Dawno mnie nie było, ale wracam z najnowszą częścią z serii ,,Jurasic" - ,,Upadłe Królestwo".

Kiedy uśpiony wulkan budzi się do życia, Owen I Claire podejmują próbę ocalenia zagrożonych dinozaurów.

W najnowszej części filmu o dinozaurach powracają aktorzy dobrze znani z ,,Jurassic World" z 2015, Chris Pratt jako Owen I Bryce Dallas Howard jako Claire. Uważam, że Pratt zagrał troszeczke gorzej. Był za poważny, przyjmując go za człowieka, który w poprzedniej części bardziej rozbawił widzów, a Dallas Howard zagrała troszeczke lepiej. Nie była już taka przemądrzała I zdawała sobie sprawę z obecnej sytuacji. Jednakże mamy też nowych bohaterów czyli Justina Smitha, Rafe'a Spalla czy Toby Jonesa. Jednak mamy wisienke na torcie czyli aktora, który grał w dwóch pierwszych częściach Parku Jurajskiego, Jeffa Goldbluma. Dobrze zagrał swoją rolę, aczkolwiek troszeczke za mało było go na ekranie.

Oczywiście w filmie musiały być zwroty akcji czy nawet elementy kina grozy, co reżyserowi całego projektu, J.A.Bayonie naprawdę się udało. Podobała mi się konstrukcja filmu, jednak narracja została poprowadzona gorzej od samego filmu, a scenariusz był też nie najlepszy.

Absolutnie całe te kino przygodowe czy grozy przyćmieniło nieudane w filmie momenty i naprawdę można było się świetnie bawić na tym filmie.

Jestem ciekawy jak poprowadzą ,,Jurassic World" dalej, ponieważ w ,,Upadłe Królestwo" nie poznaliśmy za dobrze bohaterów (oprócz znanych z pierwszej części) I wszystko zaczęło się walić na prawie samym początku, a w pozostałych filmach o dinozaurach, mogliśmy lepiej poznać nowych lub starych bohaterów, a dopiero potem zaczęło się wszystko walić.

Miłym też zaskoczeniem były elementy, które uwidoczniły Spielberga na tym filmie, czyli cienie groźnych dinozaurów I jeszcze wiele innych.

Jak dla mnie, jest to 10 na 10 bo naprawdę na ,,Jurassic World: Upadłe Królestwo" można się doskonale bawić, po mimo drobnych niedociągnięć.