Wzgórze nadziei",końcówka, samo zakończenie nie jest zaskakujące, ale mimo wszystko, chociaż przeczuwa się, a właściwie wie, że dobrze nie będzie,ma się mimo to nadzieję na szczęście... wiem, że film krytykują za grę aktorów, ale moim zdaniem obsada jest bardzo dobra:) Jednym z najpiękniejszych filmów, jakie widziałam jest "Życie jest piękne" osadzony w czasach II wojny światowej komediodramat, a także, chociaż ciężko mi to wytłumaczyć, wprost kocham "Lot nad kukułczym gniazdem", stawiam wysoko "Mechaniczną pomarańczę" a bliżej romansowego tematu, polecam "Porozmawiaj z nią" film Pedra Almodovara, na szczęście bez Penelope, moim zdaniem jego najlepszy film:) perełka potrafiąca ścisnąć za serce POLECAM!!! :)