Widziałam go dwa razy, najpierw w kinach, potem wersję rozszerzoną. Za każdym razem
płakałam - a na filmach nie płaczę nigdy. Ten film doskonale pokazuje, że największymi i
najpodlejszymi bestiami świata są ludzie. Kong nie był niczemu winien. Był zmęczony,
samotny, chciał tylko trochę towarzystwa i uczuć. Pokazał jak bardzo desperacko tego
potrzebował wielokrotnie ryzykując swoje życie w obronie Ann - zupełnie wbrew
zwierzęcemu instynktowi samozachowawczemu. Tak naprawdę, był najbardziej "ludzki" ze
wszystkich postaci. Ludzie natomiast po raz kolejny pokazali, że są bezduszni i liczą się tylko
zyski. Wyrwali dla kilku dolarów Konga z jego domu, znęcali się nad nim, a na koniec z
wielkim oburzeniem zamordowali go, bo po prostu się bronił. To nie Kong był bestią - byli
nimi ludzie.