Temat rokujący nadzieję na ciekawe spojrzenie... Ale niestety-amerykańska papka. Owszem, da się obejrzeć, ale nie wywiera zbyt wielkiego wrażenia. Jakichś głębszych treści trudno się tu doszukać.
Dla mnie, w skrócie, ten film mówi, że:
Po prostu - była kiedyś w USA segregacja, ale dzielni amerykanie z północy, uświadomili swych braci na południu, że to niepoprawne politycznie i "się zmieniło".
Jednym słowem - poprawny politycznie film o segregacji rasowej... żadna rewelacja.
Dla mnie - 5/10.
Całkowicie się zgadzam. Film jest po prostu nijaki, sądziłam, że będzie w nim więcej o prywatnym życiu Cecila niż o polityce. Strasznie mi się dłużył. Muszę przyznać rację, że to poprawny politycznie film. Porównanie do Holocaustu zupełnie nie na miejscu, a osoba Baracka Obamy również pokazuje, jaki to typ filmu. Jak dla mnie dość propagandowy i jednostronny. Źli biali, ciemiężeni czarni, taki nasuwa mi się wniosek po obejrzeniu tego filmu.
Podpisuję się pod tym co napisaliście. Może nie jest to jakiś bardzo zły film, ale też o rewelacji nie ma co mówić. I chwilami faktycznie nudy.
Dokładnie to samo myślę. Spodziewałam się pokazania pracy w Białym Domu "od kuchni", opowieści o jakiś przemyśleniach czy perypetiach głównego bohatera, a tak naprawdę pokazano mi obraz walki czarnoskórych z białymi i to jeszcze w kiepskim wydaniu. Wydaje mi się, że film "skakał po łepkach". Chciano w nim pokazać coś konkretnego, ale tak jakby zabrakło pomysłu i były jakieś urywki, obrazy kilku "kluczowych" sytuacji. Początek zapowiadał się dobrze, ale później niestety zaczęłam się nudzić strasznie.
Duzo tego wszystkiego na jeden film.Najciekawsze ujecia to z Oprah(podobala mi sie) no i watki rodzinne oraz praca kamerdynerow.Oprah i Lenny-pelna profeska : )
Zdecydowanie się zgadzam. Po tych wszystkich przychylnych recenzjach liczyłam na coś naprawdę dobrego, na film o którym jeszcze długo będę pamiętać. Opis zapowiadał, że to będzie biografia tego kamerdynera, a dostałam jakąś propagandówkę o tym jacy to biali są źli, a czarni biedni i pokrzywdzeni. Znalazło się w "Kamerdynerze" parę fajnych momentów i na pewno oceniłabym wyżej ale ostatnie 10 minut to chyba szczyt wszystkiego.
Ciekawe kiedy w końcu nakręcą film o Polakach - narodzie który do perfekcji opanował sztukę wyszukiwania dziury w całym i oceniania filmów nie za to jakie są, tylko za to jakie nie są.
Ale ja oceniłam film za to jaki jest. A jest w moim odczuciu propagandówką, a miał być biografią tego kamerdynera(przynajmniej coś w tym stylu zapowiadały opisy). Skoro JA tak to widzę, to w moim odczuciu taki jest, bo to jaki film jest/nie jest to kwestia zupełnie subiektywnego postrzegania i nie ma jednego słusznego wzorca.
Ale ja absolunie rozumiem, że w Twoim odczuciu taki jest. :) A co do subiektywności i braku słusznego wzorca - no cóż, albo coś jest propagandą albo nie jest. Subiektywność wkracza wtedy jak się zaczyna widzieć to czego nie ma. Jest jeszcze coś takiego jak obiektywizm (chociaż według niektórych nie istnieje).
Chociaż na pewno mi odpiszesz, że każdy jest skazany na bycie subiektywnym, bo odbiera filmy w swój indywidualny sposób...
Zadam inne pytanie: Czy w takim razie każdy potrafi być sprawiedliwy, nawet jeśli tego chce? I w tym momencie wkracza subiektywizm i obiektywizm. Niektórzy nie potrafią nie być subiektywni, niektórzy potrafią.
Tak, uważam, że każdy jest skazany na bycie subiektywnym w kwestii odbierania filmów, książek itd. i właśnie to jest najlepsze. Gdybyśmy wszyscy byli obiektywni, to nasze opinie byłyby podobne do siebie jak dwie krople wody, bo w moim odczuciu obiektywizm to rodzaj chłodnej analizy, rozpatrzenie dobrych i złych stron bez emocji, niezależnie od swych emocji. Rzadko tak się da. Piszesz, że albo coś jest propagandą albo nie, a ja się z tym nie zgadzam. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jeden człowiek obejrzy film i zobaczy w nim prawdę/jakieś wartości whatever, a drugi obejrzy to samo i wykrzywiając usta powie, że to żałosna propagandówka. Subiektywizm to nie jest widzenie czegoś czego nie ma, a przedstawianie faktów ze swojego punktu widzenia.
Cytat: "Czy w takim razie każdy potrafi być sprawiedliwy, nawet jeśli tego chce?"
Nie, nie każdy potrafi, nawet jeśli chce, bo większość ludzi mimo wszystko będzie kierować się własnymi emocjami/poglądami itd.
Wydaje mi się, że bycie obiektywnym jest możliwe tylko wtedy gdy nie angażujemy się emocjonalnie w to co oglądamy. Jakiekolwiek własne emocje powodują, że odbiór staje się subiektywny.
Zgadzam się ze wszystkim co powiedziałaś! No w sumie prawie :) Nadal twierdzę, że albo ktoś umyślnie sieje propagadę albo nie. Poza tym uważam, że można oceniać filmy sprawiedliwie - trzeba się tylko wysilić i zadać sobie pytanie "zaraz zaraz, czy ja nie przesadzam? Oceniam film jako propagandowy tylko po jednym zdaniu? Czy to na pewno sprawiedliwe? A może twórcom chodziło o coś ogólniejszego niż stawianie sytuacji czarnych na równi z sytuacją Żydów z II wojny światowej".... Obiektywizm wymaga pewnego dystansu i luzu od rzeczy a nazywanie tego filmu propagandą świadczy o kompletnym ich braku.
I jeszcze jedno - faktycznie każdy jest skazany na subiektywizm, dlatego niektórzy będą się na danym filmie dobrze bawić niektórzy nie. ALE -są osoby, które nie poddają się subiektywizmowi w pełni i potrafią powiedzieć coś takiego "Nie bawiłem się świetnie na filmie, ale nie mam prawa go krytykować bo takie filmy to po prostu nie moja bajka" - np. powiedziane przez osobę nielubiącą musicali po seansie "Mamma Mia".. Wtedy subiektywizm przechodzi w obiektywizm. Sęk w tym, że naprawdę niewiele osób na niego stać.
Uznałam ten film za propagandę(a może jest TYLKO poprawny politycznie?) z dwóch powodów. Po pierwsze, przedstawiono tu czarnych jako najbiedniejsze istoty świata. No owszem, ich sytuacja była pożałowania godna w tamtych czasach ale od dawna taka nie jest i nie widzę powodów by wałkować ten temat sto razy. Nigdy nie powie się, że są miejsca gdzie to biali są prześladowani, nie, zawsze tylko o czarnych. Po drugie ta nieszczęsna końcówka, gdzie wszyscy cieszą się, bo Obama został prezydentem. Serio? Kompetencje polityczne nie zależą od koloru skóry/orientacji/płci i tak dalej, a zakończenie filmu to coś w stylu: wybrali czarnoskórego to cieszmy się, jest fantastycznie. Tak ja to widzę i szczerze mówiąc jestem ciekawa co kryje się pod Twoim zdaniem: "A może twórcom chodziło o coś ogólniejszego niż stawianie sytuacji czarnych na równi z sytuacją Żydów z II wojny światowej"
1. " nie widzę powodów by wałkować ten temat sto razy:" - no wybacz moja droga, ale ten argument tak słaby, że aż się odechciewa go komentować, serio. Jak nie podoba Ci się tematyka, to nie oglądaj filmu i tyle. Nie ma w tym za grosz propagandy.
2. "Nigdy nie powie się, że są miejsca gdzie to biali są prześladowani, " - i to jest właśnie moment, w którym oceniasz fim za to o czym nie jest, a nie o czym jest. Tak się do filmów nie podchodzi. Po prostu.
3. "Kompetencje polityczne nie zależą od koloru skóry/orientacji/płci i tak dalej" - co ma piernik do wiatraka??? Po setkach lat bycia poniewieranymi w końcu dochodzi do takiego momentu, a Ty się dziwisz że pokazali to w filmie??
4. "A może twórcom chodziło o coś ogólniejszego niż stawianie sytuacji czarnych na równi z sytuacją Żydów z II wojny światowej" - będę się teraz powtarzać (chodź nie z Tobą), ale ok: Już w połowie filmu sam miałem skojarzenia z nieludzkim traktowaniem Żydów w Niemczech, więc w ogóle nie dziwi mnie porównanie naszego Kamerdynera. Problem tylko w tym, że ludzie traktują te słowa AŻ NAZBYT dosłownie.
Ad 1. rozumiem, że jak wyjdzie kolejny film o holokauście to też powiesz - "Dajcie już spokój z tymi Żydami, ileż to można wałkować?" ;>
Masz rację, dokładnie tak powiem :)
1. "Jak nie podoba Ci się tematyka, to nie oglądaj filmu i tyle. Nie ma w tym za grosz propagandy."- wierz mi, gdybym wiedziała jaki będzie to na pewno bym nie obejrzała. Poszłam z przypadku, ale zdanie i tak jakieś mam i nie widzę powodu by go nie wyrażać.
2. Hmm...polemizowałabym czy tak się do filmów nie podchodzi.
3. Nie, to nie jest tak, że się dziwię. Po prostu w tym filmie jest to pokazane tak nachalnie. Ja rozumiem, nigdy nie było czarnego prezydenta( w analogicznej sytuacji kiedyś tam pewnie cieszyły się pierwsze feministki gdy na jakiś wysoki urząd wybrano kobietę) i ja to rozumiem, że była w tych ludziach jakaś tam radość, bo to oznaczało, że nie wszystko jest wyłącznie dla białych. Tylko, że w tym filmie bohaterowie cieszą się z tego faktu w taki jakiś sztuczny sposób. Ogólnie ten film był niezły ale końcówka jest sztuczna.
4. W sumie racja
Czyli mniej więcej się zgadzamy ale:
2. "Hmm...polemizowałabym czy tak się do filmów nie podchodzi." - owszem są filmy, które zajmując się jakimś tematem pomijają ważne kwestie a nie powinny. Ale ten film nie jest o obecnej sytuacji białych w RPA czy przestępczości wśród czarnych w USA tylko o zdobywaniu równouprawnienia przez czarnych.
3. "w tym filmie bohaterowie cieszą się z tego faktu w taki jakiś sztuczny sposób."- porozmawiaj z jakimiś czarnymi jak się cieszyli tego dnia i wtedy dopiero powiesz czy było to sztuczne czy nie ;)
Peace!