Bolesna prawda jest taka, że Wajda skończył się już w '83, kiedy nakręcił ostatni swój dobry film - Dantona.
Powiedzmy sobie szczerze, oddajmy reżyserowi to, co mu się należy (Kanał, Popiół i diament, Wesele, Człowieka z marmuru, Popioły, wspomnianego Dantona i ewentualnie Panny z wilka), ale teraz to on same gnioty robi.
Najpierw spartaczył znakomitą sztukę Fredry, potem zniszczył niezły materiał na film o Solidarności, a teraz zabrał się osobisty temat i - w mojej opinii - zrobił film dla siebie (poza ostatnimi 10 minutami, które może obejrzeć każdy). No bo dla kogo jest te 115 minut tego filmu?
Młodzież się wynudzi i poczuje, jak na lekcji historii, bo tu akcji, jak na lekarstwo, a starsza widownia nie dość, że się wynudzi (wszak ten film to nic nowego, a relacje bohaterów są surowe, jednoznaczne, bezbarwne, po prostu słabe, np. Stenka wyzwała Chyrę od Sowietów, więc walnął sobie w łeb), to będzie jeszcze zdegustowana kilkoma brakami logicznymi, serialową obsadą, beznadziejnym scenariuszem i niemałą dawką patosu.
Bo - w gruncie rzeczy - film nie powinien nazywać się "Katyń", tylko "Jak pokochałam oficera polskiego?". Dlaczego, to już każdy, kto widział, wie.
Poza tym, niektóre ujęte w filmie wątki były po prostu bezcelowe. Bo oglądając sceny z Pawlickim odniosłem wrażenie, że Wajda chciał po prostu zapchać czymś czas ekranowy. Czemu ten wątek służył?
Wajda w ogóle nie powinien brać się za ten film. Z tej prostej przyczyny, że problem filmu dotknął go w rzeczywistości i sam materiał potraktował po prostu zbyt osobiści, tak zależało mu na pokazaniu tego, co czuł po stracie ojca, że zapomniał, że film ma zainteresować widzów. Poza tym, wiele relacji pomiędzy bohaterami uznał za oczywiste i słabo je poprowadził, czego efektem marność nad marnościami... I wszystko marność... Prawie wszystko.
Czy niezbędnym było dokumentalizować ten temat? Czy nie można byłoby zaciekawić widza tworząc - dajmy na to - jakąś fikcyjną próbę ucieczki więźniów katyńskich i na tym oprzeć cały film?
Można było. I wtedy - dawkując wartości historyczne - film byłby dla każdego. Tak jest dla nikogo.
Tylko na to potrzeba byłoby troszkę więcej niż 4 mln euro. No i kogoś innego za kamerą (jeśli już koniecznie Polak, to np. Polański, albo Zanussi).