To chyba chciał zasugerować Konrad J. Zarębski w dodatku telewizyjnym do Gazety Wyborczej pisząc, że film jest "niepozbawiony kontrowersji". Historia tu przedstawiona opowiada o Niemieckim żołnierzu, który ucieka z obozu z Syberii (dokładnie z Przylądku Dieżniewa, na Półwyspie Czukockim), ale wcześniej ukazana jest podróż do tego obozu z Europy. Tam zaczynają się cierpienia Niemców, nieludzko traktowanych przez Rosjan. Nie kończą się one po dotarcu do obozu, gdzie jeńcy muszą w ekstremalnych warunkach pracować w kopalni. Więc pytanie: Czy nasi zachodni sąsiedzi powinni robić takie filmy? Czy mają do tego prawo w obliczu tego co sami robili? Ja nie mam wątpliwości. Oczywiście że mają! Też są narodem, który cierpiał z powodu II wojny. Niemcy przez Sowietów byli traktowani okrótnie. Nie była to kara za zabrodnie wojenne, tylko zemsta, za to co hitlerowcy robili Rosjanom, Żydom, Cyganom, jak również nam Polakom. W filmie jest też dziwny rozrachunek z Żydami. Gdy główny bohater Clemens Forell, dociera do środkowej Azji pomaga mu tutaj dobry Żyd. Ukazany niczym miłosierny Samarytanin. Pomaga bezinteresownie. Jest to niewątpliwy ukłon w żydowską stronę. Dla mnie wręcz zaskakujący i nie wydaje mi się słuszne takie przedstawianie Żydów. Szczerze mówiąc myśle, że to akurat epizod dopisany w powieści Josefa Martina Bauera, a nie autentyczny. Może to taka próba zrobienia z powieści (lub z filmu) czegoś bardziej poprawnego politycznie. W każdym razie film jest ciekawy, dramatyczny i dobry historycznie. Przeszkadza mi jedynie to, że wyraźnie jest odczuwalne jest to, co zapewne się niewydarzyło, a w filmie znalazło się aby były większe emocje. Chodzi mi o pogoń radzieckiego oficera za uciekającym Forellem - zgadzam się z "entynem" co napisał na ten temat. Mimo to, jest to bardzo dobre niemieckie kino wojenne. 9/10