ekspresowo urządza uproszczony "pogrzeb" (rozsypanie prochów) ojcu swojej córki i dopiero potem powiadamia córkę przebywającą na obozie letnim. Przecież w życiu tak nie bywa.
W Pirenejach córka niby odnajduje wiarę, lecz to odnalezienie wiary prowadzi do wykreślenia z dalszego życia wszelkich związków z matką. Toż jedynie najbardziej toksyczne sekty tak właśnie antyrodzicielsko indoktrynują swoich podopiecznych!
Ekspresowe działania bohaterki, takie jak szybki "pogrzeb" czy nietypowy sposób powiadomienia córki, są wyrazem jej rozpaczliwego stanu emocjonalnego, zagubienia i samotności, a nie próbą realistycznego odtworzenia rodzinnego dramatu. Film nie opisuje rzeczywistości w sposób dokumentalny.
No to widocznie przyjaciółka Ava także była w podobnym stanie i nie skorygowała działań Juliety dozą zastanowienia i pomyślunku. Albowiem spopielenia i rozsypania prochów dokonały przecież we dwie. Gdyby to nie był Almodóvar, to bym powiedział, że oglądałem kicz. A tak, to powiem jedynie, że oglądałem Almodóvara.