Wszyscy widzą tu tylko efekty komputerowe, i porównania z Parkiem jurajskim. A przecież King Kong to historia z kluczem psychoanalitycznym. Nie bez powodu, przed zejściem na Wyspę Czaszek słyszymy cytat z Jądra Ciemności Josepha Conrada, który powinien skierować uwagę widza na psychologiczne aspekty historii. Według mnie - Wyspa Czaszek symbolizuje id, zaś Nowy Jork ego, a sam King Kong stanowi spersonalizowany symbol pierwotnej męskiej seksualności. Dodajmy jeszcze finał na Empire State Buildind - wyraźny symbol falliczny, i mamy alegoryczną opowieść o ewolucji męskiej psychiki. Może i trochę naciągane, ale przyznajcie, że coś w tym jest.
Haha. Tyle, że w mej opinii o "King Kongu" nie jestem osamotniony. Wersja z 1933 roku była kilkakrotnie analizowana według klucza psychoanalitycznego, i podejrzewam, że Peter Jackson znał tę interpretację. Polecam lekturę książki "Kobieta i demony. O widzu horroru filmowego" Iwony Kolasińskiej. O ile się nie mylę, tam jest chyba rozdział poświęcony wersji z 1933 roku.
taaaa bardzo lubię jak jacyś ludzie piszą książkę o pierdołach i doczepiają swoje "ale" filozoficzne to cudzych prac i je interpretują.
"kilkakrotnie analizowana według klucza psychoanalitycznego" - każdy film po takiej analizie okazuje się głębokim geniuszem. Wystarczy dobrze do niego podejść. To tak na serio. A szeczerze to jeśli coś chce się przekazać to trzeba umieć. Efekty nie załatwiają wszystkiego i przydługie nie potrzebne sceny też. Peter miał wizje, ale nie wiedział, czy bardziej woli iść w psychologię czy w efekciarstwo. Sceny jak robaki atakują Szpilmana, czy cały początek mogły być spokojnie okrojone. PO co te robale ? Po nic. Jeśli chcieli zmiejszyć ilość żywych ludzi wystarczyło ich podłączyć pod tych co spadają z tego pnia. Wsio. A tak nie potrzebnie jest to przedłużone. Sam początek zmieściłby się w 4 scenach i było by git. po co nam wiadomość że Jack Black nielegalnie ucieka statkiem i podjeżdza policja, skoro jak wraca nie ma żadnych konsekwencji ?? PO NIC. :) Po co tyle scen na statku ?? Oprócz paru w których poznajemy bohaterów nic nie wnoszą, np. Jimmy dla całej fabuły ma nijakie znaczenie, a twórcy na statku się na nim skupiają. Po co??? Skoro nie jest nawet składową ważnego elementu filmu.:D itd itp.
Tak szczerze to nie każdy film da się tak zanalizować. Po drugie powtarzam, że w tym przypadku, reżyser wyraźnie podkreślił alegoryczny wymiar filmu, i własnie dlatego umieścił scenę, gdzie zostaje przeczytany fragment z "Jądra ciemności". I nie chodzi mi o to, czy film jest udany, czy też nie, tylko o to, że podtekst wyraźnie tam jest, i koniec. A co niepotrzebnych scen - równie dobrze mógłbym powiedzieć, że sekwencja otwierająca "Poszukiwaczy zaginionej arki" - ta z pająkami, ogromniastą kulą - również do niczego nie jest potrzebna, a film mógłby się spokojnie zaczynać od sceny wykładu. Wydaje mi się, że scena, kiedy Jack nielegalnie odpływa statkiem, ma na celu scharakteryzowanie tej postaci, a poza tym jest całkiem niezła. Jacskon chciał zrobić film epicki, nie do końca mu się to udało, przyznaję, ale i tak jest tam więcej plusów, niż minusów.
A co do tekstu: "taaaa bardzo lubię jak jacyś ludzie piszą książkę o pierdołach i doczepiają swoje "ale" filozoficzne to cudzych prac i je interpretują" - ja za to uwielbiam, kiedy ludzie oceniają książki, których nawet w rękach nie mieli. Po prostu kocham ten rodzaj ignorancji.
Gerard, faktycznie cos jest w tej tezie, ze King Kong to metafora pierwotnego mezczyzny. Oczywiscie z tym podtekstem nalezy uwazac, zeby go nie traktowac az tak serio, jakby to sugerowala autor tej ksiazki. Jest to przede wszystkim swietnie zrealizowana rozrywka z bardzo wyraznym love story, ktore moze i traci nieco dzieckiem, lecz przeciez po to sie ten film oglada - by obudzic w sobie chociaz na jakis czas dziecko laknace nowych przygod na duzym ekranie.
Zgadzam sie tez z kolei z Redgardem, ktory narzeka na przedluzenie niektorych scen. Jasne, z punktu widzenia glownej fabuly, dodawanie sekwencji z wielkimi robalami nie bylo az tak potrzebne. Momentami tez czulem ten przesyt efektow CGI. Ale to tylko potwierdzilo, ze Jackson potrafi sie obchodzic tymi zabawkami z fantazja malego chlopca i nie martwi sie zbytnio kosztami, jaki musial poniesc za dokrecenie nastepnych scen z nimi. Prostym jest jak drut, ze nowa wersja nie przebije starej, bo to tylko nowoczesna zabawa z oryginalem z roku 33. Lecz takze wielki hold zlozony produkcjom monster movie, dajacym ich tworcom, jak i publice oczywiscie - sporo uciechy. A jak dla mnie film jest epicki, zwlaszcza w drugiej polowie.