- powiedziałem do reżysera po obejrzeniu filmu. Udało się wygrać chyba już (niestety) ostatni bój i wybić sie ponad poziom ostatnich filmów (Pan Tadeusz i Zemsta). Bo "Katyń" to film co najmniej bardzo dobry. Nie jest to obraz na miarę "Kanału", "Popiołu i diamentu" czy któregoś z "Człowieków", nie jest to też dzieło świeże i oryginalne (ale czy można świeżości i oryginalności wymagać od 80-latka?), raczej od A do Z schematyczne, ale reżyserski instynkt Wajdy sprawia, że w trakcie seansu nie czuje sie tego. No i jest tu obecna największa, moim zdaniem, zaleta jego filmów - emocje. Coś zaczyna się w człowieku dziać, gdy ogląda sceny takie jak rozdzieranie polskiej flagi, Wigilię w obozie (przywodzącą na myśl podobną scenę z wybitnego "Przesłuchania" Bugajskiego), czy oczywiście sceny finalne. I zaskakująca rzecz - frazesy o polskości, zazwyczaj nie robiące na mnie żadnego wrażenia (nie jestem typem patrioty), tu zadziałały. Nie wiem jak... Aktorstwo - bez rewelacji (po Chyrze spodziewałbym sie więcej), ale nie ma też do czego się przyczepić. Muzyka podobnie. Pochwalić należy świetne zdjęcia (Edelman to Edelman) - wydatnie zwiększają siłę oddziaływania poszczególnych scen.
Ode mnie 9/10.
PS Historia zatoczyła koło - Wajda zaczynał od filmów osobistych, stopniowo ową "osobistość" porzucał, by gdzieś w okolicy "Ziemi obiecanej" ostatecznie ja pożegnać, a teraz wrócił do początku. Pięknie.
PS 2 Niestety, sam reżyser nie wierzy w możliwość otrzymania oskarowej nominacji :-(
Dla mnie kreacja Mai Ostaszewskiej była zupełna, zresztą bardzo ją lubię, w każdym filmie coś zostawia. Reżyser stanął przed wyborem, albo głębsze portrety dwóch, trzech bohaterów(jak przy Birkucie), albo czarno-białe emocje. Bohaterów jest tylu, że trudno związać się z którymś mocniej bo pojawiają się nowi(bratanek Anny - Tur, Agnieszka). Emocje u widza nadrobione są za to przez obrazy - rozdzierania flagi na onuce, samobójstwo Jerzego, wreszcie długa scena kończąca film. Wszystko to okraszone nastrojową muzyką Pendereckiego(tego pana nie trzeba przedstawiać) daje wystarczająco dużo wrażeń by pełna sala siedziała cicho jak makiem zasiał, nie odzywając się aż do wyjścia na zewnątrz po seansie.
Andrzej Wajda przyjął koncepcję 'nauczania historii', film jest w znacznym stopniu pomyślany o widzach, którzy nie wiele o całej sprawie wiedzą. Nie skupia się też na oprawcach, i słusznie. Nie ma co podniecać i tak gorących nastrojów Polaków co do Rosjan. Jest też postać oficera radzieckiego, który chce pomóc Annie - reżyser pokazuje, że to nie ludzi trzeba winić, ale najwyższe władze które wydawały rozkazy. Trudno przecież nie zgodzić się, że podczas wojny naród rosyjski wycierpiał nie mniej niż polski i żydowski.
Dlatego reżyser słusznie omija kontrowersje skupiając się nawet nie na zamordowanych, bo na pierwszym planie są Ci którzy przeżyli i ich cierpienie związane pierw z okrutną i haniebną śmiercią bliskich, potem z równie ohydną propagandą. Wystarczająco przekonujący powinien być fakt, że ta historia dotknęła również kapitana Jakuba Wajdę.
Spekulacje o Oscarze jakoś mnie nie interesują. To prawda, że nie należy upatrywać tu wielkich nadziei. Film zrobiono głównie z myślą o polskich widzach. Obcym trudno będzie go w pełni zrozumieć i zaakceptować - zobaczą prostą, 'czarno-białą', patetyczną historię.
Na pierwszym planie musieli być ci, co przeżyli wojnę bo inaczej nie byłby to film osobisty. Wajda te kobiety, których bracia, synowie lub mężowie zginęli oparł przecież na swojej matce. Co do Rosjan i sposobu ich ukazania masz rację - nie chciał niepotrzebnie podgrzewać atmosfery (która już jest gorąca). Podczas tej minuty, jaka była mi dana na rozmowę z nim powiedział, że powinniśmy żyć w przyjaźni z Rosjanami (powiedział też: "Jak ja mogłem się przyjaźnić z Tarkowskim, to wy nie możecie?").
Obrazy - wiesz, to jest dla mnie, możnaby rzec, istota twórczości Wajdy. Poszczególne jego filmy to przede wszystkim zbiór kilku obrazów, zapadających w pamięć i wywołujących emocje. Przykładowo słysząc "Popiół i diament" widzę podpalanie wódki w kieliszkach, widzę śmierć Szczuki, wreszcie - śmierć samego Maćka.
I jeszcze o Oskarach - nie byłbym aż takim pesymistą. Reżyser już kilkoma filmami pokazał, że z hermetycznie polskiego tematu potrafi zrobić dzieło dla międzynarodowej publiczności. Przykładowo "Wesele" zdobyło wiele uznania za granicą, zachwycał się nim sam Elia Kazan (ponoć ciężko mu było uwierzyć, że sztukę będącą podstawą scenariusza napisano na początku wieku). Tak więc jakaś nadzieja jest.
Pozdrawiam
"Na pierwszym planie musieli być ci, co przeżyli[...]"
Tak, tak, no i według mnie całkiem dobrze. Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało wcześniej jako zarzut, że powinien skupić się bardziej też na NKWD i poległych. Te akcenty są w sam raz IMO.
"Co do Rosjan[...] nie chciał niepotrzebnie podgrzewać atmosfery[...]."
Prawda, prawda. Trzeba też w tym miejscu dodać, że w ogóle nie było takiej potrzeby, nie tylko w związku z obecną czy niegdysiejszą sytuacją polityczną. A jak były jakieś oczekiwania - przywalić Ruskim - to one były niesłuszne.
Oscary - zobaczymy, nic nie przesądzam, ale będę to obserwował bez specjalnych emocji: będzie czy nie będzie. Większe jednak szanse byłyby np. w Wenecji, która dopiero co się skończyła(w konkursie był rosyjski film '1612' o wypędzeniu polskich najeźdźców z Moskwy - obecnie putinowskie święto narodowe). Tyle, że realizatorzy obmyślili premierę na 17 września, i dobrze.
pzdf
Żeby nie było tak pięknie napiszę tu jednej drobnej przywarze jakiej się dopatrzyłem. Niejaki Tur, pojawiający się w drugiej części jest bratankiem Anny. Jego ojciec a jej brat zginął w Katyniu. Tymczasem zupełnie pominięto ten wątek. Anna słowem nie wspomina o bracie, jakby zginął tylko Andrzej(jest za to mowa o śmierci jej teścia w Sachsenhausen). Trochę to się nie trzyma kupy: raz - trochę przegięte, traci i brata i męża i teścia, przy czym Andrzej tęż nic nie wspomina o swoim szwagrze, ani nie ma takiej postaci; dwa - Tura należało określić jako jakiś dalszy znajomy Anny, a nie syn jej zmarłego w Katyniu brata.
Ale i tak dałem 10/10, bez czepiania się ;>
Może na wyrost - nie ważne ;>
Motyw Tura niezbyt mi sie podobał, spokojnie można by go pominąć. Mam wrażenie, że wsadzono go na siłę, żeby pokazać scenę ze słynnym plakatem o "zaplutym karle reakcji".
A mnie przeciwnie, podobał się. Tylko trochę 'plastikowy' ten Tur, jakby był supermenem się zachowuje. A podobał mi się bo to był jedyny taki lekki fragment, na chwilę można było się nawet uśmiechnąć("-Przepraszam, nie znam Krakowa. Gdzie tu uciekać?"), ta ucieczka na dach jak i samo zrywanie plakatu mi się spodobały. Rozmowa w szkole też.