dwie rzeczy, o których logikę pytam:
1. gdzie jest trzeci delikwent kiedy komendant policji spryskuje twarze dwóch swoich wspólników w zbrodni siedzących na przednich siedzeniach? siedzi z tyłu...ok. I CO??!! PATRZY TAK SPOKOJNIE JAK TAMTEN NAJPIERW GAZEM A POTEM BENZYNĄ TRAKTUJE WNĘTRZE SAMOCHODU???!!! nie wyskoczy, nie wkurzy się, nie zacznie bronić kolegów albo chociaż uciekać???!! no proszę cię....
2. główna bohaterka najpierw aresztuje swojego brata za atak na policjanta...a potem widzimy jak gościu strzela fotki z ukrycia trzem podejrzanym....to po cholerę było go aresztować? po co tam była ta scena...?
3 siedział z tyłu i także został polany benzyną - obejrzyj uważnie. a co do 2 punktu to również obejrzyj drugi raz, bo Iza aresztuje swojego brata na samym końcu, po tym jak zakopali zwłoki 2 kolesi których on zabił i po spaleniu jego chaty.
No właśnie - za co ona go aresztuje? Za 'zabójstwo policjanta'. Którego i kiedy on to zrobił? Zaznaczam, że nie widziałam pierwszych jakichś 10 minut.
Za atak na policjanta, nie zabójstwo ;)
Na początku filmu była scena, w której policja bez chyba większego powodu drepta po bagnach i przypadkiem wpada na chatkę bimbrownika (no chyba, że zamysł był taki, że cały tabun funkcjonariuszy wybrał się na polowanie na bimbrownika, wtedy nie wpadają przypadkiem :P ). Jak zaczynają się przyglądać chatce to padają strzały, a jeden z policjantów dostaje śrutem w nogę. Bimbrownikiem był brat, a czemu strzelał to nie wiem. Zamysł był chyba taki, że się bał ludzi z pensjonatu i myślał, że przyszli po niego, ale trochę to bez sensu patrząc na to, że wszyscy poza ciężarną byli w mundurach. Później okazuje się, że nic poważnego się policjantowi nie stało i tyle.
Dzięki:) To jeszcze to:
Oprychy z pensjonatu w którymś momencie robią coś na kształt krwawego uśmiechu komuś - nie wiem komu. On mówi: 'wszystko powiem'. O co tu chodzi? Nota bene: bardzo mocna scena, na szczęście chyba jedyna. Ja w ogóle nie znoszę żadnej jatki i rzeźni, więc oglądam tylko klasyczne kryminały, w których najważniejsza jest zagadka i rozwiązywanie jej, a nie epatowanie okrucieństwem i cierpieniem.
Ta scena faktycznie była jakaś taka niedopasowana do filmu. Mi co prawda machanie flakami nie przeszkadza, ale musi być to uzasadnione z punktu widzenia filmu. Tutaj chyba nie było, cały film dość spokojny, niby trupy, niby zabijanie, ale jakieś takie delikatne, subtelne, a tu nagle wrzucanie sceny maltretowania gościa - faktycznie średnio to wyglądało. I mam wrażenie, że zabrakło jakiejś spójności w tej historii.
Według mnie torturowany facet nie był nikim szczególnym - przypadkowym mieszkańcem wsi, który zaopatrywał się w bimber od brata głównej bohaterki. Po tym jak brat wkurzył złych przeszkadzając im w wieszaniu dozorcy pensjonatu, źli postanowili brata znaleźć i pozbyć się świadka. A że akurat była głośna sprawa bimbrownika chowającego się w lesie i strzelającego śrutówką do policji to źli wykoncypowali sobie, że to na pewno bimbrownik ich ostrzelał. Więc znaleźli klienta i swoimi metodami wyciągnęli od niego informacje na temat sprzedawcy bimbru (mieszkańcy nie chcieli się dzielić tymi informacjami, policji nikt nic nie powiedział). Początkowo mieszkaniec wsi nie chciał wydać bimbrownika, ale jak wyszło z kim ma do czynienia to uznał, że gra jest nie warta świeczki i postanowił powiedzieć wszystko, co wie o bimbrowniku ("wszystko powiem").
Potem źli zaczynają polować na bimbrownika, ale wiadomo jak na tym kończą.
Ta scena faktycznie zostawia takie "?????" po sobie (no i niesmak, że nie dało się jakoś "ładniej" pokazać tych tortur, w bardziej dopasowany do filmu sposób), bo historia oprychów dzieje się gdzieś obok, dość szybko, nagle zabijają dozorcę, nagle torturują faceta w stodole i nagle stoją w lesie i umierają. No i po co to było? Jak dla mnie ich wątek mógł się skończyć po powieszeniu dozorcy, reszta wyglądała jakby na siłę starano się zamknąć ich historię (której w sumie nie było) i dodać jakiegoś wypaczonego dramatyzmu w historii brata. No ale to już tylko moja opinia :P
Ok, wszystko logicznie poukładałeś:) Jednak śmierć oprychów była potrzebna, bo Izę trzeba było wplątać w konflikt moralny - przecież nie aresztowała brata za to, a razem z nim ukryła podwójne morderstwo.
Szczerze mówiąc to może faktycznie był taki zamysł.. tylko, że jakakolwiek rozkmina głównej bohaterki na temat tego, czy pomóc bratu pojawia się tylko raz, zaraz po tym jak dowiaduje się o samym fakcie posiadania bliźniaka, no i dodaje dwa do dwóch i wychodzi, że to ten bliźniak ostrzelał gliniarzy. Tylko wtedy rozmyśla co zrobić i pyta swojego pomagiera, czy dla kogoś bliskiego złamałby zasady. Natomiast w momencie, w którym dowiaduje się, że brat z zimną krwią zamordował dwóch ludzi - nic. Przyjmuje to na zasadzie "aha, w końcu i tak byli źli, to co ja się będę przejmować, pomogę zakopać". No przynajmniej dla mnie to tak wyglądało :D i może też tak na złych narzekam, bo za łatwo skończyła się ta ich historia, ciągle pokazywano ich jak takich bezwzględnych, doświadczonych morderców, a tu zwykły wieśniak z lasu ich przechytrzył i zabił bez większego problemu. Zawiodłam się trochę na tej prostocie :D
jedna sprawa: on nie zabił ich z zimną krwią. coś na zasadzie: albo on, albo oni: radykalna obrona konieczna. ja bratu bym to wybaczył i nie uznał go za zabójcę
Bardzo relatywne podejście. Ktoś, kto zabija zawsze jest zabójcą. Nawet jeśli się go uniewinni (obrona konieczna) to i tak nie sprawia, że ktoś przestaje być mordercą. A kiedy gość najpierw nie ma problemu żeby strzelać do policjantów, a potem z kamienną twarzą wchodzi za zbirami do budy i bez wahania ich rozwala - no ja nie wiem jak inaczej można to nazwać niż zabójstwem z zimną krwią. Jeszcze poprzedzanym polowaniem, no kurcze. Co z tego, że oni też chcieli go zabić? Gość nie miał żadnych wahań, wątpliwości, w ogóle się nie zastanawiał nad postanowieniem zabicia innych. I teraz wiadomo, że dla rodziny robi się różne rzeczy, ale mi brakowało większych dylematów ze strony głównej bohaterki. Dostaliśmy policjantkę, do tej pory bardzo sprawiedliwą itd., która nie przejmuje się, że jej brat (zresztą całkiem obcy) bez wahania zabił dwóch innych ludzi, a wcześniej strzelał do policji i która ot tak bierze udział w próbie ukrycia ciał. Słabe to było.
Chciałem tylko powiedzieć, że w opisanej sytuacji,moim zdaniem, gość nie miał wyjścia - musiał ich zabić. inaczej sam by zginął.
No w sumie to mógł iść jeszcze na policję i liczyć, że to coś da :D ale rozumiem co masz na myśli ;)