Dziś obejrzałem "Katyń" po raz drugi; pierwszy raz - tak jak większość odbiorców - widziałem w kinie w czasie szkolnego wypadu; wtedy była to tylko przepustka, by nie być na lekcjach a sam film zdawał się być kiepski, blado wypadającym na tle innych, szczególnie zagranicznych produkcji wojennych.
Kiedy teraz obejrzałem go po raz drugi, tym razem w domowym zaciszu i przede wszystkim w aspekcie sobotniej katastrofy muszę przyznać, że obraz pana Wajdy jest czymś unikatowym. Tak - nie jest produkcją porywającą, sztampową, komercyjną i jej wydźwięk zależy przede wszystkim od właściwego podejścia a może przede wszystkim od poziomu świadomości historycznej. Teraz widzę, co chciał p. Wajda osiągnąć - potraktował "Katyń" jako rzecz szalenie istotną ale także bardzo delikatną, wyciszoną. Tragedia sprzed 70 lat ma w jego filmie wydźwięk bardzo subtelny, narodowy, patriotyczny. A to, że nie ma tutaj jak w produkcjach zza oceanu bohatera rzewnego, prostej fabuły, jasno wytyczonej narracji i szczęśliwego zakończenia nie oznacza, że jest jako całokształt filmem słabym.
Nie wiem, czy można było lepiej - z należną czcią, patriotyzmem oraz pewnym dystansem (co wiemy, że w przypadku tak osobistej tragedii jakiej p. Wajda doświadczył nie jest rzeczą prostą) opowiedzieć ogrom bólu, który po dzień dzisiejszy snuje się pośród katyńskich drzew.