Ten film Almodovara to nie jest szczyt sztuki reżyserskiej. Pewne zwroty akcji są nie do końca racjonalnie uzasadnione i zrozumiałe dla widza, ale ja filmy Almodovara po prostu oglądam i chłonę takimi jakie są. Ich niepowtarzalny kllimat jest wciągający i darowuję mu swego rodzaju banalność czy uproszczenia. Ten film mówi o cierpieniu i o odkupieniu, ale w wątkach pobocznych reżyser przemyca coś jeszcze, coś co zyskuje miano prawd uniwersalnych, które nie są poddawane ocenie, potępieniu etc. Pierwszą z nich jest kobieta przedstawiona jako istota cierpiąca. Kobieta u Almodovara jest osadzona w centralnym punkcie obrazu a w złożoność jej natury wpisuje się ból, smutek i samotność. Kobieta dźwiga ciężar swojego cierpienia cierpliwie , wydaje się być z tym pogodzona. Mężczyźni z kolei, to istoty niezdolne do samotnego życia. Częścią ich natury jest bycie blisko kobiety, a jeżeli nie dostają tego od jednej idą do następnej. I wydaje się to być u Almodovara naturalna koleją rzeczy. Zdrada nie zostaje tu potępiona, nie znajduje jednego winowajcy, a kilku i wina rozłożona jest równomiernie. Inna prawda płynąca z ekranu to solidarność kobiet i niezwykła siła ich relacji. Julieta pozostała przyjaciółką kobiety, która była kochanką jej mężczyzny, kobietą przez, którą straciła ukochanego mężczyznę na zawsze. ALmodovar chciał tez pokazać, że bycie blisko nie wystarczy by wszystko dostrzec. Almodovar pokazuje to przez pryzmat Juliety, która sporo przeoczyła jako matka, partnerka czy córka. Na koniec reżyser jednak uspokaja. Po długim cierpieniu przychodzi ulga i ukojenie, a historia lubi zataczać koło.