Jak to bywa u Andrzeja Wajdy dramat przez duże D. Kolejny epizod martyrologii polskiego narodu ukazany z niewiarygodną szczegółowością. Oczywiste jest, że nie da się takiego tematu potraktować lekko, jednak film ten, podobnie jak „cały Wajda” przepełniony jest niewyobrażalnym żalem do całego świata, poczuciem świętej krzywdy i pragnieniem, żeby wszyscy uznali, że my Polacy jesteśmy najbardziej skrzywdzonym narodem w historii wszechświata (a to delikatnie mówiąc mija się z prawdą). Dobry dramat cechuje równowaga między wydarzeniami dramatycznymi a zwykłym zachowaniem ludzi, którzy (chociażby nieliczni) nawet w najbardziej dramatycznych momentach zachowują odrobinę pogody ducha, nadziei i poczucia humoru. U Wajdy widzimy samych dystyngowanych, poważnych (tudzież zgorzkniałych) ludzi o żelaznych obliczach, pogrążonych w niekończącym się dramacie prześladowania naszego narodu. Nikt się nie uśmiecha, nikt nie śmieje (a już na pewno nie szczerze). Płytka wizja, płytki film. Polska Pasja w, której Chrystusem są polscy oficerowie, a Matką Boską ich rodziny. Szkoda tylko, że żaden ze znakomitych aktorów, którzy grają u Wajdy nie jest w stanie tchnąć choć odrobiny realizmu w jego dramatyczną wizję świata - 4/10