PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=271956}
6,8 223 tys. ocen
6,8 10 1 223109
5,8 44 krytyków
Katyń
powrót do forum filmu Katyń

-
-
-
-
No dochodzę do wniosku, że tytuł tematu już zachęcił was do otworzenia go więc teraz na poważnie. Oto moja recnzja Katynia:

Ochy i achy nauczycieli, gwizdy i jęki krytyków. Co jestem skłonny poprzeć?

Wajda przyzwyczaił nas do gniotów, które są niewiadomo jak zachwalane za samo nazwisko Wajda. Robi filmy takie, by była sytuacja jak z filmami o Janie Pawle II. Mianowicie wybiera temat, który jest dla nas, Polaków ważny. Tak ważny, że jak się uważa taki film za słaby to można być zadziobanym przez stado mówiące, że człowiek nie współczuje, nie jest katolikiem czy inne brednie. Z odpowiedzią na pytanie znajdujące się na początku nie mam zamiaru czekać aż do podsumowania. Film jest słaby. Strasznie słaby. Słaby i głupio zrealizowany.

Jednym z zupełnie nie pasujących mi pomysłów, jest nie wprowadzenie głównego bohatera. Wiadomo, Wajda chciał pokazać historię bardziej rozlegle. Chciał wzbudzić u nas sympatię do wielu postaci, by byśmy wyszli jak najbardziej poruszeni z kina po ich śmierci (nie mówcie, że zdradziłem niesamowitą tajemnicę zakończenia. Przecież chyba każdy wie jak ten film musi się skończyć), ale niestety, nie wzbudził - przynajmniej w moim przypadku - sympatii do żadnej z postaci. Znacznie bardziej wolałbym obejrzeć film z ciekawym bohaterem, z którym bym się "zżył" by na końcu doznać szoku (takiego szoku doznałem czytając opowiadanie "Trochę poświęcenia". Niemal się załamałem. Sapkowski potrafi zepsuć humor, umie grać na emocjach). Na początku kibicowanie: "Niech przeżyje. Napewno tam mają w scenariuszu, że ta postać ucieknie albo coś...", a na końcu mówienie z żalem: "Taka sympatyczna postać, a tak skończyła. I po filmie powinna nas najść myśl, że takich postaci w katyniu zginęło znacznie więcej.

No, ale trudno czuć sympatię do tak słabo przedstawionych postaci. Dobry aktor gdy płacze, sprawia, że i nas coś ściska za gardło (Tom Hanks dla przykładu), no ale jak Maja Ostaszewska płakała i zawodziła przez prawie cały film, to nie czułem wzruszenia. Co najwyżej żałość. Małaszyński to już w ogóle niesamowity typ. Wspaniały scenariusz dał mu niesamowite pole do popisu. Jeżeli dobrze pamiętam to on zagrał w trzech scenach (mogę się mylić), w tym jedna, to jest scena śmierci. Ale nazwiskiem film promować już można. Oczywiście to nie jego wina, tylko scenariusza, lecz on też popisu nie dał. Jego wściekłość wyglądała lekko śmiesznie. Englert też wiele nie pograł. Najwięcej pograł chyba Chyra i Żmijewski (jeżeli chodzi o mężczyzn). Chyra się nie popisał. Ale poniżej swojego poziomu też nie spadł. Można powiedzieć, że i tak zagrał prawie najlepiej w tym filmie. Prawie, bo musiał ustąpić miejsce. Komu? O dziwo - Żmiejwskiemu. Jego gra aktorska naprawdę mnie miło zaskoczyła, zagrał naprawdę przyzwoicie. Scena gdy zobaczył się z żoną i córką naprawdę wiele zyskała (a może raczej - nic nie straciła) dzięki niemu.



Ciąg dalszy do przeczytania na: http://www.northim.blox.pl