Niby ma te 132 minuty, ale jak na ośmiu prezydentów to wychodzi nieco ponad 15 minut na jednego, a pewnie w to się jeszcze wliczają napisy końcowe no i jakiś okres, zanim tytułowy bohater został lokajem. Może się mylę, ale przy natłoku tylu ważnych wydarzeń, które się wtedy rozegrały, niektóre mogą być potraktowane po macoszemu. Tym bardziej, że pewnie połowa filmu będzie się zajmować zamachem na Kennedy'ego i zabójstwem Martina Luthera Kinga.
Z tego, co czytałem, na każdego prezydenta przypadają 1,2 sceny. Szkoda, bo liczyłem na nieco większe rozbudowanie wątków właśnie w Białym Domu... niemniej jednak, czekam z niecierpliwością!
A, no i prezydentów w filmie jest 6, Ford i Carter pojawiają się tylko w materiałach archiwalnych.
W filmie wątki prezydentów nie są głównymi. Akcja skupia się raczej na kamerdynerze i ruchu równouprawnienia niż na prezydentach :)
Hmm, to teraz się trochę pogubiłem. Film jest o facecie, który pracował w Białym Domu dla ośmiu różnych prezydentów, a mimo wszystko udało im się zepchnąć tą historię na drugi plan i zrobić opowieść nr. 3298457 na temat dyskryminacji? Jeśli się mylę to mnie popraw. To kolejny film w stylu "Służących"?
Trochę tak. Wątki prezydentów obracają się głównie wokół dyskryminacji i zmian w społeczeństwie, inne sprawy których można by się spodziewać raczej nie są poruszane. W sumie to tak, główny motyw filmu jest podobny do "Służących", ale i tak sądzę, że warto zobaczyć.
Ja tu widzę jakiś wałek... Na ulotce piszą, że gł. bohater pracował w Białym Domu w latach 1957 - 1986, a na przestrzeni tych lat prezydentów USA było siedmiu: Eisenhower, Kennedy, Johnson, Nixon, Ford, Carter i Reagan. Skąd się wziął ósmy? No chyba, że np. w 1957 został jakimś osobistym kamerdynerem prezydenta, wcześniej zaś (jeszcze za Trumana) pracował "niżej".
Jak dla mnie to taki trochę zamierzony błąd. Film kończy się przed spotkaniem Obamy i Gainesa. Gaines nie był już wtedy kamerdynerem, bo zrezygnował za Reagana, ale pewnie dystrybutor stwierdził, że 8 brzmi lepiej niż 7 i wliczył Obamę. Tak myślę. Zresztą na Wikipedii pisze, że zatrudniono go w Białym Domu za Eisenhowera, a wcześniej pracował w hotelu.
Filmu jeszcze nie widziałem, ale raczej nie spodziewam się wielkich zwrotów, więc z grubsza przeczytałem teraz opis fabuły na Wikipedii. I utwierdzam się w przekonaniu, że film będzie niesamowicie konwencjonalny. Niby oparli tą historię na prawdziwej postaci Eugene'a Allena, ale dodali mu jeszcze jedno dziecko (jedno idzie na wojnę, drugie protestuje) i zmyślili historię o zabitym ojcu i matce zgwałconej przez białego właściciela ziemi, czego filmowy bohater jest świadkiem. Już widzę, jak taka scena na początku historii ustawia sobie widza na cały film. Ale poczekam z nadzieją, że reżyser będzie miał coś do powiedzenia ponadto, co już zostało wcześniej powiedziane przez innych reżyserów.
Jak sam tytuł wskazuje film jest o Kamerdynerze a nie o prezydentach..... oni wyjątkowo są tutaj tłem, to nie jest film opisujący dzieje prezydenckie....
W filmie nie jest przeznaczony równy czas dla każdego prezydenta. Są miejsca gdzie akcja zatrzymuje się na dłużej, a są też takie gdy prezydenci "zmieniają się" szybciej.
Zamach na Kennedy'ego i zabójstwo Martina Luthera Kinga nie zajmuje zbyt wiele czasu w filmie - ale są to ważne momenty, tak jak wojna w Wietnamie czy dopuszczenie Afroamerykanów do głosowania.