awatar byl zdarty z pokchontaz, wiec co za roznica, poprostu przyjemny wilm do obejrzenia :) zreszta, wiekszosc tego co teraz wychodzi na duzy ekran ma swojego pierwowzora, a niekiedy cale ciagi nasladownicze.. so what?
Chryste, naucz się najpierw pisać po polsku, dopiero potem coś pisz. Nie odwrotnie!
Dlaczego odrazu robic afere o doslownie dwie literowki i brak polskich liter na klawiaturze?? Absurd! Przeciez wyrazam swoje zdanie, a chyba moge. Jesli nie spodobala sie Tobie tresc merytoryczna, badz nie zgadzasz sie z moim zdaniem to tak i napisz a nie wzywasz chrystusa. W kazdym razie zeby nauczyc sie cos robic trzeba zaczac cos robic :). Jesli jestes urazony nie musisz odpisywac, ale daruj , prosze, hamstwo, tego i tak pelno na kazdym kroku. Milego
Wiesz, treści merytoryczne to jedna sprawa, to jest jak treść jedzenia. Ale druga sprawa to jest jak to jedzenie jest podane. Chciałbyś szparagi z koryta w chlewie zajadać? Chamstwem (przez ch) nazwałbym raczej mówienie do kogoś i pryskanie na niego śliną. A Twój poziom pisania jest taki właśnie, jakbyś mówiąc do niego pluł przy każdym wyrazie. I wtedy niestety merytoryczne treści schodzą na dalszy plan. Jeśli chcesz ćwiczyć, to może poćwićz sobie gdzieś w zeszycie, na pustym dokumencie itp nie ćwicz na mnie, miej trochę szacunku do ludzi z którymi rozmawiasz. Trzymaj jakiś poziom. Chcesz żeby ludzie traktowali Cię poważnie to zachowuj się poważnie, a nie jak półgłówek, który nie umie sklecić poprawnie dwóch zdań. Co to za przyjemność rozmawiać z półgłówkiem? Jak tu jakiekolwiek treści, brać poważnie, jeśli wychodzą one spod palców osoby która pisze "wilm", "pierwowzora" "poprostu", "hamstwo" "chrystusa" itp. Przecież jak tak piszesz, to przedstawiasz się jako właściciel słabego umysłu, który nie potrafi zapamiętać kilku prostych zasad pisowni. Po co rozmawiać z kimś, kto przez ileśnaście (dziesiąt?) lat życia na tym świecie nie zapamiętał jak się pisze poprawnie "po prostu"?. No i miejże trochę szacunku dla ludzi, do których piszesz i trzymaj się kultury, a nie oburzaj się że traktują cię jak wieśniaka, skoro zachowujesz się jak wieśniak. Z całym szacunkiem, ale apeluję o odrobinę autokrytyki!
Czlowieku, zal mi Ciebie! Po co tyle agresji i do czego tu powazanie czy wiesniactwo, czy cala gadka moralizatorska? Nie jestesmy na konkursie polonistycznym. Jedni ukladaja przecudne recenzje, bawia sie jezykiem i maja zajebisty styl pisania - chwala im za to, po to oni sa! Ja najzwyczjaniej wyrazilam mimochodem opinie odnosnie tuzinkowego filmu, ktora nie wiadomo dlaczego odbierasz jak atak w twoim kierunky, czy jeszce cos. Jesli przeszkadza Tobie to ze pisze na szybko, mam literowki czy ze nie uzywam polskich znakow, to nie czytaj. Ale nie musisz odrazu mieszac ludzi z blotem i pluc komus w dusze. Mimo wszystko, uczeszczajac na portale spoleczne (ogolnodostepne) wez pod uwage ze nie wszyscy uzytkownicy sa dojrzalymi polonistami. Do uzytkowania tego portalu maja prawo rowniez "prosci wiesniacy", jak i doktorzy matematyki i fizyki kwantowej, ktorzy nie maja daru do zgrabnego pisania a ni czasu na to by pisac poetyckie posty (od tego sa specjalisci), moga pojawiac sie rowniez obcokrajowcy, ktorzy ucza sie polskiego od kilku lat a to i miesiecy. Jako jednostka myslaca powinienes zdawac sobie z tego sprawe :) Jesli Tobie to przeszkadza bardzo to nie czytaj takich postow, nie wdawa sie w dyskusje z tymi ludzmi i tyle. Olej to i zyj dalej swoim poprawnym zyciem, wychowuj swoich dzieci w duchu polskiej gramatyki, ale nie rob przykrosci innym. Mozna by to ciagnac dalej rozwodzac sie nad tym czym jest szacunek, hipokryzja i td, ale to nie ma sensu. Wiec na tym zakonczmy, gdyz bardzo nie lubie klucic sie z ludzmi, zwlaszcza o takie pirdoly. Milego dnia i nie bierz tak wszystkiego do serca, swiata nie wychowasz :)
To ty nie rozumiesz. Sa pewne zasady przyzwoitosci. Netykieta czy jakkolwiek to nazwiesz. Jezeli wchodzisz na jakis portal itp to powinienes zaakceptowac pewne, byc moze nawet niepisane zasady takie jak: unikanie bledow ort, przyzwoita skladnia itp. Byc moze niektorych ludzi to razi. Moze powinno a moze nie. Jednak sa pewne wartosci i nie mozemy o nich zapominac. pozdrawiam
Popieram. I popieram Twoją wypowiedź odnośnie filmu. Pewnie producenci liczyli na to, że wydanie tak ogromnej sumy i dobra reklama sprawią, że ludzie zaczną masowo walić na film do kin. A tu niespodzianka! I kosa w plecy. Dobrze tak tym, którzy myślą, że wystarczy wywalić na film kupę kasy i zorganizować dobrą kampanię reklamową.
Ale żeś się skompromitował tą wypowiedzią. Film jest opracowany na postawie dwu powieści genialnego cyklu marsjańskiego Edgara Rice'a Burroughsa, "Księżniczki Marsa" i "John Carter z Marsa", odpowiednio 1912 i 1964. Gratuluję wiedzy. Taki czas dzisiaj, że kino amerykańskie sprzed kilku lat wyznacza horyzont świadomości kulturowej.
Ojej przykro mi że obraziłem delikatne twoje podniebienie jadąc po tym gniocie. Ty dając 7 punktów tej kupie oceniałeś książkę czy film? Producent zdecydował się na ekranizację na fali zainteresowania Avatarem - obca planeta, ratowanie obcego plemienia które okazuje się bliższe niż własne, miłość między gatunkami i Tajemnica. Widać, że żyjesz kilkadziesiąt lat przed potopem, bo wydaje Ci się, że ekranizacja miała na celu wykorzystanie talentu Burroughsa (którego czytam nota bene), niż zarobienia kasy na modzie. Takie czasy, że ludzie którzy czytają książki (do których i ja się zaliczam) niestety nie przystają do realiów i mają poczucie, że jakąś większą wiedzę posiadają, podczas gdy tak naprawdę zwyczajnie nie nadążają za czasem. Gratuluję naiwności.
Masz dobre zdanie o sobie i możliwościach impresywnych Twoich wpisów wobec mnie - "obraziłem delikatne twoje podniebienie jadąc po tym gniocie". Nie wiem czemu delikatne, ale pal to sześć. Moja odpowiedź to nie ekspresja uczuć, lecz stwierdzenie prostego faktu, że się skompromitowałeś niewiedzą, uderzając w deseń, co prawda popularny wśród dzieci popkultury, dla których Avatar jest jedynym wzorcem odniesienia dla analogicznych produkcji. Bajki o czytaniu Burroughsa to możesz próbować opowiadać innym, gdybyś go czytał, to byś nie sformułował tematu wątku "Popłuczyny po Avatarze" bo zdawałbyś sobie sprawę, że to oznacza związki treściowe. No chyba, że nie potrafisz się poprawnie j. polskim posługiwać i nie znasz znaczeń poszczególnych zwrotów.Tak więc jesteś tu całkowicie nieprzekonujący.
W innym świecie możliwym porozmawiałbym z Tobą długo Wróżko, znająca myśli producenta i moje. Co prawda temat nieciekawy, bo jakie ma znaczenie motywacja producenta dla wartości filmu? Żadne. Film sie ocenia w aspekcie jego walorów, a nie stanów wolitywnych związanych z nim osób.
Istnieje jednak kilka dobrych racji, aby tego nie robić. 1. Ponieważ brak Ci dobrego wychowania i świat Twoich wrażeń i doznań jest przez Ciebie opisywany za pomocą takich terminów jak "kupa" oraz subtelne zbitki słowne "zarobienie kasy na modzie" oraz skomplikowane złożenia "ludzie ...(do których i ja się zaliczam) niestety nie przystają do realiów i mają poczucie, że jakąś większą wiedzę posiadają ",
2. Ponieważ nie prowadzisz dyskusji opisując film tylko rzucając obelgami pod jego adresem oraz zbaczając z przedmiotu - filmu - na motywy producentów oraz cechy dyskutantów "Gratuluję naiwności."
to postanawiam zrezygnować z dalszej interesującej wymiany zdań, bo i tak byśmy się nie dogadali. Ani ja Ciebie do niczego nie przekonam, bo czytasz z wypiekami na twarzy, ani niczego się od Ciebie interesującego nie dowiem, tylko zaraz polecą brzydkie słowa pod moim adresem.
Poza tym trochę się Wróżko obawiam dalszych przepowiedni w stylu: "Widać, że żyjesz kilkadziesiąt lat przed potopem"
Zaczynam budować Arkę. Bye Bye!
No tu mnie złapałeś, faktycznie nie czytałem Borrougsa. Ostatnio czytałem takie opowiadanie "Ciemnoskórzy byli i złotoocy", a że było o Marsie, autor miał nazwisko na B, a Borrougs jakoś ostanio obił mi się o uszy przy innej okazji, to chlapnąłem że to jego. No okazało się że to Ray Brandbury, moja kucha.
Wiesz mnie zawsze dziwi jak bardzo ludzie nie widą, że robią to samo co zarzucają innym jako ohydne, godne pogardy, nikczemne itp. Ty tu pięknie wpisujesz się w taki ton wyższości, moralizatorski, z góry traktujący, odgadujesz moje tajne motywy. A jednoczesnie jesteś pełen oburzenia jak czytasz, że ja twoje motywy wykrywam. No to jest mieniący się przykład hipokryzji, z penwością nie obce ci słowo i z pewnością uważasz że jak najbardziej nie pasujące do CIebie.
Jesli zaś chodzi o merytoryczne treści, wartość filmu itp to właśnie chętnie podyskutowałbym, ale również nie w tonie i formie: "Ale żeś się skompromitował...." (na marginesie co to za wieśniacka konstrukcja zdania i to w wykonaiu Roberta, który jednym swoim rzutem oka na ekran potrafi rozpoznać, że po drugiej stronie siedzi ktoś, kto nie potrafi posługiwać się polskim językiem) "Brakuje Ci dobrego wychowania", "Nie znasz znaczeń poszczególnych zwrotów" itp. No przeca gdybym to ja napisał, rzuciłbyś w moje nieokrzesanie kamieniem tak silnie, że doleciałby na Marsa, nie? A sam u siebie tego nie widzisz! Ej, jak to się nazywa? Faryzeuszostwo? Zakłamanie? Może nawet pogarda (mnie wolno wobec tych buraków...) No tak czy owak źdźbła widzisz, belki Ci umykają (znajdziesz związki treściowe tego zdania, mam nadzieję). Ta niesamowita izolacja własnych wypowiedzi od autorefleksji zawsze mnie fascynowała. Dlatego ja chętnie dyskusję bym poprowadził - choćby po to aby zobaczyć, jak ty radzisz sobie z tymi swoimi podwójnymi standardami.
Moze i dyskusję z wypiekami na twarzy, ale sądzę, że nie większymi niż Twoje. Wnioskuję tak z długości Twojego posta. Musiał Cię mój list przypiec, poczułeś emocje jakieś, emocje których się wsydzisz, a może nawet gardzisz. Ej wypieki na twarzy nie są Ci obce, a chyba też trochę się ich brzydzisz, co zwierzaczku? John Carter to żałosny gniot mam na to wiele argumentów :-)
No to mnie złapałeś na tym "skompromitowałeś się". Jak w takim razie powinno się określić taką sytuację. Pomińmy na chwilę, że chodzi o Ciebie, Twoją wypowiedź. Jak Ty byś opisał taką wpadkę? Ale zgadzam się, że to niemiłe. Z drugiej strony, Twój język w wątku przewodnim w rodzaju "popłuczyny", "badziewie", jak i odpowiedzi - "kupa" oraz ocena 2 dla całkiem niezłego filmu zasugerowały mi, iż mam do czynienia z pewnym typem percepcji i odpowiadającego jej wyrazu. Widzę z Twojej ostatniej wypowiedzi, że tak nie jest. Dlatego jednak odpowiadam.
"Wiesz mnie zawsze dziwi jak bardzo ludzie nie widą, że robią to samo co zarzucają innym jako ohydne, godne pogardy, nikczemne itp. Ty tu pięknie wpisujesz się w taki ton wyższości, moralizatorski, z góry traktujący, odgadujesz moje tajne motywy. A jednoczesnie jesteś pełen oburzenia jak czytasz, że ja twoje motywy wykrywam. No to jest mieniący się przykład hipokryzji, z penwością nie obce ci słowo i z pewnością uważasz że jak najbardziej nie pasujące do CIebie."
Nie przesadzajmy. Niczego nikczemnego Ci nie zarzucałem. Zarzuciłem Ci w pierwszym poście - ze względu na Twoją hipotezę o genezie pomysłu na film - zawstydzający brak wiedzy, co było na pograniczu funkcji retorycznych, lecz przecież spełniało funkcję opisową w stosunku do Twojej opinii. Natomiast w przypadku drugiego Twojego postu, odpowiedzi na mój, dokonałem jedynie analizy tego co napisałeś - zwracając uwagę na "pachnącą" terminologię oraz fakt, iż pisząc o filmie piszesz faktycznie dookoła niego - o producentach albo o mnie. Ostatnio miałem kilka, chyba 4 czy 5 wymian zdań na FW, które wszystkie kończyły się wyzwiskami pod moim adresem i dlatego jak tylko zobaczyłem ową "kupę" oraz "moją naiwność", "przedpotopowość poglądów" spodziewałem się, że skończy się to podobnie i dlatego postanowiłem zakończyć wymianę zdań. Cieszę się, że się pomyliłem co do Twojej osobowości i poziomu umysłowego i że w związku z tym moje obawy mogły okazać się niesłuszne i mam nadzieję, że się takimi okazały. Na swoje usprawiedliwienie jednak zadam Ci pytanie: nie miałem racji, aby snuć owe przypuszczenia, na postawie rzeczowości Twojej wypowiedzi i języka obu? Nie jesteś, powiedzmy, ciut, odpowiedzialny za taką percepcję osoby zewnętrznej, która jak to zawsze ma miejsce, odczytuje cudze myśli po zachowaniach, w tym językowych?
Co do Twoich supozycji czy uważam się (czy też nie) za hipokrytę, faryzeusza, zakłamanego typa, pozbawionego autorefleksji, gardzącego i odnoszącego się do innych jak do buraków, którzy to "buracy" nie maja takich praw jak ja, wstydzącego się swoich emocji jakie wywołałeś swoją wypowiedzią o filmie itd to pozwolę sobie tylko na dwie uwagi:
1. wszystko co piszesz o mnie wyciągasz z rękawa. Dlaczego tak twierdzę? Dlatego, że moje wypowiedzi nie są wystarczającą podstawą do przypisywania mi owych postaw, uczuć, przekonań. Są one spójne z posiadaniem przeze mnie owych cech. Są one również spójne z brakiem owych cech u mnie. Aby zwracać Ci uwagę, że nie wiesz czegoś i dlatego stawiasz błędną hipotezę nie muszę uważać się za "wyższego" cokolwiek to miałoby znaczyć. Nie muszę też jakoś szczególnie przeżywać owego faktu, np. dlatego że ja coś wiem, czego nie wiesz Ty. Oczywiście nie uważam, aby niewiedza przynosiła komuś chwałę. Ale też możliwe jest, że wskazuję na błąd dlatego, że widzę błąd i nie lubię błędów. Co do języka to staram się go dostosowywać do suponowanej percepcji adresata mojej wypowiedzi. Np. jeżeli ktoś nie szanuje cudzej pracy i nie zostawia suchej nitki na producencie i/lub scenografie wypowiadając się z pewnością w postaci zawstydzającego błędu (nie chciałbym zarzucać komuś poczucia wyższości :D) w stylu "popłuczyny po Avatarze" to formułuję odpowiedź dosadniej. Podobnie "...Roberta, który jednym swoim rzutem oka na ekran potrafi rozpoznać, że po drugiej stronie siedzi ktoś, kto nie potrafi posługiwać się polskim językiem) [...] "Nie znasz znaczeń poszczególnych zwrotów" itp" niezasadne jest sugerowanie, że z góry i bezpodstawnie zasugerowałem, że nie znasz znaczenia "popłuczyny po Avatarze". Ty bowiem stwierdziłeś, że nie miałeś na myśli związków treściowych Awatar - John Carter lecz jedynie genezę. W takim razie właśnie niepoprawnie posłużyłeś się wyrażeniem "popłuczyny". W to jednak nie wierzyłem i dlatego było to jedynie dostępne alternatywne zinterpretowanie dlaczego napisałeś to co napisałeś, raczej przychylałem się do tego, że jednak nie czytałeś "Ksieżniczki Marsa". W czym jak się okazało, miałem rację. Więc na drodze redukcji - znasz znaczenie wyrażenia "popłuczyny po Awatarze" tylko sformułowałeś błędną opinię, dlatego właśnie, że nie znałeś Burroughsa. Konkludując swoją obronę - Twoje zarzuty albo są nie trafne bo sprowadzają się do faktu, że przeanalizowałem Twoje wypowiedzi, mając do tego prawo i chyba nie popełniając błędu logicznego albo są bezpodstawne, nawet gdyby były trafne. I znów tu ujawnia się Twoje zamiłowanie do wróżenia :p
2. Z kolei moje zarzuty wobec Twoich wypowiedzi i Ciebie nie są, jak to się mówi, wyssane z palca, lecz wynikają z własności Twoich wypowiedzi. Możemy się spierać czy powinienem ich dokonywać publicznie czy nie. Ale zanim zarzucisz mi jakieś postawy, z których mają owe wnioski wynikać, może wpierw należałoby się zapytać czy są słuszne czy nie? Pozwolę sobie to uczynić, aby doprowadzić moją obronę i wyjaśnienie do końca. Jakie to zatem były zarzuty?
a. to, że Twój zarzut ściągania od Camerona bierze się z nieznajomości Burroughsa - słuszny
b. to, że nie zachowujesz się jak osoba dobrze wychowana, opisując swoją percepcję czyjejś pracy, a tym samym ową pracę za pomocą terminów takich jak "kupa", "badziewie", "gniot"
c. to, że bardzo upraszczająco widzisz rzeczywistość podejmowania decyzji o nakręceniu filmu - 'zarabianie kasy na modzie' - naprawde sądzisz, że to jedyny czynnik, który wszystko tłumaczy? Bo tak tłumaczysz Ty powstanie filmu.
d. to, że operujesz średniej jakości językiem opisując film i inne sprawy: "przykro mi że obraziłem delikatne twoje podniebienie jadąc po tym gniocie." "Ty dając 7 punktów tej kupie... " Przedostatnie zdanie i jego sens wymagałoby dłuższej analizy :p. Zdanie mylące czasy już przywołałem we wcześniejszej wypowiedzi.
e. to, że zamiast pisać o filmie piszesz o ludziach produkujących film oraz tych, którym film się podobał: "gratuluję naiwności","nie przystajesz do realiów", "masz wrażenie że masz większą wiedzę ale nie nadążasz za czasem" [tak przy okazji, co za zabawna ocena - nie nadążasz za czasem, to jeszcze z XIX wieku wzięte, gdy ludzie wierzyli w Postęp, tak czy siak - niemądre]. To co w ostatnim poście wypisałeś tylko to potwierdza, obdarzyłeś mnie prawie 10 epitetami. Plus "zwierzakiem"
Skoro każdy z zarzutów moich, pod Twoim adresem znajduje oparcie w tekście Twojej wypowiedzi, to czemu uważasz, że postępuję niewłaściwie stawiając Ci je?
Konkludując moją długą odpowiedź (lubię pisać, wybacz) chyba nasze wypowiedzi nie są analogiczne. Nie obrażam Cię wysnuwając z powietrza hipotezy i nazywając zwierzakiem. Piszę o Twoich wypowiedziach zwracając uwagę na to co znaczą jako znaki i oznaczają jako oznaki ;p (wybacz grę słowną) Jedyne co sobie mogę zarzucić, to prywatną supozycję, nie wyrażoną wcześniej, że jesteś mniej inteligentny i wrażliwy, niż sądzę aktualnie po ostatniej wypowiedzi. Niestety nie mogę sobie zarzucić pomyłki co do przypuszczenia, że pojawią się teksty ad personam. Pomijając zwierzaka - nie były przynajmniej obraźliwe.
Zatem: bardzo proszę o odpowiedź, czy w tych punktach a-e pomyliłem się oraz/lub niezasadnie coś twierdziłem?
Jeżeli zaś masz argumenty za tym, że film jest zły (pomińmy słowo gniot - to czysty wyraz uczuć pozbawiony interesującej treści) to czemu zaczynasz wątek bez podania żadnych argumentów?
No bardzo sie cieszę, że mamy o czym pogadać.
Na wstępie: całe rozumowanie co do mojej osoby, które przytoczyłeś i które z Twojego punktu widznia jest logiczne, oparte na "faktach" i w związku z tym usprawiedliwiające Twoje kolejne wypowiedzi ma jeden baaardzo poważny szkopuł. Wątek, który rozpocząłem jest wyraźnym wyrazem mojego stostunku do tego filmu. Nie podobał mi się, wiem czemu i to powiem. Twoja pierwsza wypowiedź pod tym wątkiem jest zaś wycieczką osobistą. Nie odnosisz się do filmu, tylko do mnie. Zdaje się, że nie urodziłeś się wczoraj, wiec chyba przez lata bytowania na naszym padole łęz wiesz, że jak na dzień dobry walisz kogoś w pysk, to większośc normalnych ludzi oddaje. No kto mieczem wojuje... A Ty dziwisz się, że dyskusje, które prowadzisz kończą się wyzwiskami pod Twoim adresem.
Wiem, że mogłeś swą myśl sformułować zupełnie inaczej: "Uważam film za świetny, oparty jest bowiem o genialną duologię... W filmie przedstawiono to, co w książce trudno jest pokazać..." itp. Gdybyś odniósł się do filmu w ten sposob, ja musiałbym skoncentrować się na tym co w filmie jest słabe. Wtedy dyskusja od razu poszłaby w merytoryczne argumenty. Ale ty mnie od razu w gębę chlasnąłeś: "Ależ się skompromitowałeś". Na podstawie jednego zdania pozwalasz sobie na taką nieprzyjemną ocenę. W dodatku zupełnie nietrafioną, bo ja bym się skompromitował, gdybym się naraził na wstyd. A czy wstydem jest nie czytać książki sprzed wieku? Książki, która nie występuje na żadnej liście "100 najlepszych powieści SF XX wieku" lub coś takiego. Czy ja gdzieś napisałem że jestem literaturoznawcą i potem okazało się że nie znam jakiejś ważnej powieści? No nie. W związku z tym owo "skompromitowałeś się" jest mocną przesadą. W dodatku przesadą nieprzyjaźnie zabarwioną i agresywną. No czego potem oczekiwałeś? Merytorycznej dyskusji? Wraca wątek naiwności, albo nieznajomości ludzkiej natury.
Całe wiec rozumowanie kim ja jestem oparłeś na błednej przesłance: moja wypowiedź była odpowiedzią na Twoją zaczepkę (chyba że nie zdajesz sobie sprawy, że takie wypowiedzi jak Twoja pierwsza to jest zaczepka), a nie wyrazem mojej osobowości. Cała reszta rozumowania jest więc niestety niewiele warta i przemawia niestety chyba bardziej do Ciebie samego niż do mnie.
No i te punkty.
a. Popłuczyny po Avatarze. Czy ściąglnęli z Camerona czy z Borroughsa? Ja rozumuję tak: film nie przedstawia nic oryginalnego, gra aktorów słaba, wątek miłosny żałosny, intryga martwa. Scenariusz w ogóle się nie klei. Nie widziałem w tym filmie nic, czego bym nie widział w innych filmach. Jest wtórny. Ja tak widzę ten film (to moje prawo, tu nie masz nic do powiedzenia). W związku z tym po co ktoś robi taki film? Jak Wajda kręcił Ziemię Obiecaną, w końcu też ekranizację, to przecież dotykał samego sedna życia. Właśnie filmem, dotykał tego, co się dzieje ciągle w życiu każdego z nas. Użył książki aby pokazać to co dla niego było ważne, to co wiedział o życiu. Co takiego życiowego jest w Carterze? Nie ma. W takim razie możę jakieś nowe sceny, jakieś efekty specjalne. Kicha. No to chociaż aktorzy się wyżyli? A gdzie tam. Nic z tych rzeczy. No to po co ktoś taki film robi? jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kasę. Zobaczyli, że wątek zycia na innej planecie jest jeszcze nie wyeksploatowany w filmach, można na nim zarobić (vide Avatar) no to trzeba powtórzyć sukces poprzednika, wsiąść do tej kolejki. Znajdźmy jakąś historię dziejącą się na obcej planecie i pokażmy ją. No i sięgnęli po gotowca. Tak wyglądała moim zdaneim geneza tego filmu. Nie tak, że ktoś chciał coś pokazać ważnego. Tak, żę chciał zarobić kasę bo okazało się że mozna dużą kasę zarobić. Tekst "popłuczyny po Avatarze" w tym sensie obroniony.
b. Opisuję czyjąś pracę za pomocą cuchnących terminów. To że ktoś się napracował (w ogóle w to wątpię, aby się napracowali, bo nic twórczego nie zrobili), nie jest wystarczającym powodem aby mieć do niego szacunek. Można się mocno napracować przy konstruowaniu bomby albo organizowaniu obosu koncentracyjnego. Tutaj skutek tej pracy jest żałosny, usprawiedliwiający jak najgorsze określenia. Ja wolę aby oni nie napracowali się przy tym filmie i swoje wysiłki skierowali na rzeczy tego warte. Precz z szacunkiem dla badziewia, nawet jesli w pocie czoła to badziewie było tworzone. Mówimy wszak o dorosłych ludziach, którzy wcale nie chcieli pokazać nic oryginalnego, tylko odciąć kupon od pomysłu Camerona. U Camerona widziałem mnóstwo oryginalnych rzeczy. Tutaj dwie góra (tak naprawdę pamiętam jedną, ale drugą daję na zapas :-)
Sorry muszę iść, resztę napiszę potem.
Uwaga - będzie wyczerpująco. Odpowiadam na pierwsze trzy akapity (i częściowo na resztę twoich wpisów, które przeczytałem, lecz na wszystko nie odpowiem tak dokładnie, bo to i tak czasochłonne. Mam nadzieję, że Forumowicze wybaczą nam tę wymianę zdań - zresztą najlepiej jeżeli ominą ją szerokim łukiem)
Na początek muszę skreślić kilka zdań pełniejszego wyjaśnienia motywów mojej wypowiedzi odnośnie Twojego niesprawiedliwego wobec filmu i jego twórców wpisu, które też rzucą nieco światła na moją osobę, która jak widzę jesteś zainteresowany
Jak każdy człowiek mam swoje ideały, wartości, wzorce. Cenię zwłaszcza poznawanie rzeczywistości, w jej różnych aspektach, naukowych, estetycznych, moralnych, religijnych, filozoficznych etc. Mówiąc inaczej – cenię wiedzę. Niewiedzy nie cenię, natomiast negatywnie odnoszę się do niewiedzy połączonej z pewnością siebie. Zdaję sobie sprawę, z własnego doświadczenia, jak trudna, wymagająca czasowo, fizycznie i umysłowo jest twórczość i dobra robota. Zdaję sobie sprawę z tego, że pomimo solidnego przykładania się często pojawia się błąd, niedoróbka, albo cały projekt okazuje się być fiaskiem. Cenię w związku z tym oddanie sprawiedliwości czyjejś pracy.
Z kolei moja aktywność życiowa w znacznej mierze związana jest z badaniem naukowym, w szerokim sensie. Jestem, jak to określa się potocznie, humanistą – cenię człowieka, interesuje mnie taki jaki jest i taki jakim być potrafi. Z racji powyższych znaczną część mojego czasu poświęcam myśleniu i pisaniu oraz robieniu tego „poprawnie logicznie”. Kieruję się w tym podstawową zasadą, która powinna obowiązywać w badaniu: należy pisać tak, aby być wiernym temu, jak się rzeczy mają. To jest moje credo i moja świętość, do tego dążę i tego wymagam od innych, o ile mam ich traktować jako partnerów. Kino traktuję jako jeden z interesujących sposobów opowiadania człowieka o świecie i o sobie samym. Oglądam filmy od około czterdziestu lat i aczkolwiek jestem amatorem i nie mam wykształcenia filmoznawcy, to lubię, w wolnym czasie porozmawiać o filmach, o ich walorach lub ich braku. Może błędem jest, iż wymagam od innych, aby pisząc o filmach stosowali się do owej podstawowej zasady – oddawania sprawiedliwości faktom, jednak z tego nie zamierzam rezygnować. Kto tego nie potrafi – nie jest dla mnie partnerem w dyskusji. Nie lubię też, gdy ktoś bez podstaw jedzie po filmie jak po łysej kobyle.
Dlatego na Twój wpis, niesprawiedliwy, prowokacyjny, nietrafny i poniżej przyzwoitego poziomu napisałem odpowiedź, która miała Cię upomnieć, dać Ci do myślenia. Nie mogę niestety zgodzić się, że określenie którego użyłem jest wycieczką osobistą i czymś nagannym, co nie powinno mieć miejsca. Napisałeś tak o swoim wpisie tak:
„Wątek, który rozpocząłem jest wyraźnym wyrazem mojego stosunku do tego filmu. Nie podobał mi się, wiem czemu i to powiem. Twoja pierwsza wypowiedź pod tym wątkiem jest zaś wycieczką osobistą. Nie odnosisz się do filmu, tylko do mnie.”
Jaka jest treść owego wątku? Ano następująca:
„Popłuczyny po Avatarze. Fuj, jak można zrobić takie badziewie, za taką kasę”
Florianie! Wydaje Ci się, że to nie jest wypowiedź zawierająca wprost odniesienie do filmu i jego własności? Oczywiście, że jest, tylko, że błędna pod względem relacji do faktów – treść filmu nie jest zaczerpnięta z Awatara (pominę, o czym wcześniej pisałem, że potem zmieniasz interpretację swojego sformułowania sugerując, że miałeś na myśli nie zależności treściowe a genetyczne) oraz bardzo nieprecyzyjna, emocjonalna i … niesprawiedliwa względem twórców i ich wysiłku włożonego w ten film. Wprost przeciwnie do tego co piszesz, jest to wypowiedź o filmie, nie zaś o Twoim stosunku do filmu (film uważam za… film mi się nie podobał etc) choć niewątpliwie jest WYRAZEM Twojego stosunku do filmu. To jednak są dwie różne sprawy i ich pomieszanie, celowe czy też nie, jest pewnego rodzaju manipulacją wypowiedzią. Skoro jednak twa wypowiedz jest wyrazem Twojego stosunku do filmu, to czemu uważasz zajmowanie się owym stosunkiem za niewłaściwe, nie na miejscu, naganne? I właśnie z powodu owych felerów tego, co napisałeś postanowiłem dać Ci prztyczka w nos, który, nadal uważam, Ci się należy. Jednak aspektem, którego dotyczy ten prztyczek nie są (były) Twoje walory moralne, cechy charakteru czy cnoty/wady intelektualne, które mogłyby stać za taką wypowiedzią, lecz prosta sprawa – Twoja pomyłka powstała z powodu nieznajomości literatury będącej podstawą scenariusza. I niestety nie mogę się z Tobą zgodzić, że niewiedza ta nie jest kompromitującą czy też, jeżeli nie podoba Ci się to sformułowanie – taką, której nie musisz się wstydzić. I wcale nie dlatego, że książki Burroughsa to szczególnie cenna literatura, na pewno takową nie są. Ale Cykl Marsjański jest to klasyka s-f. Oczywiście – nie istnieje obowiązek moralny czy jakiś inny znajomości klasyki s-f. Zamiast tego – jeżeli ktoś wypowiada się bardzo krytycznie, deprecjonująco o czyjejś twórczości, przy czym podstawą oceny jest określone założenie, to brak wiedzy na ten temat, skonfrontowany z pewnością i charakterem oceny oraz brakiem choćby elementarnego sprawdzenia, czy Twój wymysł ma jakieś podstawy w faktach powinno być dla Ciebie zawstydzające. Choćby dlatego, że na wyciągnięcie reki, na stronie filmu na FW stoi jak byk, na podstawie czego został napisany scenariusz.
Mogę zgodzić się, że zwrot – powinieneś się wstydzić swoja niewiedzą – bo takie jest znaczenie wyrażenia „skompromitowałeś się swoją opinią” ma charakter pouczający – takim go właśnie zamierzyłem. Może to Ci się nie podobać, nie jest to jednak niczym nie na miejscu ani argumentem ad personam – bowiem faktycznie jest to wypowiedź Twojej opinii-oceny i jej warunkach – Twojej nieznajomości faktów. Zawiera bowiem wykazanie Twojego błędu „Film jest opracowany na postawie dwu powieści genialnego cyklu marsjańskiego Edgara Rice'a Burroughsa, "Księżniczki Marsa" i "John Carter z Marsa", odpowiednio 1912 i 1964.” A prócz tego, że jest to wypowiedź dorzeczna i słuszna, to ludziom, którzy pozwalają sobie publicznie nie szanować pracy innych wypowiadając się o niej nie tylko niesprawiedliwie, ale i wulgarnie (nie w sensie tzw. brzydkich słów, lecz w nieco innym ) należy się upomnienie. Dla dobra wszystkich, w tym owych upominanych. Inaczej zamiast się rozwijać i utrzymywać standardy nasza komunikacja będzie obniżać poziom i mówiąc kolokwialnie zejdzie na psy czyli zacznie przypominać szczekanie. A od istot rozumnych należy oczekiwać więcej.
Domyśliłem się z Twoich późniejszych wypowiedzi, że moje sformułowanie Cię zabolało. Ale to też dlatego, że podkładasz pod nie więcej sensu niż ma. Nie jest to deprecjacja (całej) Twojej osoby, we wszystkich aspektach. Chodzi jedynie o błąd i niewiedzę. Nie jest wyrazem jakiegoś wywyższania się na Ciebie i wszystkich tych psychologizujących konstrukcji, które próbujesz mi przypisać. Jest to proste: wstydź się, Twoja pomyłka bierze się z Twojej niewiedzy. Tyle, że wyrażone dosadniej. Aż tyle i tylko tyle.
Nie podoba Ci się to? Ale czemu uważasz, że na to nie zasługujesz? Wbrew temu co piszesz, nie moja wypowiedź była pierwszą, której należy się, sugerujesz, czepiać, lecz Twoja – „popłuczynowo-badziewna treściowo”. A winnym miejscu i kontekście piszesz o swoim zachowaniu słownym tak:
„Oburzasz się na soczysty język, pragniesz wysublimowanych sformułowań. A ja lubię stawać okoniem i robić coś na przekór. To o wiele bardziej twórcze niż wpisywać się w nudne udawanie, że trzeba chodzić na paluszkach. Lubię być antagonistą, a Twoje domaganie się kulturalnych wyrażeń jest formą autoprezentacji - zakładasz taką maskę kultury, która pozwala CI czuć się lepszym od innych. A ja kij w mrowisko, nie dam się okiwać tą iluzją. Błędy robisz jak każdy i srasz raz dziennie.”
Właśnie tak Cię widzę jako autora tego wpisu, jak siebie opisałeś. Jako kogoś, kto nie liczy się na tyle z drugą osobą, że pozwala sobie na pojechanie po czyjejś pracy i spędzonych na niej godzinach jako po „gniocie, kupie, badziewiu”. A to dlatego, że, jak piszesz, lubisz ludzi antagonizować, wkładać kij w mrowisko, robić coś komuś na przekór, stawać okoniem i dodam, szufladkować z niezwykła łatwością zadziwiającą wobec braku jakichkolwiek podstaw poznawczych czyli znajomości stanów rzeczy, tylko dlatego, że jest to pierwsze co przychodzi Ci do głowy i wydaje się być przekonujące.
W porządku. Rozumiem, że taki jesteś i tak lubisz. Nawet się tym chwalisz, choć niepotrzebnie - jest to dość widoczne, jeżeli nie po pierwszym wpisie, to po kolejnych. Możesz sobie taki być i tak się wobec innych zachowywać. Ale teraz popatrz na to obiektywnie – dlaczego spodziewasz się, że w odpowiedzi na takie postawy nie dostaniesz po nosie i że cię ktoś nie przywoła (albo nie spróbuje, bo kwestia skuteczności to inna sprawa – zależna już tylko od Ciebie) do porządku. Tobie wolno o czyjejś twórczości pisać badziewie i kupa a innym nie wolno o Twoich pomyłkach napisać – kompromitacja!? Naprawdę dalej chcesz tego bronić? Masz prawo pisać rzeczy niemądre i nie na miejscu, a ja czy inna osoba, mamy prawo pokazać, że powinieneś się tego wstydzić bo są niemądre i nie na miejscu.
Jak w pogodzić Twoje piętnowanie mojej rzekomej wypowiedzi (niesprawiedliwie? nietrafnie?, a może po prostu) odnoszącej się do Twojej osoby z obdarzaniem mnie Twoimi epitetami, takimi jak nieświadomego siebie „hipokrytę, faryzeusza, zakłamanego typa, pozbawionego autorefleksji, gardzącego i odnoszącego się do innych jak do buraków, którzy to "buracy" nie maja takich praw jak ja, wstydzącego się swoich emocji”? Nota bene, masz wyraźną skłonność do preferowania w rozmowie tematu osoby rozmawiającej, zamiast wypowiadania się o filmie. Wystarczy policzyć zdania z Twoich postów. Jestem przekonany, że wyszłoby, iż przytłaczająca ich część nie jest o filmie i jego własnościach, lecz zawiera zdania opisujące i oceniające twórców oraz moją osobę oraz zarzuty wobec moich grzechów wobec Ciebie.
Nie odniosłem się do tego typu epitetów jak ‘faryzeuszostwo’ i ‘brak autorefleksji’ bo nie ma takiej potrzeby, ani to trafne, ani ciekawe, a zwłaszcza nie związane z filmem. Ale zwróciłem Ci uwagę, że w przeciwieństwie do Ciebie zarzucającego mi podejście ad personam, moje twierdzenia dotyczące Twoich opinii czy Twojej niewiedzy (których to twierdzeń nie ma ąż tak wiele) oparte są (wywnioskowane) z tego co piszesz. To jest bardzo ważne, w moim mniemaniu, żeby nie twierdzić czegoś, do czego się nie ma prawa. Nie znaczy to, że dokonując takiej interpretacji nie można się pomylić i przypisać komuś opinii czy niewiedzy błędnie. Ale w każdym przypadku „metodą” jest przeprowadzenie rozumowania odnoszącego się do tego co dostępne osobom komunikującym się ze sobą. W związku z tym muszę odrzucić Twój argument, że skoro (jak twierdzisz) w odpowiedzi na Twoje „ubadziewienie i spłukanie Awatarem Johna Cartera” sformułowałem argument ad personam, to to co twierdzę o Twym pisarstwie nie jest trafne. Twierdze, że to co Ci zarzucam jest trafne i mam do tych zarzutów prawo, o ile znajdują one potwierdzenie w Twoim pisaniu (o którym są moje wpisy). A prawo to beizre się z natury rozmowy, publicznie prowadzonej a zaczynającej się od Twojego wpisu i mojej odpowiedzi, Twojej reakcji itd.
Zresztą Ty nie twierdzisz tu, że nie mam racji w sprawie tych zarzutów, tylko, że
„całe rozumowanie co do mojej osoby, które przytoczyłeś i które z Twojego punktu widznia jest logiczne, oparte na "faktach" i w związku z tym usprawiedliwiające Twoje kolejne wypowiedzi ma jeden baaardzo poważny szkopuł.”
A szkopułem [Co Ty tym sformułowaniem mi zarzucasz??? Nie mam pojęcia!] jest to domniemane ad personam. Co z tego wynika, Twoim zdaniem?
„Całe wiec rozumowanie kim ja jestem oparłeś na błednej przesłance: moja wypowiedź była odpowiedzią na Twoją zaczepkę (chyba że nie zdajesz sobie sprawy, że takie wypowiedzi jak Twoja pierwsza to jest zaczepka), a nie wyrazem mojej osobowości. Cała reszta rozumowania jest więc niestety niewiele warta i przemawia niestety chyba bardziej do Ciebie samego niż do mnie. „
Ależ nieprawda. Załóżmy na potrzeby argumentacji, że sformułowanie „skompromitowałeś się” nie jest dorzeczne, natomiast jest ad personam. Z tego nie wynika, ani,
1. że masz prawo moralne do nazywania mnie hipokrytą czy nieświadomym zafałszowanym pyszałkiem (pisze skrótami).
2. Nie wynika też, że da się to wywnioskować z tego, co napisałem. Nie muszę być pyszałkiem, aby wytykać Ci publicznie ignorancję, skoro wołasz o to swoim wsadzaniem kija w mrowisko. Nie muszę też być zafałszowany, nieświadomy siebie i kierujących mną motywów. Mogłem napisać to, co napisałem będąc świętym i „zbiorowiskiem cnót”, mógłbym to napisać będąc godną pożałowania kreaturą. Po prostu to co o mnie piszesz jest bezpodstawne, niezależnie od tego czy trafne czy nie.
3. Natomiast to, co ja Twemu pisarstwu i słownictwu czy percepcji zarzucałem, to nie były jakieś wydumane nieoczywiste sprawy lecz rzeczy, które są albo jawne jak zarzut operowania fekalistycznym słownictwem takim jak „kupa” (teraz doszło cytuję „sranie”) albo zarzut, że jak wróżka z rękawa sypiesz opisami cech osób twórców czy mojej, albo że pracujesz na poziomie „to jest wyraz naiwności, nienadążania za czasem etc”. Wszystko to jest w Twoich postach i ja tylko zwracam na to uwagę. I ta zgodność z faktami jest, przynajmniej dla mnie, sprawą istotną i podstawową, i nawet gdybym Cię zaatakował słowem „kompromitacja” to nie znosi to prawdziwości moich opisów. Pomyliłem się, co do jednego, co do czego się już przyznałem – myślałem, że skoro lubujesz się w takim stylu i nie stać Cię na oddanie sprawiedliwości całkiem przyzwoitemu filmowi (nie uważam Cartera za jakoś szczególnie wartościowy) to musisz być nieco innego typu percepcyjno-poznawczo-reakcyjnym. Tak sobie tłumaczyłem to operowanie „badziewiem” i „fuj” oraz argumenty o mojej przestarzałości. Obecnie myślę, że stać Cie na więcej, a skoro zwróciłeś się z propozycją dalszej rozmowy – postanowiłem Ci jednak odpowiedzieć.
A że piszę długo – cóż, mam czas i taka szkoła, nauczono mnie pisać do wyczerpania tematu. I tak odpowiadam Ci tylko na część Twoich twierdzeń. Co do ustosunkowania się do Twojej odpowiedzi na moje zarzuty – to już później, i tak siedziałem chyba nad niniejsza odpowiedzią półtorej godziny. Więc braku szacunku wobec Ciebie nie możesz mi zarzucić. W końcu zamiast iść spać odpisałem, jak prosiłeś.
nie chciało mi się tego czytać, tak czy siak chłopaki, relax take it easy... :P szkoda czasu na udowadnianie sobie kto ma rację, bo nic nie zmienicie a na takie wypracowania zmarnowaliście po kilka godzin.
Wiesz, ja znam takie dyskusje od podszewki, każdy z nas okopie się w swoich argumentach i jak to się mówi: "Nikt mi nie wmówi, ze białe jest białe" he he. Ten wątek chyba się wypalił, każdy z nas powiedział co myśli, reszta kwestią myślenia. Proponuję przerzucić się na rozmowie o filmie - tam niżej :-)
Odnośnie odpowiedzi na punkt a
Odpowiedź Twoja ma usprawiedliwić użycie przez Ciebie epitetu „popłuczyny po Avatarze” oraz dowieść, że film pozbawiony jest pewnych określonych walorów. Niestety nie spełnia ona żadnej z tych dwóch zamierzonych przez Ciebie funkcji. W związku z tym nie obroniłeś swojej wypowiedzi, natomiast kwestia wartości filmu pozostaje przez Twoją wypowiedź nierozwiązaną. Dlaczego tak twierdzę?
Zaczynasz tak:
„Popłuczyny po Avatarze. Czy ściąglnęli z Camerona czy z Borroughsa?”
Po co tu to odniesienie się do Burroghsa? Przedmiotem sporu jest zależność treściowa „Johna Cartera” od „Avatara”. Zobaczmy, czy któreś ze zdań, które napisałeś może uzasadnić Twój epitet.
1. „film nie przedstawia nic oryginalnego, gra aktorów słaba, wątek miłosny żałosny, intryga martwa.” – nie wynika z tego, że treść „JC” pochodzi od „A”.
2. „Scenariusz w ogóle się nie klei. ” – nie wynika z tego, że treść „JC” pochodzi od „A”.
3. „Nie widziałem w tym filmie nic, czego bym nie widział w innych filmach. ” – nie wynika z tego, że treść „JC” pochodzi od „A”.
4. „Jest wtórny.” ” – nie wynika z tego, że treść „JC” pochodzi od „A”. Chyba, że ma to znaczyć, że „JC” jest wtórny wobec „A” – wówczas wynika. Niestety byłoby to błędne koło w dowodzeniu. :D
5. „Ja tak widzę ten film (to moje prawo, tu nie masz nic do powiedzenia). ” – nie wynika z tego, że treść „JC” pochodzi od „A”.
Jak do tej pory żadne ze zdań, które zawarłeś w swoim krótkim fragmencie dotyczącym filmu nie pozwala obronić Twojego zwrotu „popłuczyny po Awatarze”. Co więcej, pomimo, że próbujesz się tutaj zabezpieczyć ucieczką w subiektywizm, nie masz racji. Nie mógłbym polemizować czy krytykować tego, co napisałeś tylko w wypadku, gdybyś wszystko, co napisałeś, napisał w trybie subiektywnym, jako wypowiedzi, których przedmiotem są własności Twoje, a nie filmu. Czyli np., gdybyś pisał swoich przekonaniach, wrażeniach etc. Przykładowo, zdanie A jest zdaniem o Tobie, o Twoim odbiorze:
A: „Odbieram ten film jako wtórny”
Zdanie B
B „Ten film jest wtórny”
jest zdaniem o własnościach filmu. Myślę, że dostrzegasz teraz różnicę. I takimi Są Twoje opinie o filmie przedstawione. Wiadomo, że Są one Twoimi. Ale NIE SĄ one o Twoim stosunku do filmu, lecz o filmie, do którego masz stosunek, i który to stosunek one WYRAŻAJĄ, nie zaś nim SĄ. Jako takie Są wypowiedziami rzeczowymi. Gdyby nie były dyskusja dotyczyłaby innej kwestii – Twoich wrażeń i nie byłaby dla mnie interesującą. Ani nie jestem kompetentny w sprawie Twoich wrażeń, ani mnie one interesują. Jednak takiego przedmiotu Twoje wypowiedzi, jak napisałem, nie mają. Będąc twierdzeniami o filmie mają one jednak ten brak, że każda z nich jest dyskusyjna, nieoczywista, a dla żadnej z nich nie przedstawiłeś opisu lub rozumowania, które wskazywałoby na własności filmu i pokazywało, że Twoja ocena filmu jest słuszna. Mówiąc prościej, przedstawiona do tej pory wypowiedź o filmie, mająca być uzasadnieniem niesprawiedliwej oceny nie spełnia zamierzonej przez Ciebie funkcji, sama bowiem składa się z bezpodstawnych ocen i nieuzasadnionych zdań. To nie jest dobra robota.
Również dalsza część Twojej wypowiedzi nie jest pomocna.
„W związku z tym po co ktoś robi taki film? Jak Wajda kręcił Ziemię Obiecaną, w końcu też ekranizację, to przecież dotykał samego sedna życia. Właśnie filmem, dotykał tego, co się dzieje ciągle w życiu każdego z nas. Użył książki aby pokazać to co dla niego było ważne, to co wiedział o życiu. Co takiego życiowego jest w Carterze? Nie ma. W takim razie możę jakieś nowe sceny, jakieś efekty specjalne. Kicha. No to chociaż aktorzy się wyżyli? A gdzie tam. Nic z tych rzeczy. No to po co ktoś taki film robi? „
Nic z tego co napisałeś nie pozwala uzasadnić twierdzenie o zależności „JC” od „A”. Ale przecież Ty już dokonałeś tu pewnego zabiegu – zmieniłeś sposób rozumienia sporu. Teraz chcesz wykazać, że film jest popłuczynami po Avatarze w zupełnie niestandardowym sensie, że ponieważ Avatar odniósł sukces finansowy, to jeżeli motywacja tworzenia filmu była wyłącznie finansowa, to motywacja ta została uwarunkowana właśnie świadomością producenta JC faksowego sukcesu finansowego. Niestety, to rozumowanie również zawiera liczne błędy. Po pierwsze, zakładając nawet, że jedynym motywem twórców filmu były pieniądze, to równie dobrze sukces kasowy dowolnego filmu mógłby uwarunkować pojawienie się chęci zrobienia filmu, nie tylko Awatar. Jeżeli zatem Awatar miałby zamiast innego filmu pełnić tę wyróżnioną rolę, to musiałbyś wykazać jego wyjątkowość, a to wymagałoby znów wykazania związków treściowych, co jak pokazałem, Ci się nie udało. Po drugie, niestety potrzebne założenie jest błędne, bowiem w proces tworzenia filmu uwikłanych jest wielu ludzi, a motywacje ludzkie są zazwyczaj złożone. Zazwyczaj twórca czegoś robi to dlatego, że podoba mu się projekt, przedmiot, zwłaszcza jeżeli praca trwa dłuższy czas. Nie wiem czy ty zajmujesz się jakąś twórczością, ja tak i przebywam wśród ludzi, którzy z twórczości zyją. I nawet Ci nieliczni, którzy deklarują, że robią coś wyłącznie dla pieniędzy, faktycznie kierują się wieloma innymi czynnikami. Oczywistym jest także, że jednym z ważnych czynników jest domniemanie, że film przyniesie sukces finansowy, w przypadku kina komercyjnego, rozrywkowego, a do takiego należy ten film, jest to warunek sine qua non. To jest w zasadzie banał, że producent, scenarzysta i aktorzy chcą zarobić. Niestety nie pozwala to uzasadnić tezy, że to jedyne czego chcą, ani też nie wyjaśnia dlaczego film ma takie a nie inne treści, dlaczego aktorzy tak a nie inaczej grają itd. Fakt, że ludzie chcą zarobić nie prowadzi też do wniosku, że chcą zarobić dziś dlatego, że wczoraj inni zarobili na Awatarze. Jak widzisz zatem – Twoje rozumowanie zawiera liczne błędy logiczne, które powyżej wskazałem szczegółowo i dokładnie, zaś użycie określenia „popłuczyny po Awatarze” nie zostało przez Ciebie uzasadnione, ani w sensie jaki przypisuje język polski temu zwrotowi, ani w sensie niestandardowym, jaki Ty próbujesz mu przypisać . Nie pokazałeś też, że film jest wtórny, gra aktorów słaba, wątek miłosny żałosny, intryga martwa. Nawet jednak ,gdybyś to pokazał, nic nie pomoże Ci to w argumentacji za sensownością określenia „popłuczyny. Więc drogi Florianie – konkluduję – zupełna klapa.
Odnośnie punktu b
„Opisuję czyjąś pracę za pomocą cuchnących terminów. To że ktoś się napracował (w ogóle w to wątpię, aby się napracowali, bo nic twórczego nie zrobili), nie jest wystarczającym powodem aby mieć do niego szacunek.”
No bracie, to pojechałeś na całego. Oczywiście, że nie masz racji. Podstawowy szacunek trzeba mieć dla każdego, niezależnie od jego pracy czy działań. Ale nie o takim szacunku tu mowa, a o szacunku za wykonana pracę. Jeżeli jest dobrze wykonana, to szacunek się należy. Ja uważam, że praca jest wykonana dobrze, choć film nie należy do moich ulubionych. Po prostu doceniam wysiłek twórców. Ty uważasz, że
„Precz z szacunkiem dla badziewia, nawet jesli w pocie czoła to badziewie było tworzone.”
W tym miejscu nie będę argumentował, bo różnica nie leży (wyłącznie) w poznaniu, a postawach jakie zajmujemy wobec innych ludzi i moje argumenty nic by nie zmieniły. Sam musisz dojrzeć jak należy ludzi traktować. Tego się nie da nauczyć czy przekazać za pomocą komunikatów.
„Mówimy wszak o dorosłych ludziach, którzy wcale nie chcieli pokazać nic oryginalnego, tylko odciąć kupon od pomysłu Camerona. U Camerona widziałem mnóstwo oryginalnych rzeczy. Tutaj dwie góra (tak naprawdę pamiętam jedną, ale drugą daję na zapas :-)”
Odwoływanie się znów do ich rzekomej motywacji finansowej znów nie wystarczyłoby do pokazania, że się nie napracowali i że nie zasługują na szacunek z tego powodu. Można się ciężko napracować, aby otrzymać za to sowita zapłatę i zasługiwać na szacunek. Zatem znów mieszasz aspekty. Tym, co tu istotne jest jakość ich pracy, Ty uważasz, że zasługują na naganę za „badziewie”, ja właśnie uważam, że nie masz racji i że zastosowanie tego określenia do filmu jako wytworu pracy jego twórców jest niesprawiedliwie i niezasadne. Porównanie filmu z produkcją broni masowego rażenia jest chybione i znów miesza aspekty. Czym innym jest aspekt dobrze wykonanej pracy, czym innym ocena moralna używania czy produkcji takiej broni. Możesz argumentować, że nie powinno się produkować działających oraz nie działających poprawnie bomb atomowych, nie pozwoli Ci to jednak uzasadnić twierdzenia, że nie należy doceniać umiejętności skonstruowania takiego urządzenia, jeżeli ktoś ją posiada.
Konkluduję: co do obrony na zarzut z punktu b – tak samo, jest zupełnie nieudana i nieprzekonująca.
Cóż, tak jak napisałem wyżej. Każdy z nas swoje przedstawił, widzię, że wszelkie moje myśli całkiem okazują sie bezużyteczne dla Ciebie i zupełnie pozbawione sensu. No i tak bywa. Dlatego proponuję aby przerzucić się na rozmowę o filmie, bo na razie ja wprowadzam treści, a Ty się do nich odnosisz. Fajnie gdybyś Ty trochę treści wprowadził i powiedział co jest takiego fascynującego w tym filmie (bo na razie, jak mi się wydaje, powodem dla którego uważasz film za "dobry" jest Twoja nostalgia do powieści").
adC. Tak naprawdę uważam, że głównym motywem powstanai tego filmu jest zarbienie kasy. Tak jak głupie seriale ze śmiechem z konserwy, tworzenie kolejnych częśći jakiegoś filmu itp. Ci ludzie, którzy robili JOhna Cartera nie mieli nic do powiedzenia. Nie zrobili nic oryginalnego. Użyli książki sprzed 100 lat, bo im to pasowało do planu (Odetnijmy kupony od popularnośći Avatara). Takie jest moje zdanie.
d. Czy średniej jakości język? Może i tak. Ale i to ma swoj cel. Ty trochę tak jakbyś na koturnach chodził. Kultura, dobre wychowanie kontra obrzydliwa kupa, gniot. No naprawdę przedstawiasz się jako dumny smakosz, który żachnął się, bo zacuchnęło mu z ekranu. Oburzasz się na soczysty język, pragniesz wysublimowanych sformułowań. A ja lubię stawać okoniem i robić coś na przekór. To o wile bardziej twórcze niż wpisywać się w nudne udawanie że trzeba chodzić na paluszkach. Lubię być antagonistą, a Twoje domaganie się kulturalnych wyrażeń jest formą autoprezentacji - zakładasz taką maskę kultury, która pozwala CI czuć się lepszym od innych. A ja kij w mrowisko, nie dam się okiwać tą iluzją. Błędy robisz jak każdy i srasz raz dziennie. Nie udawaj, że nie. Czy trzeba o tym pisać? Oczywiście że nie trzeba, pod warunkiem, że ktoś swój wizerunek tworzy taki, jakby w ogóle jego bąki fiołkami pachniały albo gwiezdnym pyłem.
E. Czy obdarzyłem Cię epitetami? No bądź uczciwy! Ty zacząłeś. Zaproponowałeś pewną formę konwersacji, ad personam. Nie wyłgasz się od tego. No a potem marudzisz, że natrafiasz na chamstwo. Zagrałem w grę, którą Ty rozpocząłeś. Celowo i świadomie :-) Tutaj wręcz odczuwam misję naprawiania świata - bo naprawdę widzę jakąś porcję hipokryzji w Twoich postach. Atakujesz mnie pierwszy, a oburzony jesteś że ja odpowiadam wg reguł narzuconyhc przez CIebie. Twoja akcja wywołuje reakcję, a ty zdziwiony. Albo naprawdę nie rozumiesz co robisz, albo kiwasz, faulujesz, aby potem mieć powód dla swego świętego oburzenia. Ja nie lubię podwójnych standardów. "Zwierzak" był celowy. Śmiałem się jak to pisałem. Wiedziałem że Cię to ruszy, bo taką wysublimowaną maskę zakładasz, oczekujesz, że wobec ciebie to "bułkę przez bibułkę", że wysoka kultura i w ogóle. Brodę podnosisz, a tu ktoś zwierzakiem Cię nazywa. No mnie się podoba to zagranie. Życia dodaje, jak bym był bardzije chamski, to bym napisał, żebyś nie był taki świętojebliwy. No ale moim celem nie było Ciebie obrazić. Moim celem było zedrzeć maskę, świat poruszyć, życia dodać temu górnemu wyrażaniu się, temu traktowaniu innych z góry. Ja gorszy od Ciebie nie jestem, ale ty świadomie czy nieświadomie taki ton dyskusji uruchamiasz. A ja pragnę sprawiedliwości, nie lubię gdy ktoś uważa się za lepszego. Ludzie są równi. No nie wiem czy to widzisz. Zwierzak miał pokazać wielkie NIE Twojemu wymaganiu aby traktować ciebie jako kogoś lepszego, duchową, eteryczną, kulturalną, wypraną z namiętności istotę. Po co Ci taka maska? Ja wiem po co, domyślam się :-)
W punkcie d. ostatnie zdanie niezrozumiałe, bo miało brzmieć tak: Oczywiście, żę nie trzeba, chyba że ktoś przedstawia swój wizerunek tak, jakby...
I czekam z płonącymi uszami na Twoją odpowiedź.
Użycie przez Ciebie Terminu "zwierzak", wbrew temu co sądzisz, nie zrobiło na mnie wrażenia, nie dotknęło mnie. Po prostu zwróciłem Ci uwagę, że jest obraźliwe. Czyli ze nie powinno się tak pisać. Widzisz, mnie poruszają trafne uwagi rzeczowe o filmie, nie epitety pod moim adresem. Choćby ktoś nie wiem jakich bluzgnięć używał pod moim adresem, nie zrobi to na mnie wrażenia, za to gdy ktoś trafnie, ze znawstwem opisze film, lub to czego dotyczy, czy zanalizuje sprawę, to wywoła we mnie podziw i docenienie. Ty cenisz to co nazywasz wprowadzaniem życia do maski, a co ja po prostu uważam za brak profesjonalizmu i umiejętności rozmowy, ja zaś za życie uważam umiejętność realizacji rozumnego działania i ową realizacje samą.
Znów zamiast poznać, wczytujesz swoje myśli w drugiego. Za mało (?) doświadczenia masz, z tego chyba (?) bierze się łatwość Twoich interpretacji. Nie gniewaj się, że Cię punktuję. Jak zauważyłeś - to rozmowa, działalność intelektualna, dyscyplina dla zawodników wagi ciężkiej, twardzielek i twardzieli, którzy potrafią profesjonalnie oceniać rzetelność i trafność walki słownej w grze, która się nazywa - opisać i zrozumieć. Wiedzieć i umieć. :p
Czy określenie "zwierzak" (a ściślej "zwierzaczek") jest obraźliwe, czy nie? No dla jednych jest a dla innych nie jest. Tu jakaś dziwna sytuacja się pojawia - tak jakby pomylenie subiektywnego i obiektywnego stosunku do czegoś. Zdaje się, że przypisujesz sobie moc opisywania co jest czym, definiowania pojęć itp. Termin zierzak (zwierzaczek) nie zrobił na Tobie wrażenia, ale jest obraźliwy (rozumiem, że to wyrażenie nie wg Ciebie jest obraźliwe w odniesieniu do ciebie, ale W OGÓLE jest obraźliwe - w odniesieniu do każdego, czy też w odniesieniu do kontekstu w jakim zostało użyte). Cóż ja uważam że obraźliwe w ogóle nie jest, w kontekście, jakim zostało użyte również nie jest obraźliwe. Trzeba by tu jakąś ankietę zrobić i zliczyć ile osob uważa wyrażenie "co zwierzaczku" za obraźliwe. No tak czy inaczje okazę się że dla jednych jest dla innych nie jest. Dla Ciebie jest. Ale skąd przekonanie, że jak dla Ciebie jest, to "w ogóle", "obiektywnie" jest. Jesli zaś zgodzimy się, decyduje osbisty, subiektywny stosunek (a pewnie się z tym nie zgodzisz), to jak możliwe jest połąćzenie "mnie nie obraziło to, ale jest obraźliwe". Ja podtrzymuję - nie mam zamiaru Cię obrazić. Inny punkt widzenia mam zamiar przedstawić. To jakoś do Ciebie zdaje się nie przemawia, nie wierzysz mi. Zgadłem?
Jak czytam Twoje posty, to też odnoszę takie wrażenie jak z tym "zwierzakiem" - często przypisujesz sobie znajomość "obiektywnych" treści. Obiektywne treści istnieją tylko w pamięciach komputerów i w książkach. Nie w umysłach, że tak przywołam słynnego filozofa.
Ach i jeszcze jedno: biorąc pod uwagę całą naszą konwersację (dla mnie b interesujacą), pokusiłbym się na stworzenie Twojego portretu psychologicznego. Nie byłby zbyt długi, ale chyba znalazłem coś fajnego (przynajmniej dla mnie). Jak chcesz, wystawię się na strzał i zaryzykuję, żebyś mógł po mnie pojeździć i ponabijać się jak to wróżę z fusów :-)
Dawaj dawaj, jeszcze napisz jaka jest funkcja tej maski. Z przyjemnością odpiszę Ci na całość, w wolnej chwili dzisiaj lub w nocy.
No aby zrobić taki szkic trzeba zacząć od zebrania faktów, które są w miarę pewne, zinterpretować je, a potem połączyć je w całość i stworzyć ogólne hipotezy co do funkcjonowania osoby. Na końcu jakieś przewidywania, wnioski.
Fakty i interpretacje.
1. Jak widzisz błąd, nie puszczasz tego płazem. Interpretacja: Kusi Cię aby to naprostować. To jest agresywne (bez pejoratywnego zabarwienia) po prostu forma agresji. Agresja często ujawnia się w krytykowaniu, znajdywaniu błędów, wad itp. Jesteś agresywny.
2. Pierwszy odruch jaki się u Ciebie pojawia gdy widzisz błąd, to jest zakamuflowany atak. (Niestety nie wiem, czy to jest regułą, czy pojawiło się tylko tutaj jednorazowo, ale to najprawdopodobniej spontaniczna, niezaplanowana reakcja, a więc chyba wynikająca z jakiejś trwalej cechy osobowości.) Interpretacja: W Twoim umyśle tworzy się negatywne wyobrażenie o osobie, która wg Ciebie popełnia błąd. Nie oszczędzasz jej w swoich myślach. Mógłbyś myśleć: „Nauczę czegoś gościa, widać, nie czytał fajnej książki, ucieszy się, jak mu ją podpowiem”, a myślisz „Kompromitacja, mam do czynienia z prymitywem, oczywiście nic się nie nauczy, ale powiem co mam do powiedzenia, bo błędy trzeba piętnować”. Ten negatywny obraz rozmówcy jest również odruchową agresją w relacji z drugą osobą, która postępuje wbrew regułom, które uważasz za podstawowe lub popełnia błędy czy robi coś złego.
3. Twoje rozmowy z ludźmi na FW kończą się często wyzywaniem Ciebie. (Tu nafantazjuję: te wszystkie rozmowy były z facetami, nie z kobietami.) I wtedy odwracasz się plecami, odchodzisz. Interpretacja: Wiele osób odbiera twoje wypowiedzi jako uszczypliwe, agresywne, personalne, wredne. Zdaje się, że nie zdajesz sobie z tego sprawy. To znaczy, że krytyka jest typowym, częstym zachowaniem w Twoim wydaniu. Jesteś zaskoczony reakcjami innych, co oznacza, że możesz sobie nie zdawać sprawy z agresywności swojego stylu kontaktu. Agresja wymknęła Ci się spod kontroli, przybiera formy, z których nie zdajesz sobie sprawy.
4. Twoje wypowiedzi w naszej konwersacji są coraz dłuższe. Odnosisz się do wszystkich (bardzo wielu) szczegółów i te wypowiedzi można ująć lapidarnie w formę: „To co robię ma swoje racje, to co ty robisz jest pozbawione dobrych racji”. Interpretacja: kręci cię rywalizacja, lubisz rywalizować. To jest też forma zaawansowanej agresji, w stosunku do bardziej prymitywnych form np. niszczenia czy sadyzmu. Starasz się jednak zracjonalizować swój rywalizacyjny napęd i twierdzisz, że to po prostu racjonalne reakcje na oczywistą sytuację.
5. Dobierasz słowa, znasz wiele słów, czytasz książki, umiesz dyskutować. Przedstawiasz siebie, jako człowieka kulturalnego, obytego, oczytanego. To znaczy, zależy Ci na tym, aby tak być spostrzeganym. Interpretacja: Masz wyższe wykształcenie. 30-40 może 50 lat? Tłumisz swoją agresję, nie lubisz być agresywny wprost. Dlatego agresja przybiera formę wysublimowaną, jest „nie wprost”, masz hamulce na swoich zachowaniach agresywnych, nie lubisz być agresywny. Energia agresji idzie na co dzień wiec nie w ataki i następującą potem ulgę, ale napędza bardziej złożone zachowania – np. dążenie do bycia lepszym, dążenie do pokazania swojej wyższości, wyłapania błędów, ambicje, osiągnięcia.
6. Pojawiły się w Twoich wypowiedziach elementy sarkazmu, kpiny, może nawet cynizmu. Interpretacja: dobry intelekt, agresja przyjmuje formy intelektualne. Dopóki napięcie psychiczne nie jest silne, intelekt działa dobrze. Unikasz silniejszych emocji. Ale możesz mieć poczucie niedosytu w relacjach z ludźmi, niepełnego kontaktu, sztuczności, braku swobody, luzu. Uważasz, że musisz się pilnować z ludźmi, trzymać kontrolę.
7. Gdy dochodzi do ataku osobistego na Ciebie starasz się wycofać, zrywasz kontakt („przerywam tę dyskusję”). Interpretacja: Jak się złościsz na kogoś, masz poczucie winy, które skłania Cię do obronnego obwiniania drugiej strony o to, że się na nią złościsz. Boisz się też, że jeśli się na kogoś wkurzysz, to ta osoba Cię opuści. Sądzisz, że aby być akceptowanym i nie stracić bliskich ludzi, nie możesz się na nich złościć, musisz być grzeczny.
Podsumowanie, ogólny obraz: W twojej osobowości występuje konflikt w obszarze agresji. Agresja jest tłumiona i hamowana. Jesteś agresywny, a jednocześnie boisz się swojej agresji i nie lubisz jej. Boisz się, że możesz zrobić komuś krzywdę, więc starasz się być delikatny. Nie chcesz być agresywny. No ale jesteś. Te dwie sprzeczne siły napędzają u Ciebie dążenie do wykształcenia, poczucie wyższości, intelektualizm, racjonalizacje, ambicje. Nie dają Ci jednak spokoju i trudno Ci w relacjach z ludźmi zaznać pełnego satysfakcjonującego, intymnego kontaktu. Źle reagujesz na konflikt, trudno Ci w nim być. W takich sytuacjach wyobrażenie o człowieku, z którym się konfliktujesz ulega szybkiej erozji, staje się coraz gorsze i skłania cię do izolowania się od tej osoby.
Gdy agresywne formy kontaktu przybierają na sile, odchodzisz, zrywasz kontakt. Sądzę, że boisz się swojej agresji i unikasz jej między innymi dlatego, że zdaje Ci się, że jeśli będziesz agresywny, twoja złość odepchnie od Ciebie bliskich i zostaniesz sam. Nie potrafisz się konfliktować z innymi, utrzymując jednocześnie w umyśle ich pozytywny obraz.
Główną formą agresji, która się u Ciebie przejawia (w relacjach z facetami?) jest rywalizacja intelektualna. Bardzo dojrzała forma agresywności, świadcząca o dojrzałej osobie, jesteś dojrzały.
Pojawia się w tym miejscu bardziej ogólne pytanie o stosunek do popędowości i emocjonalności. Czy mechanizmy związane z agresywnością, funkcjonują również w odniesieniu do innych popędów? Ciekawe jest jak jesz, czy masz frajdę z seksu, czy na tych popędach również nałożone są hamulce, które zmuszają do wyrażania sił witalnych w innych formach niż pierwotnej. No to pytanie, na które niestety nie ma dość materiału aby stawiać sensowne hipotezy. Jeśli tu też są konflikty, to prawdopodobnie zajmujesz się jakaś formą twórczości – np. pisaniem.
Przewidywania. Jesteś jedynakiem lub jesteś najmłodszym bratem. W szkole podstawowej byłeś nieśmiałym chłopcem, dobrze się uczyłeś. Późno miałeś pierwszą dziewczynę. Zastanawiam się nad Twoim stosunkiem do sportu. Możesz być wielkim fanem sportu, bo to jest rywalizacja ale bardziej skłonny jestem stawiać, że nie lubisz sportu, uważasz go za prymitywny. Zwłaszcza takie sporty, w których dochodzi do wyraźnej agresji (np. boks. MAM, może nawet lekkoatletyka). Bardziej lubisz sporty, w których rywalizacja jest wysublimowana i wymaga złożonych umiejętności – żeglarstwo, szachy, biznes (jeśli nazwać to sportem :- ). Interesujesz się rynkami kapitałowymi lub nauką. Dbasz o utrzymanie swojego umysłu w dobrej formie. Gorzej z ciałem, o nie nie dbasz. W relacjach z bliskimi (np. partnerką, żoną), nie doświadczasz pełnej akceptacji, czujesz niedosyt. Dobrze czujesz się w pracy, oficjalnych uregulowanych relacjach i praca dobrze Ci wychodzi.
Cóż miało być krótko, ale się nie udało :- ) Nie wiem czy funkcja maski jasno tu przedstawiona. Chyba nie bardzo. No ale to najwyżej na następny post.
Dobrze. Odpowiem Ci dzisiaj na wypowiedzi związane z filmem, a do psychologicznych analiz odniosę się jak już pojawi się ta maska, bo prawdę mówiąc to byłem ciekaw co tam wymyśliłeś pod tym hasłem, a tutaj cały portret na kilkanaście punktów mi strzeliłeś i to za darmo.
Teraz muszę się przyznać. Zawstydziłeś mnie tym wpisem. Byłem zaciekawiony co tam wymyśliłeś pod tą maską, którą rzekomo zakładam oczekując, że ludzie będą pisali na poziomie, grzecznie, dorzecznie, logicznie i w zgodzie z faktami. Ciekaw byłem w jaki sposób kolejny raz zamiast prowadzić dyskusję zgodnie z wymogami fachu skierujesz ją na boczny, nierzeczowy temat. Sądziłem też, że obdarzysz mnie kilkoma dodatkowymi epitetami. Niestety ciekawiący mnie wątek funkcjonalnego wyjaśnienia moich wymagań w stosunku do dyskusji się nie pojawił. Za to pojawił się długi wpis na temat moich domniemanych przez Ciebie cech psychicznych i nawet chciałbyś porozmawiać sobie o moim stosunku do seksu. Wybacz, ale ta zabawa wraz z Twoim ostatnim wpisem stała się dla mnie niesmaczna. Widzę, że bardzo interesują Cię próby psychologicznego interpretowania ludzi, co samo w sobie jest dopuszczalne, a nawet interesujące i wartościowe. Choć nie miejsce na to na portalu poświęconym dyskusjom o filmach a nie o użytkownikach FW. Jednak nawet gdy dokonuje się psychologicznej interpretacji czyichś zachowań trzeba to umieć robić ze smakiem, z nazwijmy to,etyczną wrażliwością co mi wolno a czego nie, wreszcie , trzeba to umieć zrobić porządnie. i znów, porządnie znaczy wedle określonej metody prowadzącej do rzetelnych rezultatów. A częścią tej metody jest trzymanie się faktów, które polega miedzy innymi na takiej zasadzie, ze nie można sobie wymyślać czego się chce, lecz należy mówić to,do czego znajomość faktów daje nam prawo. Nie będę oczywiście komentował Twoich rozumowań o mnie, bo to jest kwestia smaku oraz mojego braku zainteresowania publiczną dyskusją o mnie.
Muszę Cię jednak zmartwić co do rzetelności Twoich wniosków - wszystkie Twoje twierdzenia o mnie z wyjątkiem trzech okazały się chybione. A te trafne, to banały pasujące do mnóstwa ludzi. Zwłaszcza to co piszesz o sporcie, agresji, czy relacji z innymi ludźmi. W połączeniu z widomym nieumiejętnym stosowaniu takich terminów naukowych jak termin "przewidywania" pozwala mi sądzić, że jesteś młodym mężczyzną, który albo interesuje się psychologią amatorsko albo jeżeli studiujesz psychologię, to dopiero zacząłeś studiowanie i nie przekroczyłeś poziomu licencjatu. Tym co trafne w Twoim opisie są następujące twierdzenia, mam powyżej 40 lat, jestem wykształcony i czytam, dyskusję traktuję jako (również) rywalizację. Jednak w innym sensie niż domniemujesz. Nie chodzi mi bowiem o wykazanie się przed innymi, to bowiem zostawiłem za sobą już kilkanaście lat temu. Otóż uważam że bycie człowiekiem spełnia się właśnie w tym co robi,w dobrym wykonywaniu swojej pracy. Podziwiam zatem Tych, którzy potrafią pisać i myśleć trafnie, zasadnie, rzetelnie, przedstawić swoje stanowisko zmienić moje. przekonać mnie do swoich racji. Ja ze swej strony staram się to zrobić w stosunku do nich. Gdy widzę błąd, a temat mnie interesuje, to na błąd wskazuję. Gdy widzę, że ktoś świetnie opisał sprawę, podziwiam i gratuluję. Wytykanie błędów nie ma nic wspólnego u mnie i u większości ludzi znających fach dyskusji i dociekań, z agresją, świadomą czy nieświadomą, lecz właśnie z troską o artyzm myślenia i mówienia. Ten jest bowiem wyznacznikiem naszej wielkości i specyfiki człowieka w podejściu do świata. Jedynym z wielu oczywiście. Stać nas na kulturę, stać nas na sztukę, jesteśmy zdolni do tego, aby sprawiedliwie oceniać czyjąś pracę, zgodnie z wiedzą i standardami, nie zaś kierując się uprzedzeniami, niechęcią, widzimisiowstwem, czy po prostu postawami krytykanctwa i zarozumialstwa. I gdy napotykam czasem coś co mi takie postawy przypomina,to punktuję. Mam do tego prawo, jako uczestnik rozmowy publicznej potrafię to robić. Nie znaczy, że jestem nieomylny lub za takiego się uważam. Ale tak samo jak uzasadniam swoje stanowisko,to oczekuję od drugiej osoby uzasadnienia swojego, bez względu czy będzie to analiza przedmiotu (np. filmu), wypowiedzi o przedmiocie (komentarz na forum) czy własności mentalne jak ignorancja lub wiedza, będące podstawą takiej czy innej, wartościowej lub nie, wypowiedzi. Rozumiesz?
Konkludując, życzę Ci wszystkiego dobrego w doskonaleniu umiejętności i warsztatu pojęciowego psychologa, lecz uwierz, że na razie jest jeszcze dużo do zrobienia. No i ta kwestia smaku, nie gniewaj się - wyraźnie nie chwytasz gdzie są granice dobrego.
Ja wiem, że przekroczyłem granice. No ale najpierw pytałem, o pozwolenie, a Ty się na to zgodziłeś.
Tylko, że faktycznie cały ten wątek jest obok tematu. Ja dwa słowa powiedziałem na temat tego, co mi się w tym filmie nie podoba. Ale chętnie bym się dowiedział, co też takiego każe człowiekowi takiemu jak Ty dawać 7 punktów filmowi, który jest moim zdaniem wręcz żenująco słaby, Weźmy kilka przykłądów:
1. Córka wodz Tarków - ten wątek jest tak przewidywalny i ckliwy, że aż zęby bolą.
2. Miłoć Cartera i Księżniczki - co tu jest zaskakującego? Miliony razy opowiedziana historia o mezaliansie. Przecież ta historia znowu jest tak prosta i przewidywalna, że aż prostacka. Zmieniają się tyko kostiumy w stosunku do pierwszej lepszej historii z Harlequina.
3. Walka na Arenie jest podróbką z Gwiezdnych Wojen tak wyarźną, że pewnie można by się spierać o prawa autorskie. Pokonanie potwora, które naście lat temu już można było oglądać w Wodnym Świecie a niedawno w Boewulf.
4. Carter zosaje przez Tarków traktowany jako Zbawiciel w sposób zupełnie nieuzasadniony - "Bo tak go potraktowali". NO LITOŚCI! Ja jestem badziej wymagającym widzem, jak jakieś plemię traktuje po tysiącu lat egzystencji jakiegoś obcego przybysza jak Boga, to ja domagam się jakiegoś uzasaadnienia tego faktu. Przecież tu jest całe pole do popisu dla fantazji, metafor itp. Mnie nie wystarcza prostackie: "Bo tak, bo Carter wysoko skacze".
Potem te wahnięcia kariery Cartera u Tarków, przecież naprawę wszystko to grubymi nićmi szyte, byle czymkolwiek zaskoczyć, a najlepije łamiąc elementarną logikę czy zdrowy rozsądek.
5. Genialna księżniczka o krok od odkrycia źródła niesamowitej energii zrbiona w konia przez wyciągnięcie wtyczki swojej maszyny z gniazdka. Litości!
6. Największym grzechem tego filmu jest zmarnowanie szans. Wyjście poza naszą planetę daje nieograniczone pole dla wyobraźni. Jak to wykorzystali autorzy filmu? W ŻADEN SPOSOB! Ta nowa planeta jest repliką Ziemi, jej relacji, potrzeb, celów itp. Żeby to choć bylo jakoś z nowej perspektywy ujęte. Ale nie, to zwykła kalka. U Camerona przynajmniej była jakaś nowa roślinność (tak naprawdę przeniesiona ze świata podwodnego, którym Cameron się interesuje). No a co tu jest oryginalnego na poziomie wizualnym relacji między bohaterami lub jakiejś intrygi? Nie dali raty, po prostu nie dali rady nic wymyślić. Ja rozumiem gdyby mieli jakieś ograniczenia - ale mieli nową planetę do zasiedlenia, olbrzymi budżet, wszystko na marne. Okazało się żę jak mają warunki do wymyślenia czegoś orygilanego, to ich umzsł zwiądł! To jest największy grzech tego filmu i pokauje z jakim kalibrem twórców mamy do czynienia.
Jedyny godny uwagi i budzący jakieś zainteresowanie wątek relacji między Carterem a jego siostrzeńcem, w miarę dobrze zagranym przez młodego aktora. Tylko że nawet ten podstęp, który ma zwabić owego ZAŚWIATOWCA do grobowca Cartera jest tak prymitywny, że dzieco wiedziałoby że tu jest jajkiś podstęp. Nie no mnie aż brzuch boli jak mam tłumaczyć jakie to jest głupie, że genialny przedstawiciel rasy, która sprawuje pieczę nad całą galaktyką nie zorientował się przez kilkadziesiąt (sic!!!) śledzenia Cartera, że on tak naprawdę zastawia pułapkę na to aby zdobyć ten amulet przejścia. Proszę, litości!
Ja ten fim mam na płytce w domu, kupiłem go sobie, właśnie kierując się przekonaniem: nowa planeta, nieograniczona fantazja. Po pół godzinie oglądania mnie brzuch zaczął boleć od tych parszywych, przewidywalnych dialogów, tej intrygi, którą daje się rozszyfrować na godzinę do przodu, tego wszechogarniającego banalu. Przyznaję są gorsze filmy. No ale te gorsze filmy nie mają aspiracji, a tutaj są pretensje do kina robionego z rozmachem, tymczasem jest jedna wielka porażka. Ten film mogliby jako torturę pokazywać Hannibalowi Lecterowi w podziemiach więzienia zamiast programow religijnych, którymi go tam męczono.
Prosze napisz mi co Ciebie w tym filmie urzekło, otwórzy mi oczy na coś czgeo nie widziałem. Bardzo prosze, moze ja ślepy jestem, może nie widzę jakiejś głębi w tym filmie. W końcu dałeś mu 7 punktów ("Dobry"). ZA CO? Na miłość boską?
Florianie, nigdzie nie napisałem, że mnie film urzekł. Gdy uważnie się przyglądniesz moim wypowiedziom, to zobaczysz, że nie broniłem tezy, że jest wspaniały, lecz że nie jest "gniotem"/ Uważam film za dobrą przygodówkę, z elementami s-f. Przyjemnie mi się film oglądało, nie zajmowałem się w trakcie analizą i przewidywaniem następnych scen, nie miałem w związku z tym przykrego uczucia, ze trafnie przewidziałem. Film obejrzałem dwa razy i jeszcze nie raz do niego wrócę, gdy będę chciał się zrelaksować. A gdy będę szukał czegoś głębszego, jakowyś przemyśleń, to zwrócę się do filmów z innego gatunku, najlepiej się do tego nadają dobre dramaty. Dobrze na Twoje wpisy odpowiada wpis do którego link załączam, choć zapewne nie o taką odpowiedź Ci chodzi. Pozdrawiam miło.
http://www.filmweb.pl/film/John+Carter-2012-124382/discussion/.....powrót+do+mło dzieńczych+lat....,1981293
No po takiej odpowiedzi, to suma sumarum niewiele z tej naszej dyskusji wynikło :-)
Robert, nie stać Cię na więcej? To jest merytoryczna dyskusja w Twoim wydaniu: "Film mi się podobał, fajnie mi się go oglądało"? Jak wykazujesz mi brak logiki, sensu, wiedzy, kompetencji, to piszesz sążniste posty, które czyta się równie długo jak je piszesz, gdy dowodzisz, że twoje ataki, to nie są ataki i komentujesz moje wypowiedzi, to akapit po akapicie, piszesz tasiemce, a jak coś od siebie na temat filmu, to "podobał mi się? Wzbudził nostalgię..." i proteza z linku wypowiedzi kogoś innego? Ej, chyba stać Cię na więcej...
widzę panowie się deczko pounosili, ja napiszę krótko, przyjemnie się ogląda i ogólnie spoko może być, są filmy dużo gorsze 6/10 :P :>
Nie zgodzę się, że "panowie się deczko pounosili". Prawdą jest, że kilkakrotnie się uniosłem, lecz samodzielnie. Było to za każdym razem, gdy wstawałem od komputera. A potem znów osiadłem, na krzesełku. :)
Zgadzam się, film przyjemny, nic wielkiego lecz przyzwoita ekranizacja starych powieści, które ćwierć wieku temu dały mi sporo emocji.
"Fuj, jak można zrobić takie badziewie, za taką kasę?" to definitywnie pasuje do Awatara który był przewidywalny i zrypany Pocahontas i 10.000 BC
Tak w ogóle, czy Avatar do cholery stał się pierwszym filmem o obcych cywilizacjach? Kurde, teraz to tym dzieciom nie ma co puszczać bo powiedzą 'popłuczyny po awatarze' . Czy moje dzieci będą usatysfakcjonowane serią "Obcy"?