czegos nie rozumiem. wydac kase na bilet do kina, na film o czlowieku ktorego sie nie lubi, zmarnowac 1,5h na seans, patrzac na jego rozwijajaca sie kariere. wszystko po to zeby pokrzyczec jakie to "beztalencie" itp. i w trakcie filmu poobrazac ludzi ktorzy poszli do kina odczuc dzwiekowy efekt filmu bo np lubia kazdego rodzaju muzyke wartą uwagi albo po prostu go lubia, lubia jego muzyke, niewazne..
moze ktos mi wytlumaczy:) co to daje? czlowiek czuje sie wtedy usatysfakcjonowany? podnosi swoja wartosc?
wczoraj zapomnialam wspomniec o najwazniejszym.
podobnie jak w recenzji ktora gdzies przeczytalam, film robi wrazenie, po obejrzeniu ma sie ochote powiedziec 'wszystko jest mozliwe'. film inspiruje. polecam.
mimo 'swietnej' oceny nastolatkow z ktorych kazda pojedyncza osoba staje sie przykladem ze 'fenomenu JB nie mozna ignorowac' i albo sie go uwielbia albo nienawidzi a dzieki czemu tym bardziej staje sie popularny.