Wajda powrócił. I to w dobrym wydaniu. Syn zamordowanego w Katyniu ojca na pewno długo zmagał się z tematyką katyńską. Dobrze, że w końcu odważył się nakręcić film o jednym z najboleśniejszych momentów polskiej historii. Cenię ten film z kilku powodów. Przede wszystkim ukazuje obiektywnie, bez żadnych zakłamań, niedomówień, eufemizmów prawdę, czyli tragiczne losy polskich oficerów i ich rodzin. Dramat Polski rozdartej między dwa totalitarne mocarstwa idealnie ukazuje rozpaczliwa sytuacja matki zamordowanego przez Sowietów syna i żony zamordowanego przez Niemców męża. Słowa ,,nie można stracić i męża i syna", gdy okazują się nieprawdziwe, bolą najbardziej. Podoba mi się również kompozycja czasowa filmu - ukazanie najpierw wydarzeń z września 1939, potem epizody z wojny i niewoli, później problem katyński w pierwszych latach ustroju komunistycznego, a na końcu - powrót do roku 1940. To, że Wajda umieścił sceny samego ludobójstwa na końcu dzieła, jeszcze bardziej przemawia do widza. Żadna scena mordu nie zrobiła na mnie takiego wrażenia od czasów Pianisty. Zimne zachowanie Rosjan, rozpacz oficerów widzących leżące już w dole ciała, rozlegające się z daleka strzały - to robi piekielne wrażenie. Wajda posłużył się w ,,Katyniu" również symboliką - symbol rozdzieranej polskiej flagi, symbol ziemi, która w końcowej scenie dosłownie i przenośnie zaciera ślady zbrodni. Jedną z innych zalet filmu jest to, że traktuje o osobistych dramatach kilku postaci - matki, żony, córki, siostry. Konflikt dwóch sióstr, z których jedna pozostaje konsekwentna wyznawanym ideałom prawdy a druga wstępuje do partii - ukazuje moralne problemy tamtych czasów. Wywarło to na mnie tak duże wrażenie, że sam zacząłem się zastanawiać - co ja bym w tamtych czasach, w tamtych okolicznościach zrobił? Czy człowiek jest na tyle silny, by przeciwstawić się kłamliwemu systemowi czy zachować się jak oportunista, pogodzić z przegraną de facto wojną i zacząć nowe życie w nowym systemie.
Pozytywnie zaskoczyła mnie również gra aktorska, zwłaszcza naszych aktorek. Stenka to uosobienie kobiecości - kobiety eleganckiej, pięknej, i cierpiącej, będącej na skraju załamania nerwowego. Także obie panie Maje wypadły bardzo przekonująco, wystąpiły tak, jakby wcale nie grały tylko zachowywały się naturalnie. Spodobał mi się również pan Żmijewski, za którym dotychczas nie przepadałem. W filmie są zawarte niestety i sceny kiczowate, rzekłbym infantylne - na przykład łopatologiczne cytaty żywcem wyjęty z encyklopedii w stylu ,,To Mołotow, radziecki minister spraw zagranicznych" oraz przesadny patos, czy też przesadna teatralność. Myślę, że prosta kobieta będąca u fryzjera nie powiedziałaby słów godnych jakiegoś starożytnego filozofa o trybunale szaleńców sadzących szalonego. Brzmi to bardzo sztucznie i widać, że reżyser nieco przedobrzył. Denerwowała mnie także muzyka Pendereckiego, zresztą nie pierwszy raz. Nie kryję niechęci wobec jego twórczości. Penderecki odebrał wiele nagród, jest cenionym kompozytorem na całym świecie, jednak mnie nie przypada do gustu jego twórczość i sądzę, że jego muzyka nie pasuje jako ścieżka dźwiękowa. Poza tymi drobnymi wadami śmiem twierdzić, że ,,Katyń" to film bardzo udany i cieszę się, że jeden z największych polskich reżyserów, mimo ostatnich nieudanych prób kręcenia filmów stworzył dzieło tak złożone, tak prawdziwe, tak smutne i piękne, które na długo zapada w świadomości Polaka. I jeszcze jedno - zwracam sie tu to osób, które uważają, że ,,Katyń" to pseudopatriotyczny film, na który chodzą tylko wycieczki szkolne. Otóż to nie jest bynajmniej film dla dzieci. Dzieci z podstawówki po prostu tej tematyki nie zrozumieją. Jeśli już, to jest to film dla trochę starszej młodzieży. I nie tylko, bo moim zdaniem żadnemu Polakowi nie zaszkodziłoby obejrzenie tego filmu i powtórzenia sobie chociażby podstawowych dat i wydarzeń historycznych.