Widzicie paralelę między tymi filmami? Jak dla mnie to Życie Pi jest kopią K-Paxa ze zmienionym tłem.
Lekki spojler*
Dzięki za podpowiedź, znajomi zachwycali się życiem Pi a mnie odrzuca miec cokolwiek wspólnego z tym filmem, to jakaś bajka dla dzieci? (warto wogóle obejrzeć życie pi?)
Natomiast K-Pax to genialne kino z życia o ucieczce do świata wyobraźni, ucieczce od przyziemnosci widzeniu w sprawach zwyczajnych czegoś więcej, genialna muzyka - tzn nie jestem obiektywny ale przez długi czas towarzyszyła mi podczas zasypiania, film nie daje ostatecznych odpowidzi kim był Prot niewątpliwie jego osoba odmienia życie tych z którymi się spotyka
Jedzenie banana bez obierania ze skórki - łamiąc schematy albo wyczekiwanie na ptaszka..jasne ze kiedyś przyleci prędzej czy później, na codzień przestając obserwować tracimy szanse dostrzeżenia tego co pragniemy
Trudno mi odnieść się do tego porónania ale nie bardzo rozumiem co ma wspólnego Prot z tygrysem na pokładzie? Jak odmienia życie Pi? czy o czymkolwiek jest to film...
Kompletnie nie widzę zależności między K-PAX i Życie Pi. Całkowicie rózne pozycje.
"warto wogóle obejrzeć życie pi?" Oczywiście że wato. Zdecydowanie najlepszy film w 2012r. Absolutnie nie jest to bajka dla dzieci.
K-Pax do życia pi heh jak tak można to obraża K-Paxa ;p ale otoczka podobna koniec zależy od własnej interpretacji ^^
Moją (entuzjastyczną) opinię na temat Życia Pi widać powyżej, więc nie będę tego komentował.
Co do wolności interpretacyjnej to jednak zdecydowanie bardziej takie coś pasuje do Życia Pi. W K-PAXie mamy raczej narzuconą interpretację (a przynajmniej ta druga jest bardzo mało prawdopodobna).
można by nad tym polemizować dla mnie ta rzekomo mniej prawdopodobna była właśnie prawdziwa ale to jest kwestia indywidualna to mi się podoba w tym filmie niczego nie narzuca daje do myślenia .
Sęk w tym że właśnie narzuca. Jak inaczej można wytłumaczyć scenę w planetarium oraz dwa zniknięcia: najpierw Prota, a potem Bess?
jakoś się da ^^ :D tak jak z iluzjonistami normalnie magia a to zwykła iluzja ;p
np mógł ją uleczyć tak jak zrobił to z innymi :D i uciekła szukać sobie nowego domu a on po prostu doznał załamania i zmienił się w warzywo to możliwe (ale oczywiście ja jestem za tą 2 wersją :D)
No ale to był oddział zamknięty. Z niego nie można sobie tak po prostu wyjść. Wszystko jest monitorowane i nikt nie zauważył jej wyjścia? Tak samo było wcześniej z Protem. Ucieczka z takiego oddziału jest bardzo mało prawdopodobna. A fakt że nie zależnie dokonały tego dwie niepowiązane osoby, czyni ją wręcz nieprawdopodobną.
No i pozostaje jeszcze scena w planetarium. Tego już w ogóle nie można w sposób wiarygodny wytłumaczyć.
jak nie powiązane? a na to wyglądało że Prot to geniusz po prostu mógł jej pokazać jak wyjść :) i być może interesował się astronomią i po prostu odszukał tą galaktykę pierwszy albo włamał się do komputera psychiatry swojego dowiedział się co nieco o jego znajomych i potem włamał się do bazy danej obserwatorium ; D ale jest coś co będzie ciężko podważyć mianowicie zakres częstotliwości fal jakie widział hehe
Przecież oni nawet ze sobą nie rozmawiali. Wątpię aby w szpitalu psychiatrycznym znajdowała się jakaś dziura w płocie, przez którą można uciec. Ucieczki są dla mnie bardzo mało prawdopodobne.
Tej galaktyki nie dało się odszukać. Potrzeby był do tego specjalistyczny sprzęt i zapewne odpowiednie oprogramowanie. To już nie te czasy gdy romantyk z teleskopem dokonuję wiekopomnego odkrycia:)
Z tym włamaniem do komputera to już troszkę odjechałeś:) Osobny film by mogli o tej teorii nakręcić. Poza tym wyniki naukowe zapewne nie były wprowadzane do sieci (bo niby po co). Znajdowały się zapewne w wewnętrznym systemie laboratorium. W takim przypadku włamanie komputerowe nie jest możliwe.
Ultrafiolet to dodatkowy argument. Tym bardziej że facet w którego się wcielił Prot na taką przypadłość nie cierpiał.
Na takiej zasadzie to możemy wytłumaczyć wszystko:) Nawet to że Bess była transformerem i zmieniała się w krzesło, a Prot po wygaszeniu świateł miewał intymne stosunki z dr. Powellem.
Ja tam wolę się trzymać tego co rzeczywiście było pokazane w filmie.
no dobra to sprostuje - nie ma rzeczy niewykonalnych (niech będzie wyłączając zjawiska paranormalne) mogło być przejście, choć nie zostało pokazane.. to geniusz kto go tam wie do czego był jeszcze zdolny : ) a tego że informacje o danej galaktyce znajdują się tylko na dyskach laboratorium to nie wiesz w końcu tylko kilku ludzi o niej wiedziało i mogli ją sobie badać na własnym komputerze w domu po pracy (niby czemu nie) na przykład przyjaciel tego psychiatry który potem rozmawiał z Protem i chyba nie zrozumiałeś sceny w planetarium oni nie rozumieli jedynie ruchu układu planet z tej nowo przez nich odkrytej galaktyki on im to wskazał jeżeli był geniuszem a wiemy że był i miał wcześniej dostęp do materiałów dobrze to przeanalizował i znalazł rozwiązanie : )( zadziwiająca rzecz że jako miejsce swojego pochodzenia podał akurat nowo odkrytą galaktykę i to w dodatku tą odkrytą przez przyjaciela psychiatry i jego paru kumpli z planetarium) ty jak coś piszesz już przyjmujesz to za fakt a fakty są takie że mogło tam się stać wszystko, Prot nie rozmawiał z tą dziewczyną co znikła? oglądnij jeszcze raz film zobacz czy chociaż się nie starał ? nie mam domu napisała, to mógł jej go wskazać :) i nie musiało być to pokazane w filmie jako scena jak uciekł za 1 razem mógł komuś rąbnąć klucze potem je dorobić być może znał tak zwane martwe punkty których kamery nie obejmują skąd wiemy że takowych tam nie było? :D ... jaka dziura w płocie? mógł znać jakiekolwiek wyjście .. może przez wentylacje tego nie wiemy ale to ze czegoś nie wiemy nie oznacza że jest to niewykonalne, wiemy że przesiadywał jakiś czas w pokoju psychiatry zapewne jest tam komputer..
Pracy w domu? No co ty:) Takiej pracy nie da się wykonywać w domu. Od tego są odpowiednie laboratoria. Nie wiem czym miałeś kiedyś okazje zobaczyć jak pracują tego typu naukowcy ale jeśli nie to uwierz mi na słowo, wygląda to trochę inaczej.
Nie, on mówił że o tym układzie słonecznym, a konkretnie zdaję się o kilku planetach tam występujących, wie tylko kilku ludzi na świecie. To nie była powszechna wiedza i Prot nie mógł jej posiąść.
Nie mógł również tego odkryć sam. O tych orbitach o których mówisz nie wiedział nikt. I takich obliczeń raczej nie można dokonać samodzielnie. Jak już mówiłem to nie te czasy. Wymagane do tego byłoby najprawdopodobniej jakieś specjalistyczne oprogramowanie. Mówisz że Prot był geniuszem, a myślisz że kto pracuje w takich laboratoriach? Właśnie geniusze.
Prot podał planetę z której pochodzi i ten naukowiec o nią go zapytał. Właśnie dlatego że Prot twierdził że z niej pochodzi. Takich nowo odkrytych układów słonecznych i nierozwiązanych zagadnień ci naukowcy mieli pewnie wiele.
Zastanów się czy według Twojej teorii Prot miałby być schizofrenikiem, czy też agentem 007. Twoje teorie wydają mi się po prostu kosmiczne (i nie chodzi tu o planetę K-PAX:)). Potwornie to wszystko naciągane i nieprawdopodobne. Nie wiem dlaczego tak bardzo chcesz dowieść prawie niemożliwego, a jednocześnie odrzucasz rozwiązanie oczywiste (do którego wszystkie elementy filmu idealnie pasują).
nieprawdopodobne to nie niemożliwe ;D ale na pewno nie pracują tam sami geniusze ;p jakieś informacje mógł jego kumpel o tych planetach właśnie ukraść z komputera przyjaciela tego psychiatry są na pewno sposoby w tej pracy nie wymagające super szybkich komputerów a wiedzy jaką pokazał a przykład Prod i przy okazji udowodnił swoją tezę ich ruchu poprzez działania matematyczne .. może zobaczył na jakiejś stronie społecznościowej w znajomych że jego kumpel to astronom i jego mail poznał i złamał hasło bo to geniusz czego dowiódł w planetarium XD a ten znajomy mógł w mailu mieć opisany nowy układ planetarny ten xd w filmie nie mógł ze nie wysyłali sobie z kumplami maili jego i trzymali dane tych planet tylko w pracy, nikt niby poza paroma osobami nie wiedziało o nich właśnie dlatego dziwne że akurat podał miejsce swojego pochodzenia własne te planety o których wiedział właśnie znajomy psychologa oraz kilku jego kumpli z pracy! :D
ja niczego nie chcę udowodnić poza tym że jednak było by to możliwe choć super ekstra mało prawdopodobne xD bo wierze ze on był z tych planet o czym już wspomniałem hehe
sorcia spieszę się i szybko odpisałem sprostuje " w filmie ten astronom przecież nie mówił ze nie wysyłali sobie z kumplami maili dotyczących tych planet i że trzymali dane dotyczące tych planet tylko w pracy mogli trzymac je w skrzynkach pocztowych itd ;D
Tylko że tak jak mówiłem na takiej zasadzie możemy wytłumaczyć (ok, nie udowodnić) wszystko. Również to o czym mówiłem. Chociaż mieliśmy wyłączyć zjawiska paranormalne... Więc ok, ja się będę trzymał tych stosunków intymnych z psychologiem:)
Przydługa dyskusja się zrobiła, a miało być tylko o wolności interpretacji w zestawieniu z Życiem Pi. W Życiu Pi jest cały multum różnych interpretacji i wszystkie wydają się w jakimś stopniu prawdopodobne. O to mi chodziło gdy mówiłem, że wolność interpretacyjna jest zdecydowanie większa w Życiu Pi. W K-PAX na na siłę również można to podciągnąć, no ale wymagany jest właśnie ten wysiłek (trzeba troszkę ponaciągać).
chodzi także o to że np gdy mówił że się wybiera gdzieś tam na Islandię czy tam Grenlandię ale chyba o Islandii była mowa to nie pokazali czy naprawdę tam się wybrał ani w jaki zrobił to sposób hehe równie dobrze mógł być cały czas na terenie ośrodka film pozostawia takie niedomówione kwestie dla widza i niczego nie sugeruje np jak zakres fal które widział może taki już się urodził ? nie wiemy pewnych rzeczy i zostają one dla nas do rozpatrzenia indywidualnie przecież jaki dowód stoi za tym że był on obcym? bo tak mówił? był bardzo mądry? gdzieś zniknął na jakiś czas a potem osoba której także postanowił pomóc ? może mu się udało i dlatego znikła ;p , dziękuje przyjemnie się korespondowało pozdrawiam.
Ustalanie przebiegu fabuły trudno raczej nazwać interpretacją. To raczej rzecz wzięta z puzzli filmowych (jak Incepcja, czy serial Battlestar Galactica w warstwie pseudomitycznej). W przypadku takich filmów znacznie mniej dyskutuje się przesłania, czy idee, a znacznie więcej łączy w całość punkty fabuły. Niektórzy mylą to z treścią, a nawet głębią. Zazwyczaj niewiele ma to z tym wspólnego.
W K-PAX przecież chodzi właśnie o to, żeby nie powiedzieć ostatniego zdania, żeby pozostawić te ziarenko niepewności. To nadaje dodatkowego smaczku i sensu historii spotkania tych istot (bo nie jesteśmy pewni, czy wszyscy byli ludźmi), prowadzącej do przemiany ich życia, spojrzenia na świat. Akt zdziwienia, wahania między wiarą, a niewiarą, gotowością zaakceptowania nieprawdopodobnego, a skłonnością do wracania na grunt zdrowego rozsądku - wzbogaca i otwiera oczy.
Nie bardzo rozumiem do czego się odnosisz. Czy do Życia Pi czy K-PAXu. Jeżeli do K-PAXu to fakt czy Prot był kosmita czy nie, jest interpretacją. Interpretacją czyli wyjaśnieniem, wytłumaczeniem. Interpretacja ma bardzo szerokie znaczenie i ustalenie przebiegu fabuły również możemy do niej zaliczyć. Zresztą mój rozmówca o tym właśnie w przypadku K-PAX mówił i to pociągnąłem.
Interpretacja - wyjaśnienie sensu lub znaczenia czegoś» (Słownik PWN). Masz rację, że analiza przebiegu fabuły, jeśli taka potrzeba zachodzi, stanowi część interpretacji filmu. Tyle, że w przypadku filmów mających jakieś głębsze przesłania i sensy, jest to zazwyczaj czynnik podrzędny. Często właśnie postawienie znaku zapytania, a nie jednoznaczne stwierdzenie konkretu, niesie sens. W filmie takim jak K-PAX, którego podstawową treścią jest spotkanie, które zmienia bohaterów, niezwykła przelotna fascynacja, czy może już nawet rodząca się przyjaźń, nie widzę większego sensu w dyskutowanie tego, czy jeden z bohaterów ostatecznie był, czy nie był kosmitą. Nie o to w tym filmie chodzi. Film pozostawia tę kwestię nie do końca dopowiedzianą, i robi to celowo: by nadać kolorytu tajemnicy, niezwykłości przedstawionym wydarzeniom, by podkreślić chwilowość tego momentu w czasie. Który - jak możemy się domyślać - już na zawsze pozostanie tylko niezwykłym wspomnieniem.
PS. Zauważ, że ten K-PAX między innymi jest właśnie o potrzebie łudzenia się, ucieczki w jakąś wiarę, fantazję. Czyli w coś niekoniecznie prawdziwego, ulotnego, ale ratującego nas przed złem świata, przed pozostawionymi za sobą tragediami, ale i przed pustką rutyny. Ale jednocześnie jest też o tym, że ani to złudzenie, ani mętlik przyziemnych spraw nie powinny nas odciągać od rzeczy najważniejszych (syn Powell'a). Przeciwnie, nasze życie powinno się toczyć w przestrzeni pomiędzy, pośród codziennych ról i obowiązków o sprawach najważniejszych powinna nam przypominać tajemnica - wspomnienie człowieka (chociaż i to nie jest pewne), który skądś przybył, był tu przez chwilę i nauczył na nowo odczuwać niezwykłość.
Niepotrzebnie próbujesz tłumaczyć mi K-PAX. Po pierwsze film jest prosty w odbiorze i osobie w miarę obytej żadne tłumaczenie nie jest potrzebne. Po drugie, co widać po mojej ocenie, moja opinia o filmie jest bardzo entuzjastyczne więc coś tam w nim dostrzegam.
Co do samej interpretacji to się nie zgodzę. Zacznę od tego że nie wiem w którym miejscu przytoczona przez ciebie definicja koliduje z tym co powiedziałem. A co do samej interpretacji to analiza wydarzeń przedstawionych w filmie jest podstawą. Główną częścią analizy/interpretacji jest rozłożenie na czynniki pierwsze wydarzeń w filmie i uporządkowanie ich w logiczną całość. Bez tego ani rusz. A jak już to mamy to resztę w sumie można zostawić samemu odbiorcy. Bo widzisz, dobra analiza nie powinna mówić jakie jest przesłanie filmu. To powinno być pozostawione odbiorcy. Można o tym jedynie napomknąć, nakreślić jakiś zarys. Zresztą dobry film zazwyczaj nie daje gotowych rozwiązań. Pokazuje wydarzenia i pozwala widzowi myśleć (już coraz rzadziej). Oczywiście zdarzają się również i moralitety (w tym i bardzo dobre - np. Bergman), gdzie wszystko mamy wyłożone na tacy ale to jest już coś z zupełnie innej beczki.
"nie widzę większego sensu w dyskutowanie tego, czy jeden z bohaterów ostatecznie był, czy nie był kosmitą" To nie ja zacząłem tę dyskusję. Powiedziałem jedynie że film raczej nie daję większego wyboru w tej kwestii. A czy to jest istotne? W jakiś stopniu na pewno. Gdyby została pozostawiona większa wolność wyboru widzowi to film zmieniłby trochę swój charakter. Samo pytanie kim był Prot jak widać było ważnym elementem dla samego reżysera. Poza tym ja nie dyskutowałem o tym kim jest Prot, tylko czy film ma otwarte zakończenie. A tak naprawdę to starałem się wytłumaczyć mojemu rozmówcy, że przesadnie nagina wydarzenia filmowe aby dostosować je do swoich teorii.
"Główną częścią analizy/interpretacji jest rozłożenie na czynniki pierwsze wydarzeń w filmie i uporządkowanie ich w logiczną całość."
Nie prawda. To jest elementarną częścią analizy i interpretacji. Właściwie jej przygotowaniem. Sam w sobie ten etap, poza filmami historycznymi, szpiegowskimi, czy detektywistycznymi, gdzie samym sensem jest ustalanie faktów, często niewiele znaczy, albo zgoła nic.
Pustkę filmów skupionych wyłącznie na tej warstwie (i bez odniesień do świata zewnętrznego) najlepiej obrazują filmy-zagadki: tworzona jest sztuczna, oderwana od świata mechanika, a cała wartość oglądania sprowadza się do tego, by poprzez jej przyswojenie prześledzić bieg wypadków, co zresztą najczęściej nie jest jednoznacznie możliwe i kończy się nieskończonymi dyskusjami o niczym (o czym twórcy doskonale wiedzą i często celowo pozorują, że jakiś sens w tym jest, a rzesze dzieciaków ogłaszają to arcydziełem).
"Bo widzisz, dobra analiza nie powinna mówić jakie jest przesłanie filmu"
Nie mówiliśmy o analizie, mówiliśmy o interpretacji. Definicję słownikową tego słowa Ci podałem. Interpretacja filmu jak najbardziej powinna mówić o jego przesłaniu.
"To nie ja zacząłem tę dyskusję. Powiedziałem jedynie że film raczej nie daję większego wyboru w tej kwestii."
Nie daje, ale w innym sensie, moim zdaniem, niż Ci się wydaje. W tym sensie, że nie wiemy jaka jest odpowiedź. Możemy się do którejś skłaniać, ale film tego nie rozstrzyga. Rozstrzygnąłeś to Ty dokonując masy założeń o zakładach z których nie można uciec, komputerach do których nie można się włamać itp. W mojej opinii - absurdalnych. Non stop ktoś się włamuje do komputerów, ośrodki naukowe (w tym teleskopy) od dawna są wpięte w sieci, a więzień z których jakoby nie sposób było uciec, póki ktoś nie uciekł było więcej, niż gwiazd na niebie (Tytanik też miał być niezatapialny). Teoretycznie, to jest możliwe. I taki był zamiar.
"Samo pytanie kim był Prot jak widać było ważnym elementem dla samego reżysera."
Dokładnie - SAMO pytanie. Nie odpowiedź. To, że można pytać. To, że zarazem może być baśnią, albo w nią tylko uciekać. Ponieważ tego nie wiemy - jak i postacie jakie się z nim spotykają - dla nich staje się baśnią, choćby w rzeczywistości był skrzywdzonym człowiekiem, który ratuje się urojeniem. Jest czymś nadzwyczajnym, czymś wyrywającym nas ze schematów o których dawno zapomnieliśmy czemu miały służyć. Jest zarazem tragedią świata i pięknem jego tajemnicy. Szarym, zniszczonym przez los człowiekiem, który stracił wszystko co kochał i przybyszem z odległej planety. Może każdy z nas jest tym i tym, jeśli przypomnimy sobie jak patrzeć?
Po pierwsze interpretacja (w sensie literackim/filmowym) jest analizą. Właśnie dlatego używałem tych słów wymiennie.
No i mam pytanie, czy ty kiedyś robiłeś analizę np. literacką? Tylką taką według ścisłych norm które potem ktoś weryfikował. Ja robiłem i wiem że nie o tłumaczenie przesłania w niej chodzi. Mamy rozłożyć film na czynniki i je powiązać. Odszukać metafory, określić znaczenie symboli, odnaleźć wszelkie nawiązania i powiązania itd. Wszystko to prowadzi do określenia sensu utworu. Tylko nie takiego sensu jak Ty go rozumiesz. Sensu w znaczeniu jaki cel miał autor te dzieło tworząc. Jakie przyświecały mu idee, do czego nawiązywał, o czym opowiadał. Również jakie przesłania zawarł ale interpretacja niema podawać gotowego morału z filmu (w taki sposób jak Ty to zrobiłeś). Interpretacja ma pomóc odbiorcy zrozumieć dzieło, a nie samo dzieło zastąpić. Ja też zarzucę definicją:
"Interpretacja utworu literackiego – rodzaj analizy naukowej, mającej na celu wyjaśnienie i wydobycie wewnętrznego sensu utworu literackiego. Interpretacja dzieła przeprowadzana jest zazwyczaj w pewnym kontekście. Polega na zestawieniu utworu i rozważeniu jego relacji do konkretnej tradycji literackiej, konwencji stylistycznej, podświadomości pisarza itp Badanie sensu utworu jako całości polega na próbie odnalezienia tego, co dla danego dzieła jest niepowtarzalne, oryginalne, co odróżnia je od innych dzieł literackich."
Mniej więcej oddaje o co mi chodzi.
"Interpretacja filmu jak najbardziej powinna mówić o jego przesłaniu." Nie w takim sensie w jakim Ty myślisz. Bo i znaczenie/przesłanie filmu będzie inne dla każdego.
Jeżeli chcesz brnąć dalej w teorię Prota jako agenta 007 to ja się nie mieszam.
I proszę nie tłumacz mi już jakie znaczenia (dla Ciebie) ma K-PAX, bo brzmi to bardzo banalnie. Mam parę oczu i uszu oraz wydaję mi się odpowiedni poziom wrażliwości, abym mógł samodzielnie wyciągnąć wnioski.
nie dyskutuj z kolesiem on sam nie wie co pisze myśli że będzie w kółko odpisywał to taka jest już prawda np że np k-pax to jak muminki i stamtąd zrodził się pomysł na książkę a potem na film i będzie przy tym trwał wygłaszając swoje głupie pseudo-ideologie i cie poprawiał , nie ważne co napiszesz dla niego to nie prawda i każdego słowa znaczenie zmieni dla siebie w swoim mózgu na takie które mu odpowiada .
Post na poziomie. Gratuluję.
Wrócimy do dyskusji (albo i nie) jak trochę podrośniesz. Bez odbioru.
Myślę, że "Die" pisał o mnie. Mieliśmy bowiem dziecinne spięcie w temacie o "Incepcji" (gdzie sam w nerwach popadłem w dziecinadę i nie potrafiłem jej skończyć).
Na inny temat. Tak, pisałem poważne analizy, łącznie z pracą magisterską liczącą ponad 100 stron. Interpretacje w rodzaju: co autor miał na myśli (w związku ze swoją biografią, poglądami, prądem literackim w jakim uczestniczył, historią symboliki itd.) straciły statut wyłączności mniej więcej 60 lat temu, o ile nie wcześniej. Obecnie znacznie częściej dzieło interpretuje się na jego własnych zasadach, a nawet wykorzystuje różne szablony interpretacyjne i próbuje je analizować poprzez nie np. szablon feministyczny, czy psychoanalityczny. Nie ma w tym nic złego. Są to konkurencyjne metody.
Natomiast tutaj nie dokonujemy "naukowych" (bo humanistyka nie jest nauką) analiz, tylko wyrażamy swoje zdania i opinie, własne odczucia. Ja mam takie, jakie przedstawiłem. Uważam, że gdybym miał dokonywać poważnej analizy K-PAX-a, to samo założenie, że coś zostało w kwestii pochodzenia bohatera rozstrzygnięte byłoby założeniem złym. Uważam, że wartość ma w tym filmie właśnie fakt nierozstrzygalności i pozwala na znacznie ciekawsze interpretacje, wnosi znacznie głębsze treści. A co autor miał na myśli? Tego nie sposób wiedzieć. Dlatego nie lubię tego typu analiz.
W takim razie muszę tego użytkownika przeprosić, bo myślałem że te zarzuty są skierowane w moim kierunku.
Zaczęło się wszystko od tego że zarzucałeś mi że to o czym pisaliśmy nie jest interpretacją. Ano jest. Nigdy nie twierdziłem że to jest najważniejsze w tym filmie. Po prostu na ich temat akurat toczyła się dyskusja.
"analizować poprzez nie np. szablon feministyczny, czy psychoanalityczny." Jak najbardziej tak. Ale nigdy się nie zgodzę że pisanie o własnych wnioskach jest częścią (dobrej) interpretacji (a właśnie o nich pisałeś). Wnioski należy pozostawić każdemu odbiorcy. Wyrażając je zazwyczaj popadamy w banalność. Należy ewentualnie wyjaśnić mu elementy których nie wyłapał albo nie zrozumiał. Pamiętaj że refleksje tylko wtedy odciskają na człowieku piętno gdy dojdzie do nich sam.
Różnice między naszymi interpretacji można ująć w takim przykładzie. Ja bym napisał, że terapia dr. Powella odbijała się od Prota niczym od lustra i zaczęła działać na samego psychologa, co pozwoliło mu spojrzeć z innej perspektywy na własne problemy rodzinne. Ty byś napisał że dr Powell po rozmowach z Protem doszedł to wniosku że rodzina jest najważniejsza i nie powinniśmy pozwolić jej zburzyć błahym kłótnią. Ja bym założył inteligencję i wrażliwość odbiorcy, a Ty byś założył jego umysłowe ograniczenie i uznałbyś za konieczne wstawić morał niczym w bajkach Ezopa. Bez urazy, naprawdę nie mam zamiaru Ciebie obrazić. Ale zastanów się, tak na chłodno, czy nie mam w tym odrobiny racji.
Może odrobinę masz, jakoś to forum działa mi na nerwy i potrafi sprowadzić do poziomu dzieciaka, łącznie z ruganiną. Więc może pisząc tu głoszę poglądy, których gdzie indziej bym nie zawarł.
Mimo wszystko - mam wrażenie, że Tobie się wydaje, że to co opisałeś jest obiektywne. Nie jest. Kończysz własne, subiektywne analizy na zdanie przed moimi i ogłaszasz je jako szacunek do odbiorcy i metodę naukową. Przypomina mi to głoszenie zasad czystego kapitalizmu przez niektórych - głosimy wycofanie wsparcia socjalnego czy wpływu państwa na działanie firm, a potem wprowadzamy dokładnie to samo w podatkach :) Uważam, że to czyste pozory. Twoje analizy są tak samo naznaczone Twoimi poglądami, jak moje moimi. Ja tego po prostu nie ukrywam. Ty kryjesz to pod np. historyczną analizą symboliki. A skąd wiesz, ze autor w ogóle miał świadomość historii symboli? Skąd wiesz, ze nie odwołał się do jakiegoś aspektu, jaki pominąłeś? Skąd wiesz, że nie pisał co mu ślina na język przyniesie (jak wielu wielkich twórców)? Obiektywizm w humanistyce to czysta fikcja.
Co do analizy K-PAX wszystko jest moim zdaniem (subiektywne).
Co do analizy jako takiej to również jest ona opinią autora. Tylko mi chodziło o co innego. Aby w tych opiniach nie iść za daleko. W takim sensie aby nie mówić odbiorcy (osobie czytającą Twoją analizę) co ma czuć po obejrzeniu danej sceny. Można mu powiedzieć co ta scena oznacza (zdaniem autora analizy) ale same wnioski pozostawić jemu samemu. Ja tym zawszę się kierowałem pisząc interpretacje. takie jest moje zdanie.
No i właśnie o tę PRÓBĘ odgadnięcia zamysłu twórcy chodzi. I pod tą próbą kryje się według mnie co innego. To jest właściwie określenie co ten film znaczy dla samego odbiorcy. Czym on dla niego jest. "Co autor miał na myśli" to dla mnie tylko taka figura retoryczna. Bo co mnie tak naprawdę obchodzi co autor miał na myśli? Mogę to potraktować jako ciekawostkę ale dla każdego najważniejszy jest jego własny punkt widzenia. Rola twórcy zakończyła się wraz z wypuszczeniem dzieła. Reszta w głowach widzów.
PS. Co nie zmienia faktu, że można dokonać oceny interpretacji (nie mówię o naszych dyskusjach). Można pokazać, że treść jaką ktoś wyczytuje z dzieła ma małą głębię pojęciową lub że tego typu treści nie są niczym nowym, można śledzić co jest do interpretacji wniesione z zewnątrz (jak np. w przypadku owych szablonów), a co daje się uzasadnić na samych warunkach dzieła (tym lepiej im jaśniej ktoś precyzuje skąd czerpie dane założenia) i temu podobne, można dzielić interpretacje na różne szkoły.
I tak np. mogę stwierdzić, że przesłanki science fiction w Incepcji uznaję za absurdalne i nie życzę sobie zawieszać niewiary w ich przypadku. Mechanikę działania snu i włamań do niego przedstawioną w filmie uznaję jedynie za sposób narracji służący metaforze jaką jest cały film. W istocie nikt się nie włamywał w czyjeś sny itp. Zakładam, że sam film jest snem lub urojeniem Cobb'a z dodatkiem komentarza odautorskiego (zasady narracji są komentarzem odnośnie podświadomości). Cobb majaczy o różnych rzeczach, ale najważniejszym wątkiem są jego relacje z Mal. To co w jego urojeniu jest incepcją jakiej na niej dokonał, jest metaforycznym zobrazowaniem faktu, że dokonał agresji na jej osobowość, umysł, sposób postrzegania świata. Np. nie potrafił - jak wielu mężczyzn - zaakcpetować jej kobiecej wrażliwości, która polegała na szukaniu emocji, kolorów, wiar w świecie (świat jaki razem zbudowali w Limbo, oznaczającym w tej interpretacji głęboką jaźń, wyraz osobowości w jakim działa się ich miłość). Jako mężczyzna po pewnym czasie się tym znudził. Szukał czegoś konkretnego, jasnego, opartego na twardych podstawach. Ona nie chciała się zmienić. Dotknął ją do głębi w jakieś dyskusji czy ich serii. To, że Mal następnie uważa, że wciąż śni, że nic nie jest realne, jest metaforą tego, że zniszczono to, co stanowiło jej osobowość, jej świat, jej najgłębsze i najbliższe wyobrażenia o świecie. Dlatego popełnia samobójstwo, które jest faktyczne, dzieje się w normalnym świecie, nie ma nic wspólnego z jakimś wkradaniem się w czyjeś sny (to tylko metafora). Itd. Itd.
"Die" uznaje, że to oznacza, że ja nie rozumiem Incepcji. Bo dla niego najważniejszym problemem jest puste poznawczo rozstrzyganie ostatniej sceny: śnił, czy nie śnił i zakładanie, że film przedstawia rzeczywiste włamywanie się w umysły (wszelkie interpretacje uprawnione, mają - jakoby - iść po tej linii). To bzdury.
Przede wszystkim warstwa powierzchowna/konstrukcyjna jest równie ważna. Nigdy nie należy jej lekceważyć. To ona tworzy film. Np. gdyba jakaś pozycja nie była dobrym filmem s-f to nikt nie doszukiwałby się w niej głębi.
Co do samej Incepcji to w przypadku Nolana uważam że wersja z klasycznym s-f jest bardzo prawdopodobna. Nie pamiętam już tak dobrze tego filmu więc nie będę się wdawał w szczegóły ale Twoja teoria wydaje mi się bardzo naciągana (co nie znaczy że nie jest dobra albo słuszna). Bardziej skłaniałbym się jednak do klasycznej konwencji s-f.
"To bzdury." No w tym przypadku nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Nigdy nie nazwałbym innego spojrzenia przez kogoś na film bzdurami. Równie dobrze Twoja teoria może być "bzdurami" (stosując Twoje nazewnictwo).
Nie inne spojrzenie: twierdzenie, że jest ono jedynie zasadne oraz brak zdolności wykazania, że to właśnie ono stanowi jakąś głębię, której ja jakoby nie rozumiem.
To co napisałeś wcześniej uważam właśnie za typową szkołę - co autor miał na myśli. Mnie nie obchodzi jak o tym filmie myślał Nolan, bo dlaczego powinno? Zresztą jeśli do tego zmierzamy, to Nolan właśnie prędzej zbudował metaforę używając sci-fi jako sztafażu, niż chciał zrobić film sci-fi, jak to robił zawsze - używał konwencji żeby coś powiedzieć. Nie muszę przyjmować tej konwencji. Mogę rozpoznać ją jako środek do powiedzenia czegoś, lub dowolnie jako taki środek ją sobie uznać. Ważne, żebym o tym powiedział i to wyjaśnił. To jest właśnie analiza.
Niby na jakiej podstawie mam się ograniczać? Na jakiej podstawie mam uważać założenia konceptu sci-fi za realia? Tym bardziej jeśli w sposób oczywisty są one w Incepcji metaforyczne (odzwierciedlają pewne mechanizmy snu ie. podróż bohaterów w celu włamania się w czyjś sen w istocie odzwierciedla intelektualnie elementy mechaniki snu jednostki).
No ale ja nie mam zastrzeżeń do prób takich interpretacji. Tylko że Ty zrobiłeś dokładnie to o co masz pretensję. Założyłeś że Twoja interpretacja jest słuszna, a Ci którzy widzą w tym klasyczne s-f są w błędzie.
Ja też mam na koncie takie bardzo, powiedzmy "objechane" interpretacje. Np Pulp Fiction albo Odysei Kosmicznej. Tylko nigdy nie twierdziłem że są one jedyne słuszne. I nigdy nie uważałem, że osoby które nie dostrzegają tego co ja w tych filmach (np traktują Pulp Fiction jako zwykły film gangsterski), te filmy spłycają.
Mylisz się. Założyłem co innego. Że Incepcja to tandetny, pseudointelektualny film. W warstwie poprowadzenia tego filmu (muzyka, dialogi, scenografia itd.) łatwo to wykazać. W warstwie intelektualnej - jeszcze nikt, z "wyznawców" nie pokazał mi co jest w nim głębokiego. Jedynie o tym zapewniają.
A jeżeli film nie jest głęboki to znaczy że jest zły? Czy nie ma genialnych prostych filmów? (uwagi ogólne)
Ja traktuję Intercepcję jako zwykłe s-f. I w tej konwencji uważam że jest to film dobry.
Co do samej muzyki to motyw Time jest bardzo dobry. Środek rzeczywiście trochę wtóry i nie zawsze ciekawy. Ale nie mam pojęcia jak chcesz wykazać że tej warstwie film jest tandetny:) Wspomnę tylko że jestem wielkim fanem muzyki filmowej, bardzo mocno się w tym orientuję i nie musisz mi po raz kolejny przytaczać podobieństw do innych kompozycji Zimmera. To jeszcze nie powoduje ze ścieżka jest tandetna.
Argumentu o scenografii kompletnie nie przyjmuję. Stoi na bardzo dobrym poziomie.
Dialogów nie pamiętam.
Zgoda, z dwoma zastrzeżeniami: to nie jest film dobry jako sci-fi, ale może być uznany za dobry jako film akcji w konwencji sci-fi (klasyczne sci-fi uważam za jeden z głębszych poznawczo gatunków, czym Incepcja nie jest); a po drugie - mnie nie przekonuje ten film jako film akcji, jest zbyt chaotyczny, zbyt generyczny (sceny walk żywcem wyjęte z innych filmów), zbyt przeciągnięty.
To jednak mniej istotne. To co uważam za istotę tego sporu, to cały zasób "wyznawców" Incepcji, którzy uważają ten film za arcydzieło nie filmu akcji, ale filmografii w ogóle, i uznają, że przejawia on niezwykłą głębię intelektualną. Przy tym - nie są absolutnie w stanie tego wykazać czy argumentować (argumenty sprowadzają się do tego, że sprawdza się, czy ktoś zauważył, że Cobb raz ma, a raz nie ma obrączki - to ma świadczyć o geniuszu dzieła - samo zamotanie). To właśnie uważam za bzdurę.
S-F do bardzo pojemny gatunek. Różne pozycje się do niego zaliczają. Incepcja również. Oczywiście jest też filmem akcji. No i dla mnie w tej konwencji s-f/akcja się sprawdzał.
No jeżeli uważają że jest tam jakaś głębia a jednocześnie nie potrafią jej wskazać, to może być argumentem że tej głębi nie ma. Czy jakaś głębia tam rzeczywiście jest? Nie wiem, ja tego filmu tak nie traktowałem.
No właśnie, wypadałoby to potrafić wykazać, a nie skupiać się na tym, że ludziom mogą umykać szczegóły. Mogą. Jeśli z tych szczegółów rodziłaby się wielka treść, to przyznałbym rację. Ale tak nie jest. To polega na składaniu elementów układanki, co jest dobrą zabawą, ale nic z tego nie wynika. To jest właśnie problem takich filmów - filmów puzzli. Niektórym się wydaje, że z miejsca są arcydziełami. Nie dlatego, że mają jakiś wyjątkowy styl, spojrzenie, głębię intelektualną, przesłania - dlatego, że są zamotane. Komplikacja myli się ludziom z treścią i sztuką.
PS. Ja do samej muzyki w Incepcji nic nie mam. Przeszkadza mi jej nadmierna i nieudana (w mojej opinii) ekspozycja w filmie. Kolejna cecha, która stara się zastępować inne aspekty i mamić widza.
Co do samej muzyki w filmach Nolana można by wiele pisać ale to raczej nie ten temat. Wraz z Zimmerem stworzył on pewien kanon, w dziedzinie montażu i łączenia z tym muzyki. Zaczął w Batman Początek (tutaj mam trochę zastrzeżeń, szczególnie w przypadku samego montażu obrazu) i doprowadził do perfekcji w Mrocznym Rycerzu (to np. jest dla mnie przykład prostego i zarazem genialnego filmu; nie ma głębszych treści a spokojnie możemy go umieścić na półce pt. arcydzieła kinematografii). Incepcja niejako wynika z tego stylu. Zresztą samego Nolana i Zimmera wszyscy teraz kopiują. Praktycznie wszystkie współczesne filmy akcji robione są w stylu Mrocznego Rycerza. Zaczyna to już być nużące.
"Mroczny Rycerz"? Jeszcze, jeszcze. Zgodziłbym się, że mógłby aspirować (co oznacza, że nie jestem pewien, że zasługuje) do miana arcydzieła na pewnej półce kinematografii (nie w dziale sci-fi, ale bardziej szczegółowej półeczce ekranizacji komiksów - czemu nie). "Incepcja"? W żadnym wypadku i pod żadnym względem. To film wtórny i przeciętny.
Ja gatunków nie wyróżniam. Jedynym kryterium jest dla mnie jakość. Samym doborem gatunku (np dramat psychologiczny) nikt u mnie sobie handikapu nie wyrobi. Mroczny Rycerz jest dla mnie arcydziełem kina akcji i jako takie automatycznie jest arcydziełem kina w ogóle. No bo jak jeden z najlepszych filmów swojego gatunku (zauważ że dałem gatunek ogólny, a takich jest tylko kilka/kilkanaście) miałby być pominięty wśród tych największych w ogóle?
Nie musisz mi już powtarzać swojej opinii na temat Incepcji. Przyjąłem do wiadomości:)
P.S. Jak wejdziesz na mojego bloga to będziesz miał listę moich ulubionych filmów (troszkę niekompletną). Będziesz mógł tam zobaczyć jak bardzo cenię ten film.
Cóż, przyznaję - mam skrzywienie w stosunku do Incepcji spowodowane kultem jej wyznawców :)
Twoje podejście, tak jak ja to widzę, nie ma absolutnie żadnego sensu. Różne gatunki są absolutnie nieporównywalne. W życiu nie przeprowadzisz sensownej dyskusji o jakości między jakimś tryptykiem obyczajowym z akcją umieszczoną w Średniowieczu, a filmem sci-fi w rodzaju Matrixa. Jedyne sensowne podejście polega na precyzowaniu, we własnej praktyce, gatunków (coraz głębszym ich wyszczególnianiu) i hierarchizowaniu dzieł w ich obrębie. Następnie wyrabiasz sobie zdanie o hierarchii gatunków (bo są i takie, w których dzieła absolutnie nie mogą zasłużyć na miano arcydzieła), i rzutujesz jedno w drugie. W ten sposób budujesz arcydzieła kinematografii w ogóle. Innego wyjścia - imho - nie ma. Po prostu.
Cóż, tragedia się nie stała. Kiedyś miałem opinię zgodną z Twoją, osobiście uważam, że pod tym względem dorosłem, ale - rzecz jasna - mogę się całkowicie mylić.
PS. Myślisz, że np. moja ocena Star Trek: The Next Generation na 10, to jest ocena seriali w ogóle? Oczywiście, że nie. Uważam to za najlepszy serial sci-fi jaki w życiu oglądałem (a oglądałem wiele). Mógłbym porównać ten serial względem jakiegoś "Rome", czy "The Wire" i stwierdzić, że w milionie kwestii te seriale są lepsze. Ale ja oceniłbym je niżej. To są inne gatunki i inne hierarchie. Nawet w obrębie sci-fi TNG to jednak inny gatunek, niż np. BSG. Oceniam TNG na 10, bo moim zdaniem jest może nie ideałem - ideałów nie ma - ale najlepszym dziełem jakie widziałem w kwestii tego jakie możliwości intelektualnego przekazu ma sci-fi.
To nie jest dla mnie arcydzieło kinematografii.