Oglądałem ten film z zainteresowaniem. Gerard Butler dobry w roli głównej, Michael Shannon, którego pamiętam z rewelacyjnej kreacji w "Drodze do szczęścia", tutaj bezbarwny. Szkoda, że występują typowo amerykańskie zagrywki. Nie będę pisał jakie, żeby nie spoilerować. Na plus, że tytułowy bohater nie jest ukazany jak posąg. Są przedstawione jego słabsze momenty, rozterki itd. Muzyka taka sobie. Reżyseria też przeciętna. Forster wnerwił mnie już w "Quantum of solace" jazdami kamery, co do Bonda zupełnie nie pasowało. Ciekawie pokazany kontrast między pobytem w Sudanie a w Usa. Chwilami film bardzo poruszający. Nie sugerować się tytułem polskim wskazującym na dziełko w klimacie "Maczety". "Machine Gun Preacher" to poważny dramat biograficzny z kilkoma scenami akcji, według mnie nie jest to żadne wielkie kino, ale można obejrzeć.