To film o szukaniu siebie młodej dziewczyny imieniem Lina. A także film o Port Louis, stolicy Mauritiusu, z perspektywy tytułowej katedry. A tak naprawdę - o niczym.
Przez 75 minut Lina wchodzi w różne interakcje, które najczęściej porzucane są w połowie i nigdy niewyjaśnione. Mamy tu jej ojca szewca, obrażonego na kapitalizm i marnotrastwo ludzi, matkę hipochondryczkę, kolegę z klasy, który jej w niej zakochany, sprzedawcę lodów, lokalnego mądralę i najdziwniejszą postać filmu - creepy białego fotografa stóp (serio, te kadry wypełniają z 5 minut filmu!), który dostrzega w Linie coś głębszego i zmusza ją do refleksji nad życiem. Straszliwy bełkot. Broni się tylko ładnymi zdjęciami Port Louis i fajnie, że można po tym mieście pospacerować z główną bohaterką. Byłby lepszy jako czysty dokument, gdyby wywalił tę dziwną postać fetyszysty no i o wiele krótszy. Tak jest niestety bardzo, bardzo słaby