Obejrzałem dzisiaj i szczerze mówiąc, nie żałuję że nie poszedłem do kina. W tym filmie nie czuć już tego klimatu, który był w pierwszy trzech częściach i szczątkowo w 4. Może to przez to, że od ostatniej części z Damonem minęło 9 lat i ktoś zapomniał o tym całym napięciu, grze kamery czy muzyce.. (Nadal uważam że I i II część miały najlepszy soundtrack). Boli mnie to że pierwsze skrzypce gra jakaś Ex Machina, a Bourne wypowiada ledwo 15 linijek tekstu (oparte na własnych obserwacjach). Aktorzy cienko dobrani jakoś. W Tożsamości np. wszyscy ze sobą współgrali, wydawało się że relacje między postaciami są autentyczne. Tutaj tego tak jakoś zabrakło.. Vikandera da się lubić mimo wszystko. Krótko mówiąc. Więcej Bourne'a jest w książkach pisanych przez Lustbadera (a strzelam, że owe książki pisane przez niego dzieją się we współczesności) niż w tym filmie. Nie fajnie.
6/10 z czego 4 z sentymentu do postaci, jak i do serii; a pozostałe 2 za całokształt filmu. Ocena może mało obiektywna, ale myślę że adekwatna.