Do dzisiaj nie potrafię pozbyć się z głowy kilku scen z tego właśnie filmu gdzie przemoc jest przedstawiona bodajże w najbardziej ekstremalny sposób - frywolny i zarazem plugawy... gdzie nie ma taryfy ulgowej
W każdym swoim filmie reżyser ten flirtował z tym tematem ale tutaj przeszedł samego siebie. Rozumiem zamysł reżysera ale jestem ciekaw Waszych opinii. Czy mieliście podobne odczucia podczas tego seansu (nigdy w życiu go sobie nie powtórzę...)
"Samo funkcjonowanie podstawowych mechanizmów kina zdaje się polegać na nieustającej oscylacji między tym, co pokazane, a tym, co nie pokazane, możliwe i niemożliwe do pokazania, a więc pożądane i zabronione"(Helman 2001)
Masz rację. Łeb w imadle, dźganie długopisem, rozwalanie ręki młotkiem, końcowe egzekucje gdzie dwóch dziadków pozbywa się świadków między innymi rozbijając głowę i dusząc ofiarę workiem i w końcu obijanie braci, a potem zakopanie ich żywcem. Scorsese wyzbył się hamulców i po prostu pokazał przemoc w tym świecie taką jaką jest.