Generalnie nastawiony byłem na straszne pokazywanie jak to kobiety miały przesrane itd., wzięło się to z m.in. komentarzy na Filmwebie, ale na szczęście było tego dużo, na tyle, aby zbudować minimalny obraz bohaterki, która nigdy się nie poddawała, to był jeden z plusów jaki mnie zaskoczył w tym filmie.
Drugi pozytyw tego filmu to kot. I za same sceny z kotem i Fury'm ocena filmu poszła o 2 w górę. Dobra gra aktorka Jacksona i świetny motyw Flurkona.
Wszystko przez to, że reszta filmu jest po prostu tragiczna. Aktorka grająca tytułową Kapitan Marvel jest tak drewniana, że mogła by stanąć obok Pinokia na festiwalu kukiełek. W filmie były jawne sytuacje, w których silono się na żarty, baaardzo nieudane żarty. Historia głównej bohaterki została bardzo słabo przedstawiona, rozumiem, że chcieli czymś zaskoczyć, ale dużo lepsze wrażenie zrobiłoby, gdyby film był przedstawiany chronologicznie. Na potępienie zasługują równie efekty specjalnie, pierwsza i finałowa walka, modele kosmitów były tak słabo zrealizowane, albo tak przerysowane, że czasami się zastanawiałem, z którego roku jest ten film. Nie ma też tutaj żadnego zagrożenia dla głównej bohaterki, nie ma żadnych ekscytacji, zaskoczenia, zupełnie nic...
Film był strasznie nudny... Akcja zaczęła akcja zaczęła interesować dopiero pod koniec, ale po takim czasie człowiek już ma to głęboko gdzieś, jak to się skończy.