Nie spodziewałem się po tym filmie tak marnej intrygi, jak ta ze swetrem, przez który na liście zamordowanych w Katyniu znalazł się właściciel swetra, a nie osoba, która miała ten sweter na sobie. Przecież przy rotmistrzu (Artut Żmijewski) znaleziono prywatne rzeczy (m.in. osobisty notes), więc wątpliwe jest, by rozpoznanie zwłok opierało się wyłącznie na nazwisku napisanym na swetrze. Poza tym Jerzy (Andrzej Chyra) miał inny stopień wojskowy od rotmistrza, wiec same pagony na ramieniu wskazywałyby, że rotmistrz nie jest porucznikiem, za którego go uznali.
W większości przypadków prywatnych rzeczy nie wrzucano do masowych grobach wraz z zabitymi jeńcami, a takie pomyłki rzeczywiscie się przydarzały. Jeńcy w kieszeniach mieli głównie książeczki wojskowe itp. rzeczy.
Jeśli w kieszeniach mieli głównie książeczki wojskowe, to tym bardziej nie powinno być problemu z indentyfikacją zwłok.
Owszem zdaję sobie sprawę z tego, że takie pomyłki miały miejsce, ale bazowanie w filmie na takim zdarzeniu jest bardzo naiwne i celowane na mało wymagającego widza. Osobiście spodziewałem się po Wajdzie czegoś więcej niż tylko prostej i naiwnej fabuły.
Zgadzam się w 100%. Po prostu tani chwyt, pokazanie rzeczy praktycznie niemożliwej...
Może, ale ten sweter to przecież tzw. MacGuffin, pretekst. Ważne są skutki tej pomyłki, nie jej przyczyny. Nie róbcie z tego takiego halo.
Rotmistrz w finałowej scenie jest tylko w swetrze. Płaszcz a pagonami i rzeczy osobiste najpewniej odebrano mu wcześniej.
Tak marnej intrygi powiadasz? Cóż, ta sytuacja akurat oparta jest na prawdziwym zdarzeniu. Życie to marny scenarzysta.