Jeśli film rzeczywiście powstał na podstawie biografii to mamy odczynienia z porażką. Przykład jak dobry temat można zrąbać.
Ciekawi mnie, jaka była reakcja Sama Childersa. Pewnie się za głowę łapał, jak to oglądał, lub rozwalił telewizor ;)
Musiał wyrazić zgodę, poza tym firmuje ten film swoją osobą bo na samym końcu występuje. Ale temat został potraktowany płytko i pod publikę z taka typowo hollywoodzka pompą, gdzie albo Rambo ratuje biednych misjonarzy (swoją drogą jakoś nie porywa się katolickich księży w takich ilościach jak protestanckich misjonarzy), albo ktoś anonimowy staje się sam Rambo i robi porządek. Nie mogę sobie wyobrazić jak by Hollywood miał zrealizować film np. w oparciu o przykład Gandhiego.