Film jest tak przeciętny, że nawet nie otarł się o nominację do Oskara za polityczną poprawność, bo nawet na standardy Oscara by to było zbyt grubymi nićmi szyte. Wiele wskazuje, że najwidoczniej mierzył, ale Daniels, to nie Zemeckis ani nawet Spielberg, ale na największe potępienie zasługuje scenariusz.
Gdyby film był murzyńską wersją "Okruchów dnia" czy choćby męską wersją "Służących" miałby sens. Nacisk na oklepane, wielokrotnie oglądane schematy z amerykańskiej historii i to w takiej skali było fatalnym zamysłem. Babranie głównego bohatera w dosłownie każdym istotnym wątku historycznym jak Wietnam, M.L.King, Czarne Pantery... naiwne i fatalne.